Na półtora roku przed letnimi igrzyskami olimpijskimi entuzjazm mieszkańców francuskiej stolicy mocno opadł.

Na wizualizacjach wygląda to naprawdę dobrze. Zwłaszcza boisko do piłki plażowej (a na paraolimpiadzie – piłki nożnej niewidomych) na Polach Marsowych, z górującą nad nim najsłynniejszą wieżą świata. Powstanie na miejscu tłumnie odwiedzanym przez turystów, którzy muszą zrobić sobie zdjęcie z Tour Eiffel. Wbrew temu, co piszą organizatorzy, nie jest to szczególnie lubiane miejsce spotkań paryżan – za dużo tu cudzoziemców, a i wieża nie robi na mieszkańcach stolicy większego wrażenia. Mają ją na co dzień. Po igrzyskach boisko zniknie i wszystko wróci do normy.

Niedaleko, w Grand Palais, odbędą się zawody w sztukach walki i szermierce. Zbudowany w 1900 r. z 6 tys. t stali gmach wystawowy ze szklanym dachem jeszcze nigdy nie przechodził pełnej renowacji. Teraz jest zamknięty na czas remontu przed igrzyskami w 2024 r. Wystawy, które do niedawna regularnie się tu odbywały, musiały znaleźć inne miejsca.

Na Place de la Concorde zostaną rozegrane zawody w breakdance (po raz pierwszy w programie igrzysk), koszykówce 3x3, BMX freestyle i skateboardingu. Plac przed ratuszem (Hôtel de Ville) – siedzibą paryskiej gminy od 1357 r. – zmieni się w miejsce, z którego wystartuje maraton. Na moście Aleksandra III szczególnie widowiskowo będą wyglądać zmagania w indywidualnej jeździe na czas kolarzy szosowych czy w dwóch częściach triathlonu.

Miejskie igrzyska

Taki był plan: wprowadzić igrzyska olimpijskie do Paryża, a nie tylko w jego okolice. Oczywiście duża część rywalizacji – ta wymagająca wielkich obiektów – będzie się odbywać poza ścisłym centrum stolicy, na obrzeżach, w całym regionie Île-de-France i w halach rozsianych po kraju. Ale to i tak mają być „miejskie igrzyska”. A paryżanie mieli móc tłumnie kibicować i poczuć się prawdziwymi gospodarzami imprezy. To się niespecjalnie udało i to zapewne nie tylko z powodu legendarnego charakter(k)u mieszkańców stolicy – jednego z najbardziej popularnych tematów obiegowych dowcipów i występów standuperów. Faktycznie, fukający, rozpychający się łokciami i wiecznie zabiegany paryżanin to tylko trochę przesadzony stereotyp. Pewnie tak samo jest w przypadku innych wielkich stolic, ale prowincjusze czują się tu często źle. A od dłuższego już czasu niechęć do miasta, które powinni kochać, deklarują także sami mieszkańcy.

Zaczęło się od przejęcia władzy w ratuszu przez Anne Hidalgo. W 2014 r. związana z Partią Socjalistyczną polityczka została merem i zaczęła zaprowadzać swoje porządki: zamykanie ulic dla samochodów, wprowadzanie już powszechnie znienawidzonych elektrycznych hulajnóg (właśnie ogłoszono ich wycofanie z powodów ekologicznych), ale też remonty jezdni. Od kilku lat rozkopy są głównym tematem rozmów (czytaj: narzekań) paryżan i zdaje się, że wyprzedziły nawet pogodę. A że przygotowania do igrzysk oznaczają jeszcze więcej robót w stolicy i jej okolicach, to i sama impreza szybciutko straciła na popularności. Perspektywa igrzysk paryżan zdecydowanie nie zachwyca. Według sondażu Opinion Way dla dziennika „Le Parisien” 47 proc. z nich jest obojętnych, 19 proc. zaniepokojonych. Zainteresowanych jest tylko 26 proc., a 7 proc. czeka na nie z niecierpliwością.

