Kijów uważa, że Budapeszt kolejnymi umowami z Moskwą łamie unijne sankcje. Rośnie również presja na objęcie sankcjami rosyjskiego atomu.

Po tym, jak szef węgierskiej dyplomacji Péter Szijjártó wizytował w Moskwie, gdzie podpisywał umowy dotyczące energetyki, m.in. kolejny kontrakt gazowy z Gazpromem, ukraińskie władze, w tym doradca prezydenta Wołodymyra Zełenskiego Oleg Ustenko, zaapelowały do Komisji Europejskiej o ukaranie Budapesztu za łamanie reżimu sankcyjnego. Węgry są objęte wyjątkami, jeśli chodzi o możliwość importu gazu ziemnego z Rosji oraz ropy, którą wciąż zamierzają sprowadzać z kierunku wschodniego. Zdaniem Ustenki i obozu Zełenskiego nie chodzi jednak o obchodzenie wyjątków – te zostały już przyznane – lecz o to, że działania Węgier są sprzeczne z unijnym celem całkowitego odejścia od importu rosyjskich węglowodorów.

KE nie odpowiedziała na nasze pytanie, czy podpisywanie nowych umów z Gazpromem może zostać uznane za cel sprzeczny z ideą uniezależnienia się od dostaw surowców energetycznych z Rosji. Faktem jest natomiast, że Budapeszt już ma zablokowany szereg funduszy unijnych. W związku z tym repertuar kar ze strony Komisji jest właściwie wyczerpany. KE zablokowała Węgrom zarówno część klasycznych unijnych funduszy budżetowych, jak i pieniądze z Funduszu Odbudowy. Powody? Korupcja i nieprzestrzeganie zasad praworządności. W trakcie dialogu z ostatnich miesięcy Bruksela zaznaczała możliwość odblokowania tych pieniędzy, jednak dziś – według jednego z unijnych dyplomatów, z którym rozmawialiśmy – taki scenariusz nie jest poważnie rozważany.

Apele o atomowe sankcje

Dodatkowym problemem dla Węgier byłoby nałożenie sankcji na rosyjski sektor jądrowy, o co od wielu miesięcy apelują Polska oraz państwa bałtyckie. Budapeszt od samego początku wojny w Ukrainie sprzeciwia się ograniczeniom dla energetyki atomowej, tak w zakresie dostaw paliw do reaktorów, jak i technologii jądrowej. Rosatom ma rozbudować elektrownię atomową w Paks. Pierwszą umowę w tej sprawie podpisano już w 2014 r. W ubiegłym tygodniu umowę „zaktualizowano” w czasie wizyty szefa węgierskiej dyplomacji w Moskwie. Strona rosyjska informowała, że niebawem mają zostać przedstawione dokumenty, które umożliwią rozpoczęcie właściwej budowy. Czego dotyczy podpisana nowa umowa pomiędzy Péterem Szijjártó a rosyjskim wicepremierem Aleksandrem Nowakiem, nie podano do publicznej wiadomości.

Od początku wojny Węgry obawiają się, że sankcje mogłyby uniemożliwić budowę nowych bloków. W ostatnim czasie spekulowano nawet, że mają być prowadzone rozmowy ze stroną francuską w sprawie zbudowania elektrowni przez tamtejsze firmy. Ze strony węgierskiego rządu szybko przyszło dementi. W ubiegłym tygodniu w Budapeszcie gościł szef białoruskiego MSZ Siergiej Alejnik. Białoruska agencja BelTA informowała o podpisaniu białorusko-węgierskiego memorandum o współpracy w dziedzinie energetyki jądrowej. Formalnie dotyczy ono transferu „doświadczeń i wiedzy”. Istotne jest to, że reaktory VVER-1200, jakie mają zostać zbudowane w Paks, pracują już w białoruskich elektrowniach atomowych.

Niewykluczone, że jeśli Węgry zdecydowałyby się na transfer technologii z Mińska, a nie z Moskwy, to i białoruski sektor jądrowy zostałby objęty sankcjami – słyszymy od naszego źródła w KE. Tym bardziej że w Brukseli coraz śmielej mówi się o nałożeniu sankcji na rosyjski atom po tym, jak propozycję wsparł w weekend Robert Habeck, szef resortu gospodarki Niemiec. – Technologia jądrowa jest niezwykle delikatną dziedziną, a Rosji nie można już uważać za wiarygodnego partnera w tym zakresie – mówił w sobotę Habeck.

Niemcy chcą rozmawiać z państwami Europy Wschodniej, które takie propozycje złożyły już na początku tego roku. Możliwe, że pakiet sankcji atomowych, który może zdecydowanie ugodzić w Paks, zostanie poddany debacie jeszcze przed majowym szczytem UE.

Rząd na razie bez reakcji

Temat nowych kar dla Węgier w zasadzie w ogóle nie został skomentowany nad Dunajem. Próżno było także szukać bezpośredniej reakcji węgierskich władz na oczekiwanie Kijowa. W piątkowym wywiadzie dla węgierskiego radia premier Viktor Orbán nie był nawet o to pytany. Stwierdził tylko, że „Ukraina jest państwem, które w sensie finansowym nie istnieje”, a także, że gdyby finansowanie zostało przerwane, to wojna zakończyłaby się. Według Orbána to Europa płaci (w tym węgierscy podatnicy) za ukraińskie emerytury, pensje, opiekę zdrowotną. – Jasne jest, że nie może to trwać w nieskończoność – podkreślał polityk.

Przyczyn jego stanowiska można upatrywać w zamieszaniu, jakie w ubiegłym tygodniu wywołały amerykańskie sankcje nałożone na Międzynarodowy Bank Inwestycyjny (rosyjski bank z siedzibą w Budapeszcie), w tym zapowiedzi, że oddzielnymi, indywidualnymi sankcjami zostaną obłożeni bliscy węgierskiemu premierowi współpracownicy. ©℗

Nie tak łatwo odblokować

Obecnie trwa na Węgrzech legislacyjny ekspres, który miałby umożliwić odblokowanie 6,3 mld euro w ramach Funduszu Spójności oraz 5,8 mld euro z Krajowego Planu Odbudowy.

Jednakże w ostatnich dniach łącznie 15 państw unijnych przyłączyło się do pozwu przeciwko Węgrom w sprawie ustawy uderzającej w prawa mniejszości seksualnych. Chodzi o uchwaloną w 2021 r. ustawę o przeciwdziałaniu pedofilii, która w największym stopniu uderzyła w środowiska LGBTQ. Prezydent Węgier niebawem podpisze kolejny akt prawny, który umożliwi anonimowe zgłaszanie tzw. tęczowych rodzin do władz węgierskich, gdy dochodzi do zagrożenia przeciwko „węgierskiej formie życia” (to jest heteroseksualnym rodzinom). Nie ma wątpliwości, że ten akt prawny także znajdzie się pod lupą unijnej administracji. ©℗