Eskaluje napięcie na linii Warszawa–Kijów w związku z decyzją podjętą przez Polskę, Słowację i Węgry o jednostronnym przedłużeniu embarga na ukraińskie zboże. Ukraińcy zaskarżyli decyzję do WTO – Światowej Organizacji Handlu.

Polski rząd twierdzi, że nie robi to na nim wrażenia, i wysyła sygnały świadczące, że nie wyklucza jakiejś formy retorsji. Przedwczoraj na antenie Polsat News rzecznik rządu Piotr Müller zasugerował nieprzedłużenie specustawy ukraińskiej, na której podstawie uchodźcom z tego kraju m.in. przyznawane są numery PESEL czy wypłacane świadczenia typu 500 plus.

– Nic nie jest dane na stałe, tylko na okres trwającego konfliktu zbrojnego. Przepisy po prostu wygasną na początku przyszłego roku. W tej chwili nie ma decyzji o przedłużeniu rzeczy, które są w ustawie. Myślę, że te przepisy w dużej mierze nie zostaną przedłużone – stwierdził Müller.

– To rodzaj zaostrzenia retoryki, pokazywania, że mamy możliwości odpowiedzi Ukrainie. Ukraińcy wpadli w zupełnie nieuzasadnione ostre tony dotyczące zboża – mówi nasz rozmówca zbliżony do obozu rządowego.

Ostre tony słychać nie tylko w rządzie. Wczoraj europoseł i były premier Leszek Miller napisał na portalu X w kontekście ukraińskiego wniosku do WTO: „Polska przeznaczyła 4,5 proc. swojego PKB na pomoc Ukrainie. Czy przypadkiem pas na lotnisku w Jasionce nie wymaga gruntownego remontu?”.

Lotnisko pod Rzeszowem jest dużą logistyczną bazą i odgrywa istotną rolę w zaopatrywaniu Ukrainy.

– Nie będzie żadnych działań, które odbiłyby się niekorzystnie na militarnym potencjale Ukrainy – mówi nasz rozmówca z obozu rządowego. Przyznaje jednak, że relacje polsko-ukraińskie zaczynają przypominać stan sprzed wybuchu wojny.

Dystans do sprawy trzymają politycy Platformy Obywatelskiej.

– To odpowiedzialność rządu i niech wreszcie oni „wezmą to na klatę”. Widać totalny cynizm rządzących, ale jak rozumiem, chodzi o pozyskanie głosów wyborców Konfederacji – mówi nam ważny polityk PO.

Na razie wydaje się, że zaostrzenie tonu ma charakter głównie retoryczny. – Wątpię w odbieranie Ukraińcom w Polsce świadczeń. Mielibyśmy przestać wypłacać 500 plus czy nie dopuścić dzieci do szkół albo kazać im płacić za leczenie? – zauważa nasz rozmówca zbliżony do obozu rządowego.

Tego typu decyzje i tak podejmowałby rząd wyłoniony po wyborach.

Uchodźcy z Ukrainy, którzy posiadają prawo do legalnego pobytu w Polsce, na podstawie przepisów tzw. specustawy ukraińskiej mogą otrzymywać przewidziane w jej przepisach świadczenia. Należą do nich wypłacane przez ZUS: świadczenie wychowawcze 500 plus, świadczenie z programu „Dobry Start”, czyli 300 zł na wyprawkę szkolną, rodzinny kapitał opiekuńczy oraz dofinansowanie na obniżenie opłaty za pobyt dziecka w żłobku, klubie dziecięcym oraz u dziennego opiekuna.

Obywatele Ukrainy mogą też się ubiegać o przyznawane przez samorządowe jednostki (najczęściej ośrodki pomocy społecznej) świadczenia rodzinne, jak zasiłek rodzinny na dziecko z dodatkami, świadczenie rodzicielskie (tzw. kosiniakowe), becikowe, zasiłek pielęgnacyjny, świadczenie pielęgnacyjne i specjalny zasiłek opiekuńczy.

Jedynym specyficznie kierowanym do nich transferem jest jednorazowe świadczenie w wysokości 300 zł, przeznaczone na pokrycie podstawowych wydatków (żywność, odzież, środki higieny osobistej). Oprócz tego polskie państwo pokrywa koszty pobytu ukraińskich dzieci w szkołach czy zapewnia bezpłatne leczenie.

Wszystkie te świadczenia przysługują obywatelom Ukrainy przez okres legalnego pobytu w Polsce, a ten zgodnie z przepisami spec ustawy kończy się 4 marca 2024 r. Wynika to z przepisów unijnych dotyczących udzielania przez państwa członkowskie UE ochrony czasowej uchodźcom z Ukrainy. Wyjątkiem mają być Ukraińcy uczęszczający do przedszkoli i szkół oraz ich rodzice – dla nich legalny pobyt ma być wydłużony do sierpnia 2024 r. ©℗