Niedrożna sieć

Organizatorów olimpiady o ból głowy przyprawia transport. W ciągu dwóch tygodni trzeba będzie przewieźć ponad 10 mln ludzi. Akredytowanych zostanie 200 tys. osób, w tym 10,5 tys. sportowców. W zgłoszeniu do MKOl Francja przewidywała otwarcie nowych linii metra obsługujących trasy do obiektów olimpijskich. Jak podaje magazyn „Marianne”, gotowe ma być jednak tylko przedłużenie linii 14 w kierunku północnym – do wioski olimpijskiej. Budowa reszty Grand Paris Express – jak nazwano sieć specjalnych połączeń wewnątrz stolicy i Paryża z regionem – jest opóźniona. Całkowite zakończenie prac może się nawet odwlec do 2030 r. Sześć lat za późno, choć nowa infrastruktura transportowa i tak się przyda.

ikona lupy />
Paris 2024/Materiały prasowe / fot. Paris 2024/Materiały prasowe

Dziś problematyczne jest np. połączenie centrum z lotniskiem Roissy-Charles de Gaulle. Wystarczy zablokowanie jednego toru kolejki RER, by sparaliżować ruch na wiele godzin. I to nie tylko podmiejskiej kolejki, bo dzieli ona trasę z kilkoma liniami metra, nie sposób więc dostać się z unieruchomionego pociągu na stację, gdzie ma zostać podstawiony inny skład. A więc i do nieodległego Roissy. I lot przepadł.

Co z transportem drogowym? Gdyby chodziło o przejazd na podparyskie lotniska, to oczywiście taksówką będzie drożej niż kolejką, ale przynajmniej z góry wiadomo ile (ratusz ustalił odgórną cenę zależną od strony Sekwany, z której się wyrusza). Taksówek jest jednak w Paryżu bardzo mało i nawet na co dzień trzeba je zamawiać z dużym wyprzedzeniem albo zdać się na los i próbować złapać wolną na ulicy. Bez gwarancji sukcesu.

Jeśli chodzi o oficjalne przejazdy olimpijskie, to 3 tys. samochodów dostarczy Toyota, oficjalny partner igrzysk. Wyczarterowanych ma zostać także 800–1000 autobusów jeżdżących po wydzielonych pasach. Pytanie, czy to wystarczy. A jeszcze ważniejsze: jak wiecznie zakorkowany Paryż pomieści dodatkowy ruch. A właściwie: jak wytrzymają to paryżanie, którzy będą musieli się zmieścić na zwężonych arteriach lub napotkają liczne – jeszcze liczniejsze niż obecnie – zakazy wjazdu.

Poza tym igrzyska mogą się okazać świetnym momentem do protestów. Prezydent Emmanuel Macron zapewnił już, że „zostanie zrobione wszystko”, by uniknąć w tym czasie strajku transportowców. A że jest to branża skora do takiej formy manifestowania niezadowolenia, pokazały nie tylko wciąż trwające perturbacje po wprowadzeniu poza głosowaniem w parlamencie ustawy o emeryturach. W maju 2022 r. do wywołania chaosu podczas finału Ligi Mistrzów wystarczył strajk pracowników jednej linii RER.

Czy to będzie bezpieczne

Chaos – to zapamiętali z tamtego finału także ci kibice, którzy wcale się do Paryża nie wybrali. Opóźnienia (plus działalność „koników”, czasem z fałszywymi biletami), a potem totalnie nieudana interwencja policji z użyciem gazu łzawiącego były szeroko relacjonowane w mediach na świecie. – Nikt nie wskazywał drogi kibicom Liverpoolu, którzy zdążali ze stacji na mecz. Udawali się więc na małą rampę obok autostrady, gdzie znajdowały się tylko cztery linie wstępnej kontroli. Widzieliśmy tysiące osób stłoczonych na małym obszarze, z ludźmi zbierającymi się stopniowo od tyłu i zaparkowanymi policyjnymi furgonetkami, co jeszcze bardziej zmniejszyło dostępną przestrzeń – relacjonował obecny na miejscu Pierre Barthélemy, adwokat i obserwator z ramienia organizacji Football Supporters Europe (FSE).

