Komunikat po posiedzeniu Rady Północnoatlantyckiej w sprawie ambicji Ukrainy zirytował prezydenta Wołodymyra Zełenskiego.

Rozmowy o tym, jak sformułować komunikat w sprawie przyszłej akcesji Ukrainy do NATO, trwały do ostatniej chwili. Większość państw Europy optowała za zaproszeniem Kijowa do Sojuszu Północnoatlantyckiego, ale zaoponowały Niemcy i Stany Zjednoczone. Prezydent Joe Biden mówił, że Ukraina jest niegotowa do akcesji, promował wariant izraelski, polegający na stałych dostawach broni. I postawił na swoim. Teraz Ukraińcy zamierzają walczyć o zaproszenie na przyszłoroczny szczyt NATO w Waszyngtonie.

– Jednocześnie rozumiem i nie rozumiem postawy USA. Biden mówi o konieczności kontynuowania reform, co rzecz jasna jest konieczne – mówi ukraiński analityk Anatolij Kurnosow. – Ale najważniejszą składową Sojuszu jest komponent wojskowy. A nikt chyba nie ma wątpliwości, że warunki w tej sferze spełniliśmy. Skutecznie walczymy z Rosją natowskim sprzętem po natowskich szkoleniach – zaznacza.

Dyplomatom przygotowującym szczyt nie udało się dojść do porozumienia, więc decyzję przełożono na wczorajsze forum Rady Północnoatlantyckiej z udziałem szefów państw i rządów. Ci zdecydowali się zlikwidować wymóg realizacji wieloletniego Planu działań na rzecz członkostwa (MAP), ale zapisali, że Ukraina stanie się członkiem NATO, gdy spełni niesprecyzowane bliżej warunki. Sekretarz generalny Sojuszu Jens Stoltenberg, dopytywany, o jakie warunki chodzi, odwołał się do art. 10 traktatu waszyngtońskiego, który zakłada, że jego stroną może zostać każde państwo europejskie, „które jest w stanie realizować zasady niniejszego traktatu i wnosić wkład do bezpieczeństwa obszaru północnoatlantyckiego”.

– To tchórzliwa decyzja. Jak nie chcesz czegoś zrobić, zasłoń się koniecznością reform i ukraińską korupcją – mówi DGP osoba zbliżona do ukraińskiego rządu.

Rozgniewali Zełenskiego

Zamiar likwidacji MAP, czyli skrócenia o jeden krok drogi do akcesji, w przeddzień szczytu ujawnił szef MSZ Ukrainy Dmytro Kułeba. Informację natychmiast potwierdził prezydent Litwy Gitanas Nausėda podczas naprędce zwołanej konferencji. To nieszablonowy krok – decyzję miesiąc temu podjęli szefowie dyplomacji, ale miała zostać ogłoszona dopiero na szczycie. Jak słyszymy, przez jej ujawnienie Kułeba i Nausėda w dość desperacki sposób chcieli zmotywować przywódców, by nie poprzestali na rezygnacji z MAP, jeśli chcą, by Wołodymyr Zełenski nie opuszczał Wilna z pustymi rękoma. Nie udało się.

Po przyjeździe na szczyt Biden oświadczył, że Waszyngton zgodził się na propozycję Stoltenberga „dotyczącą przyszłej zdolności Ukrainy do przystąpienia do NATO”. Zanim ją upubliczniono, Zełenski odniósł się do niej w gniewnym komunikacie na Telegramie. „Bezprecedensowy i absurdalny jest brak ram czasowych dla zaproszenia i członkostwa Ukrainy. Zamiast tego dodaje się dziwne sformułowanie o warunkach otrzymania zaproszenia” – napisał. Zdaniem prezydenta Ukrainy taka opcja pozostawi Sojuszowi możliwość, by podczas przyszłych negocjacji pokojowych z Rosją móc „targować członkostwem Ukrainy”.

O takich rozmowach mówi się coraz głośniej. Prezydent Czech Petr Pavel powiedział wczoraj w Wilnie, że podstawą do pertraktacji staną się wyniki trwającej właśnie kontrofensywy. Sygnałem dla Kijowa, że Sojusz poważnie traktuje zapowiedzi zacieśnienia więzów politycznych, ma być planowane na dziś inauguracyjne posiedzenie Rady NATO-Ukraina. Poprzez Radę Ukraińcy zyskają prawo do konsultowania się z partnerami w razie potrzeby. Także dzisiaj Zełenski ma rozmawiać w cztery oczy z Bidenem.

