Uderzając w grupę Foxconn, największego na świecie producenta elektroniki, chińskie władze chcą być może wpłynąć na styczniowe wybory prezydenckie na Tajwanie.

O przeprowadzeniu kontroli podatkowych w niektórych spółkach zależnych Foxconn w prowincjach Guangdong i Jiangsu poinformował w niedzielę kontrolowany przez państwo tabloid „Global Times”, powołując się na anonimowe źródła. Z kolei chiński departament zasobów naturalnych sprawdzał, jak firmy z grupy kapitałowej użytkują grunty w prowincjach Henan i Hubei. W artykule nie podano szczegółów przeprowadzonych postępowań.

Nie podała ich również firma Hon Hai Precision, notowane na tajwańskiej giełdzie produkcyjne ramię Foxconn. W komunikacie spółka zadeklarowała współpracę z chińskimi władzami i podkreśliła, że przestrzeganie prawa jest dla niej nadrzędnym celem. Kurs akcji Hon Hai na giełdzie w Tajwanie spadł w poniedziałek o 2,9 proc., natomiast notowania Foxconn Industrial Internet, jednej ze spółek z grupy kapitałowej notowanej na rynku w Szanghaju, obniżyły się o 10 proc.

Agencja Reutera twierdzi, powołując się na anonimowe źródła zbliżone do Foxconn, że działania chińskich władz mają związek ze zbliżającymi się wyborami prezydenckimi na Tajwanie oraz staraniami Foxconn zmierzającymi do rozszerzenia produkcji poza Chinami.

Wybory prezydenckie na Tajwanie zaplanowane są na styczeń. Jednym z kandydatów jest założyciel Foxconn Terry Gou, który do 2019 r. był prezesem firmy. Powołując się na anonimowych ekspertów, „Global Times” napisał w jednym z artykułów, że „start Gou w wyborach prawdopodobnie jeszcze bardziej podzieli obóz opozycji na wyspie, co ostatecznie będzie faworyzować rządzącego secesjonistę kandydata Demokratycznej Partii Postępowej Lai Ching-te”.

Wiceprezydent Lai Ching-te prowadzi w sondażach i jest głównym kandydatem do zwycięstwa. Dla Chin, które uważają Tajwan za część swojego terytorium, jest postacią trudną do zaakceptowania. Grając na osłabienie w wyborach pozycji Gou, Chiny miałyby zwiększać szanse na zwycięstwo Hou Yu-ih, kandydata Kuomintangu, głównej tajwańskiej partii opozycyjnej. Hou Yu-ih uznaje styczniowe wybory za głosowanie nad „wojną lub pokojem”. Komentując sprawę Foxconn, stwierdził, że tajwańskie firmy najbardziej obawiają się niestabilności między Tajwanem a Chinami.

Według źródeł Agencji Reutera na polityczne pobudki działania chińskich władz w Foxconn wskazuje to, że podobne kontrole zostały przeprowadzone także w innych firmach, ale tylko informacja o tajwańskim producencie elektroniki została podana do publicznej wiadomości. Kontrole w Fox conn mogą być także ostrzeżeniem przed ewentualnym ograniczeniem działalności w Chinach. We wrześniu firma zadeklarowała, że w ciągu roku podwoi zatrudnienie i inwestycje w Indiach. Obecnie w fabryce iPhonów w stanie Tamilnadu Foxconn zatrudnia 40 tys. pracowników. W ostatnich miesiącach spółka poinformowała także o planach zainwestowania 250 mln dol. w produkcję części do samochodów elektrycznych w Wietnamie. Tymczasem Chinom, których reputacja w oczach inwestorów zagranicznych istotnie ucierpiała w ostatnich latach choćby ze względu na strategię walki z pandemią, zależy na tym, żeby zatrzymać produkcję u siebie. – Ich gospodarka nie radzi sobie dobrze. Widząc, że duże firmy, jak my, przenoszą się do Indii, władze wysyłają im ostrzeżenie – uważa jeden z anonimowych rozmówców Reutersa.

Biznesowy cel działań chińskich władz wydaje się jednak mniej prawdopodobny i wymyka się logice. Nawet jeśli, uderzając w Foxconn, powstrzymają część firm przed potencjalną wyprowadzką z Chin, to zniechęcają w ten sposób zagraniczne przedsiębiorstwa do nowych inwestycji.

Jak uważa Alicia García-Herrero, główna ekonomistka ds. regionu Azji i Pacyfiku w firmie Natixis, działania wobec Foxconn mogą być ostrzeżeniem, ale skierowanym na rynek wewnętrzny. – Mam wrażenie, że chińskie władze naprawdę martwią się wpływami zagranicznymi, w sytuacji kiedy wśród elit narasta niezgoda. Więc wysyłają elitom sygnał: nie idźcie tą drogą – uważa ekspertka cytowana przez agencję Bloomberga. ©℗