Skończyło się na ponad 200 – na szczęście niegroźnie – rannych wśród chcących się dostać na Stade de France kibicach, 105 zatrzymanych i blamażu odpowiedzialnych za bezpieczeństwo. Minister spraw wewnętrznych Gérald Darmanin całą winę przerzucił na „hordy angielskich kibiców”, którzy mieli nie słuchać poleceń służb porządkowych. Bardzo możliwe, bo komendy były w dużej części wydawane po francusku. Łącznie zamieszanie – i zamieszki, bo i do nich doszło po meczu – sporo kosztowały UEFA, która musiała zwrócić pieniądze za bilety. To fiasko postawiło pod znakiem zapytania zapewnienia, że Francja potrafi zorganizować bezpieczną wielką imprezę. A igrzyska olimpijskie to nie wydarzenie na jednym stadionie.

Według wstępnego raportu paryskiego trybunału obrachunkowego „konieczne jest przyspieszenie przygotowań do stawienia czoła znaczącemu wyzwaniu dla bezpieczeństwa”, jakim będą igrzyska. Trybunał przypomniał, że skoro budżet nie jest jeszcze określony, to trudno szykować ostateczne plany. I zalecił „wykorzystanie sił bezpieczeństwa wewnętrznego tak, by zapewnić równowagę między zaspokojeniem potrzeb związanych z igrzyskami a bezpieczeństwem na całym terytorium kraju”.

Podkreśla się też ryzyko terrorystyczne. Szczególne obawy budzi organizacja ceremonii otwarcia – ma się ona odbyć nad Sekwaną, w obecności 600 tys. osób. Były szef paryskiej policji Didier Lallement określił ten pomysł jako „nierozsądny”.

Przez dwa tygodnie ma być codziennie zmobilizowanych 7–11 tys. policjantów i żandarmów oraz ok. 25 tys. prywatnych agentów ochrony. „Marianne” przypomina, że podczas igrzysk w Londynie w 2012 r. niedoszacowano potrzebnych sił i trzeba było naprędce wysłać do ochrony imprezy żołnierzy. Oraz wydać o wiele więcej pieniędzy, by ściągnąć, kogo tylko się dało.

Ostatnim problemem, na który zwracają uwagę eksperci bezpieczeństwa znad Sekwany, jest ryzyko wycieku danych osobowych do Chin. Gigant handlu elektronicznego – Alibaba – jest jednym z głównych sponsorów Międzynarodowego Komitetu Olimpijskiego i ma świadczyć usługi informatyczne, w tym przechowywania danych, które zdaniem Trybunału Sprawiedliwości UE nie spełniają „standardów francuskich i europejskich”. Władze zastanawiają się teraz, jak „obejść” chińskiego olbrzyma.

Ile to będzie kosztować

Igrzyska w Paryżu miały być „budżetowym otrzeźwieniem” i powrotem do dyscypliny finansowej po ekscesach w Londynie (11 mld zamiast planowanych 4,8 mld euro) czy w Rio (16,5 mld euro zamiast 9 mld). Był to zresztą argument Francji za kandydaturą Paryża. Dlatego też postawiono na ograniczenie liczby budów i wykorzystanie już istniejących stadionów oraz urządzenie tymczasowych.

Organizatorzy początkowo wyliczyli budżet na 6,2 mld euro. Potem mówiło się o co najmniej 7,3 mld euro. 3,9 mld ma pochodzić z Komitetu Organizacyjnego Igrzysk Olimpijskich i Paraolimpijskich (Cojop). Finansowanie ma być w 97 proc. prywatne i członkowie Cojop wciąż pracują nad pozyskaniem nowych sponsorów. Pozostała część budżetu – 3,4 mld euro – to mniej więcej w połowie środki publiczne, którymi dysponuje Solideo (firma wykonawcza), która odpowiada za realizację wszystkich inwestycji, m.in. postawienie wioski olimpijskiej. Tyle że ta wyższa wersja budżetu została obliczona już dwa lata temu. Nikt się wtedy nie spodziewał obecnej inflacji. Średnia w latach 1960–2021 wynosiła 4,1 proc. W lutym 2023 r. było to już 6,3 proc. rok do roku. W sektorze budowlanym wzrost cen zbliża się do 10 proc. Podobnie można się spodziewać zdecydowanych podwyżek kosztów cateringu i transportu.

