Atak w Pskowie jest sygnałem, że siły ukraińskie mają w zasięgu całą europejską część najeźdźcy. Wraz z kolejnymi porażkami propaganda straszy taktyczną bronią nuklearną.

W ataku dronów na bazę sił powietrznodesantowych w Pskowie zniszczono co najmniej cztery samoloty transportowe Ił-76. Takie informacje podał wczoraj ukraiński wywiad wojskowy.

– Cztery samoloty zniszczono i nie nadają się do naprawy. Wstępnie kolejne dwa zostały uszkodzone – powiedział wczoraj przedstawiciel HUR Andrij Jusow. Iły 76 to transportowce, które służą do przerzutu wojska na długie dystanse. To one miały lądować na lotnisku w Hostomlu na początku inwazji. Ostatecznie to się Rosjanom nie udało, gdyż Ukraińcy zniszczyli pas i stoczyli ciężkie walki o to miejsce.

Wczoraj rzeczniczka rosyjskiego MSZ zarzuciła państwom NATO, że dostarczyły dane satelitarne konieczne do takiego uderzenia. W zemście Kreml zaatakował pociskami manewrującymi i dronami Kijów. Było to największe uderzenie od wiosny. Zginęły w nim dwie osoby.

Zbrodniarze z Buczy

Zaatakowana baza to miejsce stacjonowania uznawanej za jedną z najbardziej wartościowych rosyjskich jednostek – 76 Gwardyjskiej Dywizji Powietrznodesantowej. Brała ona udział w obydwu wojnach czeczeńskich oraz w inwazji na Gruzję w 2008 r. Wspierała również separatyzm na Donbasie od wiosny 2014 r. i była główną siłą tworzącą tzw. zielone ludzki podczas aneksji Krymu w tym samym roku. Po 24 lutego 2022 r. żołnierze m.in. tej formacji dokonali masakry na ludności cywilnej w Buczy. Mają również swój udział w zbrodniach w Iziumie. Obecnie żołnierze z 76 dywizji bronią pozycji rosyjskich w Kliszczijiwce, czyli przysiółku, który jest kluczowy w ukraińskiej kontrofensywie wokół Bachmutu.

Ataki dronów daleko poza granicami Ukrainy – takie jak ten na Psków – znacznie osłabiają wiarygodność Władimira Putina. Przeniesienie wojny na terytorium Rosji jest postrzegane jako słabość prezydenta. Psków w tym kontekście ma znaczenie zarówno symboliczne – udział jednostki w masakrze Buczy, jak i psychologiczne. Miasto jest położone tuż przy granicy z Estonią i Łotwą. Ukraińcy dają w ten sposób sygnał, że są w stanie razić cele w zasadzie w każdym punkcie europejskiej części Rosji.

Porażki na południu

Rosjanie ulegają również na linii frontu na Zaporożu, co budzi frustrację u prokremlowskich propagandystów. Po zajęciu wsi Robotyne, która jest położona ok. 20 km od Tokmaku – kluczowego miasta dla kontrofensywy – w reżimowej telewizji pojawiły się opinie, że Putin powinien użyć taktycznej broni atomowej, aby powstrzymać napór Ukraińców.

– To idealne miejsce, by użyć taktycznej broni jądrowej – powiedział na antenie rosyjskiej telewizji gen. Andriej Gurulow, propagandysta i członek państwowej Dumy Federacji Rosyjskiej. W rozmowie z Władimirem Sołowjowem stwierdził, że być może tylko tak można zatrzymać marsz Ukraińców na linii frontu.

Kijów po zdobyciu Robotynego rzucił na ten kierunek duże siły, aby przełamać obronę jeszcze bardziej na południe i wbić klin w kierunku Morza Azowskiego. Właśnie te zgrupowania miałyby się stać według propagandystów celem uderzenia nuklearnego. Niewielu jednak wierzy, że taki wariant zostanie zrealizowany. W kalkulacjach analityków szantaż atomowy pozostaje elementem taktyki zarządzania strachem. Przeciwko zastosowaniu broni atomowej są Chińczycy i Iran, którzy nominalnie pozostają sojusznikami Kremla. To powoduje, że pole manewru Putina jest w tej sprawie ograniczone.

Specjalna operacja pogrzebowa

Dowodem na słabnącą pozycję Putina jest również jego stosunek do tego, co się dzieje wokół wagnerowców. Prezydent nie wziął udziału w pogrzebie dowódcy grupy ani go nie skomentował. Jewgienij Prigożyn został pochowany w Petersburgu. Uroczystość obstawiała Rosgwardia, czyli dawne wojska wewnętrzne, żeby nie zamieniła się ona w manifestację niezadowolenia z polityki Kremla.

Jak poinformował rzecznik Kremla Dmitrij Pieskow, prezydent miał ważniejsze sprawy niż pogrzeb. Musiał się w tym czasie spotkać z szefem Federalnej Służby Komorniczej. ©℗