Część z najemników Grupy Wagnera podpisze kontrakty z rosyjską armią, inni przeniosą się np. do Syrii czy krajów afrykańskich. Nie wydaje się, aby masowo migrowali oni na Białoruś - mówił w czwartek w Studiu PAP dyrektor Ośrodka Studiów Wschodnich Wojciech Konończuk.

Po zakończeniu zainicjowanego przez szefa Grupy Wagnera Jewgienija Prigożyna buntu wojskowego ogłoszono, że część jego formacji najemniczej ma przenieść się na Białoruś. Szczegóły tych ustaleń nie są znane, a według amerykańskiego Instytutu Studiów nad Wojną (ISW) szef najemników może wciąż prowadzić negocjacje z rosyjskimi władzami na temat swoich przyszłych losów.

W środę wicepremier Jarosław Kaczyński ogłosił na konferencji prasowej, że w związku z obecnością grupy Wagnera na Białorusi została podjęta decyzja o wzmocnieniu naszej obrony na granicy wschodniej. "Polityka bezpieczeństwa jest z natury rzeczy nastawiona na najczarniejsze scenariusze i kierując się tą zasadą, musieliśmy tego rodzaju decyzje podjąć" - mówił Kaczyński.

Dyrektor Ośrodka Studiów Wschodnich Wojciech Konończuk w czwartek w Studiu PAP pytany o to, ilu najemników z Grupy Wagnera może przenieść się na Białoruś ocenił, że "raczej niewielu" a liczby te powinny być szacowane raczej w setkach niż tysiącach. Jego zdaniem dłuższa obecność tych żołnierzy na Białorusi nie jest w interesie samej Grupy Wagnera jak i przywódcy Białorusi.

Zdaniem Konończuka obecność uzbrojonych najemników, stanowiących pewną siłę militarną w obliczu "ograniczonego potencjału sił białoruskich", byłaby dla Łukaszenki jedynie problemem. "Siły te potencjalnie mogłyby zagrozić władzy Łukaszenki" - dodał.

"Myślę, że część z nich podpisze kontrakty z armią rosyjską, a część po prostu wróci tam, gdzie będzie wykorzystywana, jak np. Syria czy kraje afrykańskie. Natomiast z całą pewnością jest to koniec grupy Wagnera jako pewnego podmiotu, który prowadził działania w Rosji" - ocenił.

Dyrektor OSW zauważył, że w ostatnich dniach Łukaszenka wykorzystuje propagandowo swój udział w sobotnich rozmowach z Prigożynem, za pomocą których miał on skłonić przywódcę buntowników do wstrzymania marszu Grupy Wagnera na Moskwę, w zamian za gwarancje bezpieczeństwa.

"Media kontrolowane przez reżim białoruski pokazują Łukaszenkę jako tego, który właściwie doprowadził do rozwiązania najpoważniejszego od wielu lat kryzysu wewnątrzpolitycznego w Rosji. Z drugiej strony powstaje pytanie, czy to rzeczywiście Łukaszenka doprowadził do porozumienia, czy on może był takim trochę takim frontmanem zawartego dealu, a tak naprawdę najważniejszą ustalenia zapadły jednak za jego plecami, a on tylko je ogłosił" - powiedział.

Konończyk wskazał, że warto w tym kontekście zwrócić uwagę na Aleksieja Diumina, gubernatora obwodu Tulskiego w zachodniej Rosji, byłego szefa ochrony i jednocześnie jednego z zaufanych ludzi Putina.

"To osoba, która od pewnego czasu pojawia się na giełdzie nazwisk i jest wskazywana jako potencjalny następca Putina. Wiemy, że on również odegrał rolę w byciu akuszerem tego porozumienia. Więc to nie jest tak, że przyszedł Łukaszenka i sprawę rozwiązał. Raczej został on wykorzystany jako pewna fasada" - ocenił Konończuk.

Cała rozmowa pod adresami: https://www.pap.pl/aktualnosci/news,1590948,dyrektor-osw-rezim-putina-jest-duzo-slabszy-niz-przypuszczalismy.html oraz https://wideo.pap.pl/ (PAP)

Autor: Adrian Kowarzyk

amk/ itm/