Rosjanom nie udało się zapełnić list wyborczych na zajętych obszarach Ukrainy miejscowymi kolaborantami.

W niedzielę zakończyły się wybory lokalne w Rosji. Kreml przeprowadził je także na okupowanych obszarach Ukrainy, co samo w sobie jest naruszeniem prawa międzynarodowego. W czterech obwodach anektowanych w 2022 r. nie udało się znaleźć wystarczającej liczby chętnych do startu w wyborach. Ponad 40 proc. kandydatów w wyborach do rad obwodowych stanowili spadochroniarze z Rosji.

W ramach jedynego dnia głosowania Rosjanie wybierali 21 szefów podmiotów federacji oraz 16 lokalnych parlamentów. Ponadto rady lokalne wybierano w okupowanych częściach obwodów donieckiego, ługańskiego (Kreml przemianował je na republiki ludowe), chersońskiego i zaporoskiego. Rosyjska armia nie kontroluje w pełni żadnego z nich, a w przypadku obwodów chersońskiego i zaporoskiego – nawet ich centrów administracyjnych. Okupantom zależało na frekwencji; w Ługańsku można było zagłosować na ulicach, pracowników budżetówki przymusowo dowożono do urn, a uchodźcy mieszkający w Rosji mogli głosować eksterytorialnie.

Listy kandydatów do rad czterech okupowanych obwodów przeanalizowały niezależnie od siebie dwie grupy ludzi. Pierwszą analizę przedstawiły ukraińskie instytucje: Wschodnia Grupa Obrony Praw oraz Instytut Studiów Strategicznych i Bezpieczeństwa. Drugą – dziennikarze rosyjskiego wydania „Ważnyje istorii” we współpracy z międzynarodowym think tankiem Conflict Intelligence Team. Obie grupy doszły do podobnych wniosków: na listach w wielu przypadkach dominują ludzie niemający nic wspólnego z anektowanymi terenami.

W obwodach chersońskim i zaporoskim tylko 53 proc. kandydatów z list kremlowskiej Jednej Rosji (JeR) zamieszkuje tam na stałe. W partiach satelickich ten odsetek sięga 90 proc. W samozwańczych Donieckiej i Ługańskiej Republikach Ludowych (DRL/ŁRL) JeR postawiła na dotychczasowych członków parlamentów, którzy trafili do nich w czasach, gdy DRL i ŁRL stanowiły nieuznawane, zarządzane z Kremla parapaństwa. Część kandydatów stanowią ludzie przypadkowi, którzy w rubryce „zawód” wpisali „emeryt”, „gospodyni domowa” albo „bezrobotny” (te trzy grupy to aż 54 proc. kandydatów satelickiej wobec JeR Sprawiedliwej Rosji). Głód kandydatów był tak wielki, że jeden z nich, urolog Mykoła Ryżeczenkow, kandydował jednocześnie z dwóch różnych partii.

Osoby rozpoznawalne wśród kandydatów z obwodów chersońskiego i zaporoskiego należą do rzadkości. Większość z nich to urzędnicy, którzy sprawują już różne funkcje w okupacyjnych administracjach. Co ciekawe, wielu jako miejsce zamieszkania podało Rosję. Lider ŁRL Łeonid Pasicznyk mieszka według tych danych w Woroneżu, a Denys Puszylin z DRL – w Rostowie nad Donem. Dwie osoby jako zawód wpisały funkcje w administracji Władimira Putina. Szczególnie zajęty okazał się szef Liberalno-Demokratycznej Partii Rosji Leonid Słucki, który przejął stery w stronnictwie po śmierci Władimira Żyrinowskiego. Słucki otwiera listy LDPR we wszystkich czterech anektowanych obwodach, ale żadnego z mandatów najpewniej nie obejmie. Nieoficjalnie wiadomo, że JeR „otrzyma” na tych obszarach ponad 80 proc. głosów.

Poza terenami okupowanymi najważniejsze wybory odbyły się w Moskwie. Mieszkańcy stolicy mogli głosować na mera, choć nie ulegało wątpliwości, że zwycięstwo przypadnie kierującemu dotychczas stolicą Siergiejowi Sobianinowi z Jednej Rosji. Sobianin nie należy do najgłośniejszych piewców agresji przeciw Ukrainie i przez część ekspertów jest typowany na ewentualnego następcę Putina, gdyby Kreml zdecydował się obrać ugodową linię wobec Zachodu. Sobianin nie miał realnie opozycyjnych kontrkandydatów; wszystkich rywali wysunęły partie satelickie wobec JeR. Bieżące wybory lokalne potwierdziły trend, zgodnie z którym z roku na rok władze coraz bardziej kontrolują system wyborczy, a manipulacje są coraz większe.

W efekcie obserwatorzy mówią, że kampania w wielu regionach była praktycznie niezauważalna, a kandydaci, zdając sobie sprawę z reguł gry, często rezygnowali nawet z udziału w debatach. Na przykład na dyskusję kandydatów na gubernatora obwodu samarskiego przyszedł tylko przedstawiciel LDPR. Na tym tle wyróżniła się jedynie syberyjska Chakasja, w której w poprzednim głosowaniu niespodziewanie wygrał niekoncesjonowany przez Kreml komunista Walentin Konowałow. Tym razem miał go pokonać kandydat JeR Siergiej Sokoł, ale wycofał się z wyścigu ze względu na zły stan zdrowia. W rzeczywistości jako spadochroniarz spoza republiki był wyjątkowo niepopularny, a akurat w tym regionie kontrola nad wyborami ze strony władz nie jest jeszcze całkowita.

Mimo coraz większej fasadowości wyborów najważniejszy przedstawiciel opozycji, więziony w łagrze Aleksiej Nawalny, nie wezwał do ich bojkotu, ale do głosowania na dowolnych kandydatów spoza Jednej Rosji. To kontynuacja strategii tzw. mądrego głosowania, która niekiedy umożliwiała przeforsowanie do organów przedstawicielskich kandydatów niesankcjonowanych przez władze. Strategię tę krytykuje przy tym znaczna część konkurencyjnych wobec Nawalnego polityków opozycji, przypominając, że komuniści i LDPR także wspierają Kreml w najważniejszych sprawach, włącznie z wojną z Ukrainą. ©℗