Chipsy o smaku barszczu

Gospodarze zrobili wiele, by dać do zrozumienia, że oczekują historycznych decyzji dotyczących Ukrainy i że to główne zadanie dla przywódców 31 państw Sojuszu. Nausėda sugerował, że Wilno może zawetować komunikat końcowy, jeśli oczekiwania Kijowa nie zostaną zaspokojone. Litwini zachęcali mieszkańców do wywieszania ukraińskich flag, na przystankach pojawiły się hasła: „Kiedy ty czekasz na autobus, Ukraina czeka na wejście do NATO”, a w pakiecie powitalnym dla uczestników znalazły się nawet… symboliczne chipsy o smaku barszczu ukraińskiego i chłodnika litewskiego.

Do znacznie większego przełomu niż w sprawie Ukrainy doszło, jeszcze zanim zaczął się szczyt. W nocy z poniedziałku na wtorek Szwecja i Turcja ogłosiły porozumienie w sprawie zgody na akcesję skandynawskiej monarchii. – Po 200 latach polityki niezaangażowania szukamy ochrony, ale też zamierzamy dołożyć się do wspólnego bezpieczeństwa – zapowiadał premier Szwecji Ulf Kristersson.

Ankara i sprzymierzony z nią Budapeszt blokowały akcesję przez rok. Turcja żądała zaangażowania się Sztokholmu w walkę z organizacjami uznawanymi przez nią za terrorystyczne. Oliwy do ognia dolewały przypadki palenia Koranu na ulicach szwedzkich miast. W ostatniej chwili prezydent Recep Tayyip Erdoğan dorzucił kolejne, zdawało się zaporowe, oczekiwanie odblokowania negocjacji akcesyjnych Turcji z Unią Europejską.

Po dwóch rundach rozmów Erdoğana z Kristerssonem udało się jednak doprowadzić do ugody, a Turcja zobowiązała się do szybkiej ratyfikacji. CNN Türk podało, że procedura rozpocznie się w przyszłym tygodniu. Szef MSZ Węgier Péter Szijjártó dodał, że jego kraj popiera akcesję, a w świetle tureckiej decyzji jej ratyfikacja jest „kwestią czysto techniczną”.

Tureckie ustępstwa

Ankara zadowoliła się zobowiązaniem Sztokholmu do wspierania powrotu do rokowań o akcesji do UE, zawieszonych w 2019 r. Szwedzi obiecali też nie wspierać Kurdów z walczących w Syrii Powszechnych Jednostek Obrony oraz „organizacji opisywanej w Turcji jako FETÖ”, czyli zwolenników opozycyjnego kaznodziei Fethullaha Gülena, oskarżanych o przygotowanie nieudanej próby puczu w 2016 r. Państwo tureckie uważa, że buntownicy tworzyli jednolitą organizację koordynowaną przez przebywającego na emigracji Gülena.

Stoltenberg nie krył radości, ale starał się też chronić wizerunek Ankary. – Koncepcja, jakoby prezydent Erdoğan albo premier Kristersson zmienili zdanie, jest błędna. Zdołaliśmy odnieść się do obaw, które podnosiła Turcja, i obaw, które podnosiła Szwecja – mówił polityk. – Po raz pierwszy od XIV w. wszystkie kraje skandynawskie znalazły się w tym samym sojuszu obronnym – cieszył się premier Norwegii Jonas Gahr Støre.

To już druga znacząca prozachodnia decyzja podjęta przez Erdoğana w ostatnim czasie. W sobotę władze tureckie pozwoliły na opuszczenie kraju przez pięciu dowódców obrony Mariupola, którzy dostali się do rosyjskiej niewoli i – zgodnie z umową o poddaniu miasta – do końca wojny mieli przebywać w Turcji na internowaniu.

Zełenski przywiózł ich ze sobą po wizycie w Ankarze i zorganizował we Lwowie publiczną fetę na ich cześć. Uwolnienie dowódców zbiegło się z 500. dniem rosyjskiej inwazji i 50. urodzinami głównodowodzącego obroną gen. Wałerija Załużnego. Dodatkowo tego samego dnia prezydent odwiedził Wyspę Wężową, gdzie w pierwszych godzinach inwazji padły słynne słowa „rosyjski okręcie wojenny, sp…laj”. Rosjanie zareagowali na złamanie umowy i uwolnienie oficerów oburzeniem i poczuciem upokorzenia, Ukraińcy – euforią. Dowódca pułku Azow Denys Prokopenko zapowiedział, że wróci na front. – Od dziś kontynuujemy walkę razem z wami – powiedział w sobotę ppłk Prokopenko. ©℗