Najważniejszy ukraiński generał przyznał, że kontrofensywa nie przyniosła oczekiwanych rezultatów, a widowiskowego przełamania frontu raczej nie należy oczekiwać.

Artykuł i wywiad głównodowodzącego obroną Ukrainy gen. Wałerija Załużnego dla tygodnika „The Economist” to pierwszy tak donośny głos przedstawicieli władz rozwiewający iluzje o szybkim zwycięstwie na tle powolnej jak na rozbudzone oczekiwania kontrofensywy. Jednocześnie w społeczeństwie rośnie przyzwolenie na otwartą krytykę władz, stłumioną po rozpoczęciu rosyjskiej inwazji. Zgodnie z najnowszym sondażem KMIS 70 proc. Ukraińców uważa, że mimo wojny można krytykować rządzących, a 25 proc. – że należy odłożyć spory na potem jako podważające jedność narodową. W maju 2022 r. te proporcje były dokładnie odwrotne.

W artykule, którego tłumaczenie zostało w czwartek opublikowane na stronie internetowej sił zbrojnych Ukrainy (ZSU), co tylko podkreśla jego rangę, Załużny pisze, że wojna na dobre przeszła w fazę pozycyjną, co dla Kijowa jest złą wiadomością, ponieważ „prowadzi do jej przewlekania i niesie wielkie ryzyka zarówno dla ZSU, jak i dla państwa jako takiego”. „Poza tym to korzystne dla przeciwnika, który wszelkimi sposobami usiłuje odnawiać i zwiększać własną potęgę wojskową” – czytamy. Powszechnie szanowany w kraju i za granicą oficer dodaje, że aby wyjść z tej pułapki, należy uzyskać przewagę w powietrzu, pokonać rosyjskie umocnienia, zwiększyć efektywność walki artyleryjskiej i radioelektronicznej oraz stworzyć i wyszkolić niezbędne rezerwy. Wszystko to wymaga jednak jeszcze większego wsparcia ze strony Zachodu.

W opublikowanej równolegle rozmowie Załużny przyznaje, że popełnił błąd, przewidując w 2022 r., iż szybko rosnące straty zmuszą Kreml do korekty polityki. – Rosja ma co najmniej 150 tys. zabitych. W dowolnym innym kraju takie straty zakończyłyby wojnę – mówił generał i dodawał, że Władimir Putin odwołuje się do wojen światowych, w których straty Moskwy liczono w milionach zabitych. Co ciekawe, oficjalnie Kijów podaje, że na froncie zginęły już 303 tys. Rosjan. – Gdyby wziąć pod uwagę podręczniki NATO i rachuby matematyczne, które robiliśmy, cztery miesiące powinny wystarczyć, by dojść do Krymu, powojować tam, wrócić z Krymu i znów tam dotrzeć – stwierdził Załużny. Tymczasem, choć kontrofensywa – co niedawno ogłosił prezydent Wołodymyr Zełenski – zmusiła Rosjan do wycofania dużej części floty na wschodnią część Morza Czarnego, to na lądzie udało się przesunąć front raptem o 17 km.

– Tak jak podczas I wojny światowej osiągnęliśmy poziom technologiczny, który zagonił nas w ślepą uliczkę. Szybkiego i pięknego przełomu raczej nie będzie – dodał Załużny. Austriacki analityk Tom Cooper obarcza winą za nieznaczne postępy kontrofensywy „zbyt optymistyczne oczekiwania sformowane przez główne ukraińskie media”. „ZSU przeszły do ataku na południu obwodu zaporoskiego w czerwcu, chociaż były do tego źle przygotowane. Rosjanie trafnie odczytali plany ZSU i wysadzili tamę kachowską, żeby je udaremnić, a ZSU miały złych doradców, którzy nie uwzględnili, czego można oczekiwać od Rosjan, a zarazem nie otrzymały wystarczającej ilości uzbrojenia niezbędnego do skutecznego przełamania rosyjskiej obrony” – czytamy.

Zełenski nie odniósł się wprost do tez Załużnego – zresztą ich relacje osobiste nie należą do najlepszych – mówiąc tylko, że „Ukraina obowiązkowo zwycięży”. Za to sekretarz prezydenckiej Rady Bezpieczeństwa Narodowego i Obrony Ołeksij Daniłow, poproszony o komentarz przez Radio Swoboda, przyznał Załużnemu rację, że dla zwycięstwa potrzebne jest „nowe podejście”. – Gdyby pomoc była szybsza, może i rezultaty byłyby inne.

A tak po pewnym czasie Federacja Rosyjska się otrząsnęła, kiedy zaczęła podłączać przyjaciół – Iran, wszystkim znaną autokratyczną Koreę – i mamy dość trudną sytuację – powiedział i zapewnił, że dyskusje na ten temat trwają także w gremiach z udziałem głowy państwa. Z kolei adm. John Kirby, koordynator komunikacji strategicznej Rady Bezpieczeństwa Narodowego USA, powiedział, że tezy Daniłowa „podkreślają znaczenie kontynuowania wsparcia dla Ukrainy”.

Najdalej poszedł bloger Ołeksij Arestowycz, dawny doradca szefa biura prezydenta, który ogłosił 14 propozycji programowych i zapowiedział start w wyborach. „Jesteśmy gotowi do wariantu Henry’ego Kissingera: żądamy wejścia do NATO z zobowiązaniem nieodwojowywania okupowanych w momencie akcesji terytoriów, a domagania się ich zwrotu jedynie metodami politycznymi. Bezzwłocznie rozpoczynamy szerokie procesy integracyjne z sąsiadami – zwłaszcza z Polską i Rumunią – przede wszystkim w sferze produkcji zbrojeniowej” – czytamy. W ten sposób piórem oskarżanego przez część komentatorów o forsowanie rosyjskiej narracji, ale słuchanego przez setki tysięcy ukraińskich widzów Arestowycza padło kolejne tabu. Dotychczas w sferze publicznej propozycje rezygnacji z dojścia do granic sprzed 2014 r. były utożsamiane ze zdradą interesów narodowych. ©℗