Budowanie niezależności przemysłowej wpycha Europę na kolizyjny kurs z Państwem Środka.

Obniżenie ryzyka związanego z relacjami handlowymi, czyli mówiąc inaczej dywersyfikacja i ograniczanie zależności od chińskich dostaw w strategicznych obszarach gospodarki, nie powinno być mylone z zerwaniem wzajemnych relacji – ten przekaz długo starali się akcentować przewodnicząca Komisji Ursula von der Leyen i inni unijni urzędnicy. – Jestem przekonana, że „rozłączenie” Europy od Chin nie jest ani możliwe, ani nie leży w naszym interesie. Nasze relacje nie są czarno-białe i nasza polityka też nie może taka być. Dlatego musimy skupić się na redukcji ryzyka – mówiła jeszcze w marcu szefowa KE. W czerwcu analogiczne stanowisko wobec Pekinu zaakceptowali szefowie unijnych rządów. „Unia nie zamierza oddzielać się od Chin ani zwracać się «do wewnątrz»” – podkreślali we wspólnie przyjętym oświadczeniu liderzy „27”.

W praktyce, w obliczu dążeń Chin do utrwalenia i umocnienia swojej dominującej pozycji w kluczowych branżach, takich jak elektromobilność czy fotowoltaika, różnica między dwoma podejściami rozmywa się i okazuje coraz trudniejsza do utrzymania. Punkt zwrotny nastąpił dwa tygodnie temu, kiedy szefowa KE ogłosiła podczas orędzia uruchomienie dochodzenia w sprawie pomocy publicznej dla chińskich koncernów z branży e-mobility, które bardziej rozpychają się na europejskich rynkach. Efektem procedury może być przyjęcie przez UE nowych taryf, co potencjalnie mogłoby ułatwić Europie działania na rzecz przebudowy łańcuchów dostaw i odzyskania inicjatywy w kluczowych gałęziach zielonego przemysłu.

Ruchy Komisji nie spodobały się w Pekinie. W kontrolowanych przez Komunistyczną Partię Chin mediach oraz oficjalnych przekazach pojawiły się ostrzeżenia przed przekroczeniem cienkiej granicy między redukcją ryzyka a „desinizacją”, czyli polityką wypychania Chin z gospodarki. Unię oskarżano o protekcjonizm i „ślepe podążanie za Waszyngtonem” w zakresie nakładania ograniczeń na eksport technologii. Ze zrozumieniem do decyzji UE odniósł się za to Waszyngton.

Okazją do przedstawienia stanowiska Europy i obniżenia narosłego napięcia mogła być wizyta delegacji Komisji Europejskiej w Chinach. Wiceprzewodnicząca KE Věra Jourová i odpowiedzialny za handel Valdis Dombrovskis bronili wizji relacji Bruksela–Pekin nakreślonej przez von der Leyen i przekonywali, że brak równowagi we wzajemnych relacjach, którego symbolem jest wart niemal 400 mld euro deficyt handlowy, jest w Unii źródłem uzasadnionego niepokoju. Wicepremier He Lifeng wyrażał z kolei niezadowolenie w związku ze wspomnianym dochodzeniem w sprawie „elektryków”. – Chiny mają nadzieję, że UE zachowa powściągliwość w stosowaniu środków ochrony handlu – dodawał.

Choć obie strony unikały radykalnego języka, to trudno uznać czterodniową wizytę Dombrovskisa za dobry prognostyk na nachodzące miesiące. Rozbieżne interesy Brukseli i Pekinu dało się wyczuć we wszystkich oświadczeniach wiceszefa KE i jego chińskich partnerów, a o kompromisowych rozwiązaniach nawet nie próbowano wspominać.

Pytanie jednak, czy do tego czasu nie będzie za późno. W międzyczasie bowiem chińsko-europejski konflikt handlowy rozlewa się na kolejne obszary. Od kilku tygodni coraz głośniej jest o zalewaniu europejskiego rynku fotowoltaiki przez chińskich eksporterów i wojnie cenowej wytoczonej lokalnemu przemysłowi. Według szacunków Rystad Energy tegoroczny import chińskich paneli niemal dwukrotnie przebije skalę spodziewanych w tym samym czasie instalacji. W rezultacie w magazynach rosną zapasy chińskich komponentów, a lokalni przedsiębiorcy skarżą się na rosnące ryzyko utraty płynności.