Według raportu, który Cojop zlecił byłemu prefektowi policji Jacquesowi Lambertowi, wydatki na organizację imprezy byłyby niedoszacowane, a dochody przeszacowane. Ekonomista sportu Jean-Pascal Gayant spodziewa się, że ostateczne koszty organizacji i przeprowadzenia igrzysk w Paryżu wzrosną do 10 mld euro, czyli będzie to ok. 3 mld więcej, niż oczekiwano. To jednak wciąż mniej niż w poprzednich edycjach.

W ramach promocji igrzysk organizatorzy obiecywali obywatelom korzyści ekonomiczne. Długofalowe zyski – dzięki wydanym na prace pieniądzom, które mają trafiać w pierwszym rzędzie do francuskiej gospodarki, a następnie dzięki spodziewanemu ożywieniu – komitet organizacyjny i Solideo szacowały na 5 mld euro. Mają się one objawić w różnych sektorach (np. budownictwie, branży eventowej i oczywiście turystyce).

Bezpośrednie zyski (w 18 proc. pochodzące od sponsorów) dzieli się między MKOl i gospodarza. I z tymi jest w historii XXI-wiecznych igrzysk słabo. Że Tokio nie zarobi, było oczywiste – igrzyska w warunkach pandemii musiały przynieść straty. Ale podobnie było w Atenach w 2004 r. – Grecja wydała na organizację imprezy 15 mld dol. i także z tego powodu w czas kryzysu z 2008 r. wkroczyła z ogromnym długiem publicznym. Igrzyska w Rio de Janeiro w 2016 r. przyniosły Brazylii stratę w wysokości 2 mld dol., a dług publiczny wzrósł w roku olimpijskim do ponad 78 proc. PKB. Stanowiskiem zapłaciła za to prezydent Dilma Rousseff.

W przypadku Paryża nie będzie przynajmniej kłopotliwego spadku w postaci nieużywanych, niszczejących, a wybudowanych ogromnym kosztem obiektów sportowych. Trudno się jednak spodziewać pobudzenia gospodarczego, którym organizatorzy zazwyczaj kuszą społeczeństwa. I to nie tylko z powodu niestabilnej sytuacji międzynarodowej czy popandemicznej inflacji. Tak się po prostu już nie dzieje. Zwłaszcza jeśli nie trzeba pobudzać ruchu turystycznego (stolica Francji i bez tego przyjmuje rocznie 44 mln turystów, a cały kraj 92 mln). Paryż po prostu nie potrzebuje promocji.

Mamy dla was kebab

Ale może potrzebują jej gminy przylegające? Jak Seine-Saint-Denis. W słynnej katedrze w samym Saint-Denis leżą niemal wszyscy królowie Francji. A poza tym nie ma nic, jak mówią sami mieszkańcy. – Dla turystów mamy kebab – śmieją się. Gmina ma bardzo złą reputację. Można tu ponoć stracić nie tylko głowę dla piękna królewskiej nekropolii, lecz także kartę kredytową i kilka zębów. Teraz mają tu stanąć olimpijskie obiekty.

„Dwie wioski, kilka miejsc zawodów, miejsce uroczystości i tuzin miejsc treningowych. Terytorium Seine-Saint-Denis rzeczywiście będzie centrum igrzysk olimpijskich i paraolimpijskich 2024. Wyposażenie, mieszkania, transport, rozwój gospodarczy i zatrudnienie, to globalne wydarzenie pozostawi trwałe dziedzictwo na terytorium i jego mieszkańcach” – zanęca organizator na stronie. I nie wszystkich tym przekonuje.

