Raport zawierający propozycje radykalnych reform UE został przyjęty przez europosłów we wczorajszych głosowaniach niewielką większością. Rozpoczęcie procedury zmiany traktatu może, ale nie musi nastąpić wkrótce.

Za przyjęciem raportu przygotowanego przez parlamentarną Komisję Spraw Konstytucyjnych głosowało 291 europosłów, 274 było przeciw, a 44 wstrzymało się od głosu. Przeciw byli zarówno posłowie PiS i Suwerennej Polski, jak i chociażby PO, których zobowiązał do takiego głosowania lider ugrupowania Donald Tusk. Teraz przyjęty w raporcie projekt zmian unijnego traktatu trafi pod dyskusję ministrów państw członkowskich i może zostać zarówno skierowany do liderów państw i rządów, jak i zostać odrzucony za parę tygodni. Rezolucja zawierająca raport została przyjęta zaledwie 17 głosami, co nie daje jej zbyt dużego mandatu i nie świadczy o poparciu całego parlamentarnego mainstreamu. Swój projekt reform opracowuje też Komisja Europejska.

Ciąg dalszy 12 grudnia

Pod projektem podpisały się właściwie wszystkie główne frakcje w PE, a konkretnie reprezentujący je czterej europosłowie z Niemiec oraz jeden Belg – Guy Verhofstadt, słynący ze swoich radykalnych federalistycznych poglądów. Raport, który przygotowali w trakcie prac w komisji, zakłada m.in. zniesienie zasady jednomyślności podejmowania decyzji w polityce zagranicznej, obronności czy sprawach podatkowych. Ponadto poszerza znacznie kompetencje UE kosztem kompetencji państwowych w wielu obszarach – według tej propozycji kwestie środowiskowe byłyby wyłączną kompetencją organów unijnych. Europosłowie chcą też znacznego zwiększenia roli PE kosztem Komisji, która stałaby się technicznym organem o charakterze politycznym. Propozycje są określane w europejskim mainstreamie jako „radykalne”, choć sam Verhofstadt podczas debaty określał je jako „historyczną szansę”. Dla europosłów to właściwie ostatnia okazja na zainicjowanie dyskusji o zmianach traktatowych przed szykowanymi na wiosnę wyborami europejskimi.

To, że posłowie zagłosowali za raportem, nie oznacza jeszcze rozpoczęcia procedury zmiany traktatu. Prezydencja hiszpańska chce możliwie najszybciej zorganizować dyskusję wokół raportu PE. Reprezentujący prezydencję minister ds. UE Pascual Navarro Ríos jeszcze w trakcie wtorkowej debaty zapewnił, że Rada ds. Ogólnych zajmie się raportem na posiedzeniu 12 grudnia. Wówczas ministrowie mogą zwykłą większością głosów przekazać go Radzie Europejskiej, czyli unijnym liderom. Najbliższe spotkanie Rady Europejskiej jest zaplanowane na 14–15 grudnia.

Raport odchodzącego parlamentu

Kluczową kwestią w kontekście zmian traktatowych jest powiązanie ich z rozszerzeniem UE. Według głównych unijnych graczy, przede wszystkim Niemiec, przyjęcie do Unii nowych państw powinno być uzależnione od reformy unijnego traktatu. Takiej logice sprzeciwia się, przynajmniej oficjalnie, Komisja Europejska. Wiceszef KE Maroš Šefčovič przedstawił takie stanowisko podczas wtorkowej debaty, choć zapewnił, że Komisja zaprezentuje wkrótce swoją opinię na temat raportu europosłów.

Jan Olbrycht (PO, EPL) podkreśla w rozmowie z nami, że przyjęty wczoraj projekt wymaga reakcji ministrów państw członkowskich, ale niekoniecznie uruchomienia procedury traktatowej. – To jest zresztą stanowisko odchodzącego PE – jest bardzo rozbudowane, ale nosi znamiona rezolucji – dodaje europoseł PO. Wszystkie rezolucje PE nie są wiążące. Olbrycht przekonuje, że do zmiany traktatu jako umowy międzynarodowej potrzebna jest wola polityczna wszystkich członków UE, a tej obecnie nie ma. Europosłowie PiS i Suwerennej Polski z kolei od początku dyskusji wokół zmian traktatowych, zainicjowanej przez Komisję Spraw Konstytucyjnych, krytykowali raport, który – jak podkreślają – znacznie osłabia państwa kosztem wspólnych instytucji.

PiS złożył zresztą w Sejmie projekt uchwały, w którym zarówno sprzeciwia się propozycjom reform zawartych w stanowisku PE, jak i podkreśla poparcie dla obecności Polski w UE. Projekt uchwały zobowiązuje też rząd do sprzeciwu wobec zmian traktatów, które odbierałyby kompetencje państwom członkowskim, w tym w zakresie weta. Po głosowaniach w PE była premier, europosłanka PiS Beata Szydło akcentowała, że w dyskusji o zmianach istotny będzie głos polskiego rządu i polskiego premiera. – Donald Tusk powinien przekonać swoich kolegów z EPL z innych państw, żeby zastopować to szaleństwo – mówiła Szydło.

Współprzewodniczący EKR, europoseł PiS Ryszard Legutko, w toku debaty ocenił propozycję PE jako próbę „zagrabienia wszystkich ważnych kompetencji państw członkowskich”. – To sprawozdanie jest dowodem na to, jak niebezpieczna stała się Unia. Przypomina to historię doktora Franken steina, który chciał stworzyć cudowną istotę, a stworzył potwora – ironizował Legutko. ©℗

Mniej państwa, więcej Unii

Choć w propozycji europosłów zmiany obejmują wiele obszarów funkcjonowania instytucji UE, to w prawie każdej kwestii opierają się na federalistycznych założeniach. Najważniejszym punktem jest zmiana systemu podejmowania decyzji z jednomyślności na większość kwalifikowaną także w sprawach budżetowych, polityki zagranicznej i podatkowej. Choć dziś wiele obszarów obejmuje system większości kwalifikowanej, to taka zmiana odebrałaby Polsce i każdemu pojedynczemu państwu możliwość blokowania niekorzystnych dla nich projektów. Ponadto europosłowie chcą dodać kompetencje w zakresie środowiska do wyłącznych kompetencji UE, natomiast zdrowie publiczne, ochronę ludności i przemysł przesunąć do kompetencji dzielonych, co oznacza utratę przez kraje bezpośredniej kontroli nad niektórymi obszarami prawodawstwa. PE chce też ogólnounijnych referendów „w istotnych sprawach”, co premiowałoby najliczniejsze społeczeństwa. A na koniec Komisja Europejska miałaby się stać technicznym organem, którego szefa wybieraliby europosłowie, a on z kolei dobierałby komisarzy na podstawie preferencji politycznych. Wskutek tego Polska mogłaby zostać pozbawiona nawet teki komisarza. ©℗

MR