Nowy rząd w Sofii sprawdza, czy podczas negocjowania warunków umowy z Turkami nie zaszkodzono interesom Bułgargazu.
Na mocy umowy podpisanej w styczniu z Turcją przez bułgarski rząd techniczny Sofia może sprowadzać przez najbliższe 13 lat ok. 1,85 mld m sześc. gazu rocznie, co odpowiada 60 proc. zapotrzebowania tego kraju. Teoretycznie miał to być przede wszystkim skroplony gaz LNG z rozwijającej się floty tureckich terminali, który dołoży kolejną cegiełkę do bułgarskiej derusyfikacji. Od czasu wstrzymania dostaw z Gazpromu – po tym jak Sofia nie zgodziła się na płacenie za paliwo w rublach – Bułgaria oparła się przede wszystkim na dostawach z Azerbejdżanu, gdzie ma zakontraktowany 1 mld m sześc. gazu, oraz właśnie z gazoportów w Turcji i Grecji.
Tymczasem, jak wynika z ostatnich doniesień portalu Politico.eu, kontrakt wcale nie przesądza pochodzenia paliwa dostarczanego do Bułgarii. Umożliwia za to Turkom wejście na bułgarski rynek i wykorzystywanie tamtejszych rurociągów do realizowania dostaw bezpośrednio do odbiorców, a także innych krajów regionu. W obliczu planów rozwoju współpracy pomiędzy Ankarą a Moskwą narastają obawy, że w konsekwencji utrzyma się dominacja rosyjskiego gazu w regionie, tyle że pod nową postacią. Tymczasem unijna strategia REPower- EU określiła 2027 r. jako termin, w którym ta zależność ma zostać zlikwidowana. Przed czarnym scenariuszem ostrzegają m.in. analitycy surowcowi międzynarodowej firmy doradczej ICIS. Krytyczne wobec umowy z Turcją są także obecne władze w Sofii. Ich zdaniem nie zabezpieczono w należyty sposób interesów bułgarskiego dostawcy, spółki Bułgargaz, której może grozić nawet wyparcie z rynku. Rząd Nikołaja Denkowa poinformował w sierpniu o wszczęciu kontroli w tej sprawie, która może się skończyć złożeniem zawiadomienia do prokuratury.
Według oficjalnych danych tureckiego regulatora już w zeszłym roku z Rosji pochodziło aż 40 proc. błękitnego paliwa sprowadzanego do Turcji, a od tego czasu Ankara postanowiła mocniej oprzeć się na współpracy z Gazpromem. Po raz kolejny o planach uczynienia z Turcji hubu dla rosyjskiego paliwa mówił w poniedziałek prezydent Władimir Putin, wyrażając nadzieję, że negocjacje jak najszybciej uda się doprowadzić do końca. Rozmowy o szczegółach mają teraz prowadzić Gazprom i turecki Botaş. Wprost zasygnalizował też, że liczy, iż współpraca rosyjsko-turecka pozwoli oddziaływać na cały region, co – według niego – miałoby stabilizować jego sytuację energetyczną. Kilka dni wcześniej o gotowości zwiększenia dostaw rosyjskiego gazu do Turcji mówili też ministrowie spraw zagranicznych Siergiej Ławrow i Hakan Fidan. Projekt gazowego hubu to tylko jeden z elementów szerszego partnerstwa Ankary z Moskwą w energetyce. Rosjanie budują też pierwszą turecką elektrownię jądrową w Akkuyu. Oddanie do eksploatacji czterech reaktorów jest planowane na 2026 r.
Bruksela zapewnia, że przygląda się sprawie bułgarsko-tureckiego porozumienia. Komisja Europejska zamierza jednak interweniować dopiero wówczas, gdy zostanie wykazane, że kontrakt narusza unijne przepisy antymonopolowe. A z obecnej oceny KE wynika, że umowa nie narusza unijnego prawa. Ewentualne postępowania dotyczące naruszania prawa antymonopolowego mogą rozpocząć się, jeśli Komisja udowodni, że umowa faworyzuje spółki bułgarskie i tureckie kosztem ich europejskich partnerów. Na dyskryminacyjny charakter porozumienia wskazuje jednak Europejska Federacja Przedsiębiorstw Obrotu Energią.
Unia nie objęła rosyjskiego gazu sankcjami, a prowadzący przez Bułgarię rurociąg Turk Stream i bez tego instrumentu tłoczy rosyjski gaz do klientów europejskich. Tylko przez dwa miesiące wakacji do UE wpłynęło tą drogą ponad 2,5 mld m sześc. Nieznacznie mniejsze wolumeny są tłoczone również przez Ukrainę. Niemal 3 mld m sześc. rosyjskiego gazu dostarczono też w tym czasie w formie skroplonej do terminali w Europie Zachodniej. Z szacunków fińskiego Centrum Badań nad Energią i Czystym Powietrzem wynika, że od czasu rozpoczęcia inwazji na Ukrainę wartość zakupów gazu zrealizowanych w Rosji przez kraje UE sięgnęła niemal 65 mld euro. Samym Niemcom Moskwa zawdzięcza przychody rzędu 13,8 mld euro. Wartość rosyjskiego gazu kupionego w tym samym czasie przez Turków to porównywalna kwota 13,4 mld euro.
W strategii REPowerEU Bruksela nakreśliła cel uniezależnienia się od rosyjskiego gazu w perspektywie 2027 r. Odwrót od gazowej współpracy z Moskwą postępuje, choć wynika to w niemałej mierze z jednostronnych działań Kremla, takich jak wstrzymanie dostaw rurociągiem jamalskim i przez Nord Stream (jeszcze przed jego zniszczeniem). Jak wynika z naszych wyliczeń na podstawie danych zebranych przez brukselski instytut Bruegel, do lipca włącznie dostawy z kierunku rosyjskiego stanowiły niespełna 15 proc. unijnego importu. W tym samym okresie 2022 r. było to prawie 30 proc., a w pierwszych siedmiu miesiącach 2021 r. – niemal połowa. Ograniczeniem z punktu widzenia rosyjskiej ekspansji przez południowy szlak jest przepustowość połączeń rurociągowych między Turcją a Bułgarią, które mogą tłoczyć maksymalnie 15 mld m sześc. rocznie. To mniej niż 5 proc. całego europejskiego importu w 2022 r. ©℗
Krytycy boją się, że umowa otworzyła Gazpromowi furtkę do Europy