Lokalizacja kluczowej inwestycji – basenu – to ogródki działkowe. Francis Redon, prezes organizacji Environnement 93, potępia ratusz i Solideo za zniszczenie „historycznego dziedzictwa Seine-Saint-Denis”. I przypomina, że działki nie służą tu tylko rekreacji czy kontemplowaniu piękna, lecz także produkcji żywności na własne potrzeby. A na zmianę lokalizacji jest za późno. Według ratusza „weryfikacja projektu wymagałaby długiej procedury, która uniemożliwiłaby miastu ukończenie inwestycji na czas”. A jeśli nie będzie basenu, to reszta straci sens.

Dugny (w tej samej gminie Seine -Saint-Denis) zostało wybrane na lokalizację wioski medialnej dla 2,8 tys. dziennikarzy. Z 27 ha dostępnych terenów prawie 7 ha musi zostać zabetonowanych. Stawianie takiego nowego centrum nie było wymaganiem Międzynarodowego Komitetu Olimpijskiego, ale Solideo zobowiązała się (wraz z prywatnymi inwestorami) zainwestować w kompleks 150 mln euro. Po igrzyskach wioska ma zostać przekształcona w ekodzielnicę na 1,3 tys. mieszkań. – Wycięli 40-letnie drzewa, aby zbudować tę swoją dzielnicę – denerwuje się Jean-Marie Baty, prezes stowarzyszenia MNLE 93. Ratusz obiecał posadzić nowy las nieco dalej, ale drzewa to nie wszystko.

Dugny dziś liczy sobie 10 tys. mieszkańców. Nowe osiedle ma przyciągnąć prawie 4 tys. osób. – Miasto nie ma ani sklepów, ani wystarczających arterii komunikacyjnych, aby pomieścić tylu ludzi – zauważa Baty. Przy zaledwie 20 proc. mieszkalnictwa socjalnego osiedle nie będzie przystawać do rzeczywistości miasteczka, w którym stopa bezrobocia zbliża się do 22 proc. Do tego miasto sprzedało teren inwestycyjny za 70 euro za 1 mkw., co mieszkańcy uznali za „śmieszne”. I są zgodni: igrzyska nie są im do niczego potrzebne.

Razem na trybuny

Może więc przynajmniej paryscy kibice są zadowoleni? Zwłaszcza że władze obiecały im dużą pulę tanich biletów, a na dojazd i zakwaterowanie nie wydadzą. Efekty sprzedaży pierwszej transzy biletów (z marca, druga trafi do obiegu 15 maja) są bardzo dobre. Niektóre wydarzenia w centrum Paryża już się wyprzedały, jak szermierka, BMX, wspinaczka czy jazda na deskorolce. To te tańsze dyscypliny.

Ceny są zbliżone do londyńskich, gdzie pierwsze bilety kosztowały 23 euro, i tańsze niż w Tokio (od 60 euro). Z 10 mln biletów na całą paryską imprezę 1 mln kosztował po 24 euro. Tyle że takie miejsca skończyły się niemal natychmiast. I zostały np. takie – bilet na piłkę plażową w środku tygodnia za 60 euro. Albo wejście na stadion lekkoatletyczny za 195 euro. Na kwalifikacje. – Oczywiście, że jest frustracja. Do pierwszej fali sprzedaży zarejestrowało się 3 mln ludzi. Chcieliśmy, żeby bilety były dostępne. Dlatego jeśli część kosztuje mało, reszta musi je sfinansować – mówi Tony Estanguet, potrójny mistrz olimpijski w kajakarstwie, a teraz członek Komitetu Organizacyjnego Igrzysk. – Uważam, że udało nam się zrównoważyć ceny ekonomicznie.

Sama procedura zakupu jest bardzo skomplikowana. Należało zgłosić gotowość na specjalnej stronie. Spośród zarejestrowanych losuje się szczęśliwców, którzy mogą „wejść” do internetowej kasy i kupić, co będzie. W pierwszej fazie mieli na to dwa dni, tyle że nie mogli kupować dowolnie – trzeba było wybrać po trzy dyscypliny. No i nie wszyscy regularnie sprawdzali skrzynki e-mailowe, a to na nie przychodziła informacja, że zostało się wylosowanym. W transzy ruszającej 15 maja mają być dostępne pojedyncze bilety. Tych najtańszych raczej już nie będzie. ©℗