Wciąż nie ma zapewnionych dalszych środków dla Ukrainy z USA. A co gorsza, nie ma też widoków, by Kongres zgodził się na proponowane przez Joego Bidena kwoty pozwalające utrzymać dotychczasowy poziom wsparcia.

Na poziomie Senatu doszło do porozumienia, demokraci z republikanami dogadali się w sprawie prowizorium budżetowego, które może pozwolić na ponad miesiąc uniknąć scenariusza częściowego zawieszenia działania rządu federalnego (shutdown). Stawka negocjacji na Kapitolu jest wysoka. Shutdown oznacza właściwie punktowy paraliż kraju. To wstrzymanie wypłacania niektórych świadczeń społecznych czy wysłanie setek tysięcy pracowników federalnych na przymusowy urlop. Teoretycznie sprawę przez głosowanie nad prowizorium powinna podjąć teraz Izba Reprezentantów, ale gdy zamykaliśmy numer, nie było to wcale takie pewne. Wszystko przez zawartą w senackiej propozycji pomoc dla Ukrainy. Zdecydowanie przeciwni jej są republikanie z konserwatywno-wolnościowej frakcji, blisko związanej z byłym prezydentem Donaldem Trumpem. Za samo głosowanie w jakiejkolwiek formie nad wsparciem dla Ukrainy grożą podjęciem próby odwołania szefa Izby Reprezentantów Kevina McCarthy’ego, bez względu na to, że jest ich partyjnym kolegą. A straciwszy ewentualnie poparcie trumpistów, Kalifornijczyk będzie musiał ubiegać się o głosy demokratów, by utrzymać pozycję.

Przyczyną całego zamieszania jest oficjalne zwrócenie się do Kongresu przez Biały Dom o wyasygnowanie przez parlament nowych 24 mld dol. na dalszy wysiłek wojenny przeciwko Rosji. Pieniądze miałyby być do dyspozycji administracji od 1 października, czyli od kolejnego roku finansowego. To pieniądze, z których administracja będzie mogła dalej czerpać, by finansować raz za razem kolejne pakiety dla Ukrainy. Szacunki mówią, że te 24 mld pozwoliłyby utrzymać mniej więcej dotychczasowy poziom wsparcia dla Kijowa przez jego bezsprzecznie największego wojskowego donatora. Oczywiście, czym mniejsza kwota przejdzie przez Kongres, tym rzadziej i tym mniejsze będą kolejne pakiety. Choć przyznać tu należy, że administracja Bidena dość często w sprawie Ukrainy wspina się na wyżyny kreatywnej księgowości i prawdopodobnie ma dobre kilka miliardów awaryjnej rezerwy.

O tym, by kwota proponowana przez rząd demokratów znalazła poparcie na Kapitolu, nie ma na ten moment mowy. Prowizorium proponowane przez Senat (ma obowiązywać do 17 listopada) przewiduje środki znacznie niższe, to jest nieco ponad 6 mld dol., z czego 4,5 mld dol. na sprawy wojskowe. Nie jest to zarazem propozycja na cały nowy rok finansowy. Teoretycznie w listopadzie, gdy prowizorium przestałoby obowiązywać, Kongres mógłby przegłosować następne środki, dając Pentagonowi możliwość utrzymania dotychczasowego tempa wsparcia. Teoretycznie, bo w praktyce sytuacja wygląda dla Ukrainy niekorzystnie. – Nie dojdziemy do kwoty, o którą zwróciła się administracja. Końcowa kwota, która wyjdzie z Kongresu w skali roku, będzie mniejsza – przyznają nieoficjalnie amerykańscy kongresmeni.

A to głównie z powodu sprzeciwu republikanów, kontrolujących już od prawie roku Izbę Reprezentantów. McCarthy, nieprzerwanie balansujący po prawej stronie między trumpistami i antytrumpistami, zarzuca Bidenowi wprost, że zwracając się do parlamentu o kolejne środki, nie przedstawia szerszej politycznej wizji. – Prezydent nie tłumaczy Amerykanom, o co chodzi w tej wojnie. Co jest uznawane w niej za wygraną? Czego potrzeba do wygranej? – pytał niedawno. To i tak dość łagodny komentarz. Senator z Ohio J. D. Vance, młoda wschodząca gwiazda republikanów, bez ogródek stwierdził, że „nie ma żadnych szans, by w Izbie Reprezentantów przeszło 6 mld dol.”. – Jeśli Ukraińcy dostaną jutro nawet 100 mld, to i tak nie wygrają wojny. Wiemy już, że finansowanie ich wysiłku wojennego prowadzi tylko do impasu. Z niejawnych briefingów wynika, że nie ma widoków na jakikolwiek strategiczny przełom – mówił.

Tak niepokojące wydarzenia na Kapitolu to dopełnienie również niezbyt przyjemnej dla Ukraińców ubiegłotygodniowej wizyty Wołodymyra Zełenskiego w Waszyngtonie, dość zgodnie określanej jako „zimnej”. Ukraiński prezydent apelował do kongresmenów o poparcie dla prośby Bidena. Mimo zabiegów jego otoczenia, by ponownie przemawiać przed Kongresem, tym razem nie dostąpił tego zaszczytu. – Nie mamy teraz na to czasu, Zełenski występował przecież przed połączonymi izbami Kongresu w grudniu – tłumaczył McCarthy. Wtedy przywódca Ukrainy był witany owacją na stojąco, co mocno kontrastuje z wyrażanymi obecnie przez czołowych polityków zarzutami wobec Kijowa o niewdzięczność. – Nie ma tu już pieniędzy dla Ukrainy. To nie jest dobry czas na Zełenskiego w Waszyngtonie – grzmiał niedawno republikański kongresmen Byron Donalds, a głosów takich jak ten jest za oceanem coraz więcej. ©℗