Łukaszenka zabronił Białorusinom wyrabiania dokumentów w konsulatach za granicą.
Po upływie ważności paszportów tysiące Białorusinów, którzy obawiają się powrotu do kraju z powodu represji, mogą stracić prawo do legalnego pobytu na emigracji. Wielu może zmienić kraj pobytu. Polska – jako państwo o najbardziej liberalnych przepisach w tym względzie – będzie dla nich krajem pierwszego wyboru. Jednocześnie białoruska opozycja postuluje uregulowanie problemu na poziomie unijnym. W najbardziej ambitnej wersji – uznanie za dokument tożsamości paszportów, które ma wydawać gabinet Swiatłany Cichanouskiej. W sierpniu w Warszawie zaprezentowano wzór dokumentu.
Dekret Alaksandra Łukaszenki wchodzi w życie dzisiaj. „Białoruskie placówki zagraniczne nie będą już mogły zajmować się wydawaniem, wymianą, przedłużaniem paszportów oraz dokumentów tożsamości. Wskazane działania można podejmować na terytorium Białorusi” – tłumaczy białoruskie MSZ. Innymi słowy Białorusin, któremu skończy się ważność paszportu (są one zwykle wydawane na 10 lat), będzie musiał wyrobić nowy w kraju. A to oznacza ryzyko więzienia. Służby tuż po przekroczeniu granicy nierzadko zatrzymują ludzi, którzy brali udział w protestach w 2020 r. To zaś oznacza, że w perspektywie 10 lat ponad 100 tys. Białorusinów, którzy uciekli przed prześladowaniami, może mieć problemy z legalnym pobytem za granicą.
Wielu z nich wybrało regularną procedurę legalizacyjną. W Polsce starają się o status rezydenta długoterminowego (na podstawie przepisów unijnych) bądź zezwolenie na pobyt (na podstawie przepisów polskich; dotyczy to osób mających polskie pochodzenie lub małżonka). Pozytywne decyzje w sprawie przyznania takich zezwoleń są wklejane do ważnego paszportu, więc bez niego pobyt staje się nielegalny. Białorusini mogą się starać o różnego rodzaju ochronę międzynarodową, do której uzyskania nie jest wymagany ważny dokument podróży, ale nie wszyscy mają szansę ją otrzymać. Wielu opuściło ojczyznę w obawie przed potencjalnymi prześladowaniami, więc nie są w stanie udowodnić przed urzędem, że coś im na Białorusi grozi.
Białorusini, którzy wyemigrowali np. do stosunkowo nieprzyjaznej pod względem legalizacji pobytu Gruzji, będą więc szukać państw o bardziej liberalnych przepisach i praktyce. Należy do nich Polska, która akurat obywatelom Białorusi stosunkowo często przyznaje ochronę, a dodatkowo wprowadziła ułatwienia w uzyskiwaniu polskich dokumentów podróży. To dokumenty pozwalające na identyfikację tożsamości oraz podróżowanie po niektórych państwach. Od sierpnia Białorusini nie płacą za jego wydanie. Podobne dokumenty podróży, znane jako laissez-passer, wydają także inne kraje Unii Europejskiej. Jednak opozycja związana z gabinetem Swiatłany Cichanouskiej chce, by status Białorusinów, którzy będą tracić ważne dokumenty, uregulować na poziomie wspólnotowym. Może to być precedens, który w przyszłości posłużyłby także innym obcokrajowcom w podobnej sytuacji. Wielokrotnie zdarzało się, że represyjne regulacje z Białorusi po pewnym czasie kopiowała Rosja. Najbardziej ambitnym pomysłem jest przyznanie gabinetowi Cichanouskiej prawa do wydawania własnych paszportów biometrycznych, które byłyby uznawane przynajmniej przez państwa strefy Schengen.
Projekt takiego dokumentu został przedstawiony przed miesiącem na opozycyjnej konferencji w Warszawie. – Rozpoczynamy rozmowy z rządami państw UE o uznaniu paszportów. To trudne zadanie, bo bez precedensu – mówił wtedy DGP Waleryj Kawaleuski, odpowiadający w opozycyjnym gabinecie za sprawy zagraniczne. Biuro nawiązało już kontakt z firmą produkującą podobne dokumenty dla innych państw. Nieoficjalnie wiemy, że opozycji ma pomagać w tej sprawie Litwa. Istnieją przykłady uznawania dokumentów mimo nieuznania organów, które je wydały. Większość państw respektuje paszporty Tajwanu, choć rząd w Tajpej utrzymuje relacje ledwie z 15 krajami. Słowacja wpuszcza podróżnych z paszportem Kosowa, choć jego niepodległości nie uznała. W tym wypadku chodzi jednak o dokument wydawany przez organ, który sam nie uznaje się za rząd. Dlatego część opozycji, w tym prawnik i były kandydat na prezydenta Aleś Michalewicz, nie wierzy w powodzenie planu. – Nie radzę czekać na ten paszport. Lepiej starać się o ochronę międzynarodową i wnioskować o dokument podróży – powiedział w rozmowie z Jeuraradyjem. ©℗