Branża apeluje w związku z tym do KE o wsparcie. Rekomendowane działania to m.in. interwencyjny skup nadwyżek towaru oraz zakaz importu produktów wytwarzanych z udziałem pracy przymusowej. Bruksela już raz – ponad 10 lat temu – odwoływała się w podobnej sytuacji do taryf na chińskie dostawy dla fotowoltaiki. Zostały one jednak uchylone w 2018 r. w obliczu rosnącej presji na przyspieszenie dekarbonizacji i obniżenie jej kosztów.

Dzięki konsekwentnie prowadzonej polityce przemysłowej, subsydiom, taniej energii i sile roboczej, ale także „ucieczce” przemysłu z krajów Zachodu w pogoni za obniżaniem kosztów – Chiny kontrolują lwią część światowego przetwórstwa strategicznych surowców. Dominują też na rynku kluczowych komponentów: modułów (75 proc. udziału w rynku według Międzynarodowej Agencji Energii) oraz ogniw fotowoltaicznych (85 proc.), a w produkcji płytek krzemowych dla paneli słonecznych są praktycznie rzecz biorąc monopolistą (97 proc.).

Podobnie sytuacja wygląda w przemyśle bateryjnym, gdzie Chiny odpowiadają za przeszło trzy czwarte globalnego potencjału wytwórczego ogniw litowo-jonowych. W zeszłym roku największy chiński producent pojazdów elektrycznych, BYD, podwoił swój udział w globalnym rynku elektromobilności, stając się liderem branży z udziałem 18 proc. w rynku, uzyskując wyraźną przewagę nad kolejnymi w stawce Teslą (13 proc.) i Volkswagenem (8 proc.).

Kolejnym spornym obszarem są rynki technologii i produktów medycznych w Państwie Środka, na których – według Brukseli – panują nieproporcjonalne ograniczenia dla europejskich firm. Komisja może też wszcząć dochodzenie w sprawie dyskryminacji przez Pekin europejskich przedsiębiorstw w dostępie do zamówień publicznych, m.in. inwestycji kolejowych.

Ale nie wszyscy w Europie są gotowi na zaostrzenie kursu wobec Chin. Przeciwko nowym barierom handlowym opowiedział się w poniedziałek niemiecki minister transportu Volker Wissing (FDP). Jak przekonywał, ich wprowadzenie grozi dalszymi reperkusjami, które będą bolesne dla gospodarki Niemiec i „uczynią cały świat biedniejszym”. – Nasze pojazdy elektryczne muszą być wytwarzane w sposób konkurencyjny – dodał polityk.

Obawy o gwałtowną eskalację studzi Paulina Uznańska z Ośrodka Studiów Wschodnich. Jej zdaniem Chinom zależy na współpracy z UE, tym bardziej że gospodarczo są „w trudnym momencie”. – Ich odbicie po pandemii jest jak na razie rozczarowujące, gospodarka rośnie wolniej niż przed pandemią, a ponadto Pekin potrzebuje inwestycji zagranicznych, bo chce walczyć z dużym bezrobociem wśród młodych, o którym dane przestano nawet publikować – wskazuje ekspertka. – Dla UE to dobry moment na rozmowę o trudnych tematach – zaznacza.

Wbrew obawom Brukseli po ogłoszeniu dochodzenia w sprawie pojazdów elektrycznych, nie doszło do odwołania wizyty komisarzy i dość intensywny dialog polityczny na linii UE–Chiny jest kontynuowany. W połowie października w Pekinie ma pojawić się szef unijnej dyplomacji Josep Borrell, a w listopadzie planowany jest szczyt, który będzie okazją do rozmów na najwyższym szczeblu: z udziałem Ursuli von der Leyen, szefa Rady Europejskiej Charlesa Michela, Xi Jinpinga oraz premiera Li Qianga. ©℗

Amerykanie popierają kurs Brukseli w relacjach z Pekinem