Zarzuty o spisek, 200 tys. dol. kaucji, sądowy zakaz zastraszania świadków i obciążające zeznania współoskarżonych – to nie nowy western, to sprawa Donald Trump kontra Georgia.

Zapłata 200 tys. dol. kaucji, zobowiązanie do niezastraszania świadków, w tym także w mediach społecznościowych, oraz powtrzymanie się przed komunikowaniem ze współoskarżonymi – do tego musi decyzją sądu stanowego hrabstwa Fulton w Georgii zobligować się Donald Trump, by uniknąć aresztu. Ten czeka go zapewne tylko tymczasowy, bo – jak sugeruje – w czwartek w obecności kamer dobrowolnie stawi się w więzieniu okręgowym w Atlancie, by osobiście usłyszeć akt oskarżenia. Prawnicy byłego prezydenta USA wynegocjowali, że całość dość uwłaczającej dla czołowego republikanina procedury potrwa zaledwie kilkanaście minut, czyli zostanie mocno skrócona.

W centrum sprawy znajduje się zarzut śledczych z Georgii dotyczący uczestnictwa w grupie przestępczej, której działania były nakierowane na nielegalne odwrócenie wyników wyborów prezydenckich w 2020 r. w tym stanie. W dostępnej publicznie rozmowie telefonicznej Trump prosił wtedy sekretarza stanu Brada Raffenspergera, republikanina, o znalezienie mu wystarczającej liczby głosów do pokonania Joego Bidena. Były prezydent utrzymuje, że rozmowa „była idealna”, nie przyznaje się do żadnych zarzutów. Krytykuje zeznających przeciwko niemu świadków, w tym zastępcę gubernatora stanu Geoffa Duncana; grozi, że „weźmie się” za tych, którzy zwrócili się przeciwko niemu.

Jednym z takich świadków jest David Shafer, były szef Partii Republikańskiej w Georgii, a obecnie jeden z 19 oskarżonych w sprawie odwrócenia wyborczego rezultatu. Po wyborach w 2020 r. był on jednym z „fałszywych elektorów”, czyli równoległego, protrumpowskiego zestawu wobec tych oficjalnych, zobowiązanych w praktyce do głosowania w Kolegium Elektorów, tak jak opowiedział się w wyborach ich stan, czyli za Bidenem. Shafer zeznaje teraz, że on i pozostałych 15 „fałszywych elektorów” działało i kwestionowało rezultat wyborczy na bezpośrednie żądanie Trumpa. Z informacji medialnych wynika, że to dopiero początek odwracania się w sądach od byłego prezydenta jego dawnych zwolenników.

Niewzruszony pozostaje natomiast konserwatywny prawnik Trumpa John Eastman, także jeden ze współoskarżonych. We wtorek stawił się w tymczasowym areszcie w Atlancie, a wcześniej zgodził się zapłacić 100 tys. dol. kaucji. Ale do żadnej winy się nie przyznaje. – Jestem tu, by usłyszeć akt oskarżenia, który nigdy nie powinien zostać wniesiony. W naszym kraju dochodzi do przekroczenia Rubikonu, oskarżenie jest sprzeczne z fundamentalną pierwszą poprawką – przekazał w oświadczeniu Eastman.

Na przełomie lat 2020 i 2021 Eastman był uznawany za „prawniczy mózg” operacji mającej na celu odwrócenie wyborów. Uważał, że Kongres może odrzucić oficjalne rezultaty, przygotował sześciopunktowy plan pozbawienia władzy ówczesnego wiceprezydenta Mike’a Pence’a, a gdy od Trumpa stopniowo odwracali się kolejni doradcy, do końca pozostawał z nim w ścisłym kontakcie, wśród oskarżeń o bycie „wężem przy uchu prezydenta”. Eastman ma na swoim koncie także pomniejsze zagrywki, jak edytowanie hasła o sobie samym na Wikipedii czy artykuł, w którym stwierdził, że wiceprezydent USA Kamala Harris nie jest Amerykanką i w związku z tym nie jest legalną zastępczynią gospodarza Białego Domu.

Zgodnie z zapowiedziami w tymczasowym areszcie w Georgii stawić się też ma inny prawnik Trumpa i współoskarżony – były burmistrz Nowego Jorku Rudy Giuliani. Od 2001 r. i ogólnonarodowych pochwał za odpowiedź na zamachy z 11 września i uznania go za Człowieka Roku tygodnia „Time” Giuliani przeszedł daleką polityczną drogę, kończąc 6 stycznia 2021 r. odezwami spod Białego Domu, by wybory „rozstrzygnąć przez walkę”. – To niedorzeczne, że śledczy z Georgii stosują wobec mnie ustawę o ściąganiu haraczy. Prawdopodobnie nie ma nikogo, kto zna się na tym lepiej niż ja – mówił po wystosowaniu wobec niego aktu oskarżenia.

Akt oskarżenia z Georgii zdominował w ostatnich dniach relacje amerykańskich mediów, w cień usuwając środową pierwszą debatę republikańskich kandydatów do Białego Domu, bez udziału Trumpa. Nowojorczyk jest najbliżej prezydenckiej nominacji, w partyjnych ogólnonarodowych sondażach przewodzi nad drugim Ronem DeSantisem z bezpieczną przewagą kilkudziesięciu punktów procentowych, a od końca lat 70. XX w. żaden polityk w USA nie roztrwonił takiej przewagi w trakcie prawyborów i debat. To rezultaty porównywalne w XXI w. tylko z Hillary Clinton w 2016 r. po stronie demokratów.

Tak wysokie poparcie dla Trumpa stanowi problem dla wierchuszki i najważniejszych darczyńców Partii Republikańskiej, którzy są przekonani, że ten jako nominat ugrupowania nie ma żadnych szans w końcowym starciu z kontrkandydatem demokratów. Elita odwraca się od Donalda Trumpa, ale to nie oznacza, że odwracają się wyborcy. Ostatecznie nie wydaje mi się, by prawne kłopoty szkodziły Trumpowi politycznie – tłumaczył w niedawnej rozmowie z DGP analityk PISM Mateusz Piotrowski.

Z całego zamierzania zwycięsko wychodzi natomiast jeden nieoczywisty gracz na rynku amerykańskiej polityki. To liberalna, sympatyzująca z demokratami stacja MSNBC. Trump to dla niej żyła złota, wiadomości o kolejnych oskarżeniach wobec byłego prezydenta przyciągają do niej masowo widzów, co pozwala jej punktowo przeskakiwać nawet najbardziej popularną telewizję informacyjną w USA – konserwatywny Fox News. MSNBC pomaga też to, że CNN pod nowym kierownictwem skupia się bardziej na czystym informowaniu, bez opiniowania na korzyść demokratów. ©℗