Pełne wyrozumiałości potraktowanie uczestników antyżydowskiego pogromu w Dagestanie kontrastuje z wysyłaniem do więzień internautów za określanie wojny wojną. Choć Kreml szafuje hasłami antyfaszystowskimi, sam coraz częściej odwołuje się do nastrojów antyizraelskich, a czasem wprost antysemickich. Nie współgra to może z linią propagandową, ale już ze współpracą z Hamasem i popierającym go Iranem – jak najbardziej.

Przypomnijmy: 29 października tłum mieszkańców Machaczkały wdarł się na lotnisko natchniony plotką, że do stolicy Dagestanu przybywają uchodźcy z Izraela. I choć w zamieszkach nie ucierpiał ani jeden pasażer lotu z Tel Awiwu, rany odniosło 20 osób. Do mniej gwałtownych akcji antyżydowskich doszło w innych miastach Kaukazu, m.in. w Chasawiurcie, Czerkiesku i Nalczyku. O liczbie pociągniętych do odpowiedzialności uczestników pogromu mówił w niedzielę Siergiej Baczurin z MSW. Policja zatrzymała 201 osób, z czego 155 ukarano administracyjnie. 107 osób ukarano za wybryk chuligański, 82 za niepodporządkowanie się żądaniom funkcjonariusza policji. Większość ma zapłacić grzywny, a 38 osób spędzi do 10 dni w areszcie. Przez sprawy karne przewija się 11 nazwisk. To niewiele, biorąc pod uwagę dużo surowsze kary, na jakie narażają się uczestnicy wystąpień antyrządowych.

Urzędnicy bagatelizowali zajścia, stosując frazy nieprzesadnie kompatybilne z rosyjską praktyką penitencjarną. Dobrych chłopaków nie ma co ścigać, bo – jak dowodzili lokalni imamowie – „to nasze dzieci i wnuki, a ponieważ udało się uniknąć ciężkich skutków, to nie ma konieczności karania dagestańskiej młodzieży”, a poza tym – jak dodawał Władimir Putin – zostali oni sprokowani („zadziwia postawa zamorskich działaczy; popierają Izrael, a u nas próbują organizować żydowskie pogromy, to po prostu świństwo”). Krótko mówiąc, należy „okazać wielkoduszność” (to akurat Kamil Samigullin, szef Duchownego Zarządu Muzułmanów Tatarstanu). I choć były głosy odrębne (gubernator Dagestanu Siergiej Mielikow pisał o „rażącym łamaniu prawa”), zasadnicze stanowisko było bardzo łagodne.

Dagestański pogrom z przestrachem relacjonowały rosyjskojęzyczne media w Izraelu, podobnie jak wizytę delegacji Hamasu w Moskwie, która nastąpiła już po jego rajdzie na Izrael, oraz radość z tego powodu, jaka zapanowała w mediach kremlowskich. Przypominano przy okazji antysemicki posmak innych komentarzy przywódców Rosji. W czerwcu Putin nazwał Wołodymyra Zełenskiego „hańbą narodu żydowskiego”, odwołując się, zapewne nieświadomie, do określenia z języka jidysz „a szande far di gojim”, którym określano Żydów zachowujących się niegodnie na oczach gojów, zaś we wrześniu oświadczył, że najbardziej wpływowa postać, która wyemigrowała po ataku na Ukrainę, „nie nazywa się już Anatolij Borisowicz Czubajs, ale Mojsza Izrailewicz jakiś tam”. A wiosną 2022 r. szef MSZ Siergiej Ławrow, mówiąc o Zełenskim, komentował, że „Hitler też miał żydowską krew”, za co Putin musiał się kajać przed ówczesnym premierem Izraela Naftalim Bennettem.

Każdy taki epizod wpływa na postrzeganie Kremla w oczach diaspory żydowskiej, a reszcie przypomina, że języki świata słowo „pogrom” zaczerpnęły z rosyjskiego. Z czego część nacjonalistów jest dumna; istniejący przed dekadą portal publicystyczny nosił nazwę „Sputnik i Pogrom”. Przy czym ze względu na zapaść technologiczną to pierwsze skojarzenie jest coraz mniej aktualne. ©℗