Problemy ze znalezieniem zatrudnienia mają dziś przede wszystkim mieszkańcy obszarów przyfrontowych i wewnętrzni przesiedleńcy. Ale na trudności narzekają też pracodawcy

Poziom bezrobocia oscyluje dziś w Ukrainie wokół 25–26 proc., a zdaniem banku centralnego w ciągu dwóch lat obniży się do 17–20 proc. „Ale liczba ta jest prawdopodobnie znacznie wyższa niż oficjalne statystyki, ponieważ wiele osób pozostaje zatrudnionych na papierze, a w rzeczywistości straciło pracę i dochody. Niektórzy – np. mężczyźni chcący uniknąć poboru do wojska – nie rejestrują oficjalnie swojego bezrobocia” – czytamy w raporcie International Rescue Committee (IRC).

Istnieje też duże zróżnicowanie regionalne. – Regiony bezpieczniejsze, zachodnioukraińskie, są bardziej nasycone i pracownikami, i pracodawcami. W centrum, np. w Dnieprze, poziom bezrobocia jest wyższy. Największe problemy ze znalezieniem pracy mają mieszkańcy obszarów przyfrontowych. Z kolei na terenach dezokupowanych przemysł i usługi nie wróciły do stanu sprzed inwazji. Stąd bezrobocie w obwodach charkowskim, chersońskim czy czernihowskim też jest stosunkowo wysokie – mówi DGP ukraińska ekonomistka Kateryna Markewycz.

Trudności napotykają również osoby wewnętrznie przesiedlone. Tych jest w Ukrainie ok. 5,4 mln. Z analizy Międzynarodowej Organizacji ds. Migracji wynika, że pracuje wyłącznie 34 proc. Dzieje się tak, ponieważ Ukraińcy często przenoszą się z miast na obszary wiejskie. Wynajem mieszkań jest tam tańszy lub dołączają na czas wojny do swoich rodzin. „Problem w tym, że choć koszty utrzymania mogą być na wsiach niższe, zwykle jest tam mniej możliwości podjęcia pracy, a transport do miast jest zazwyczaj niewygodny i kosztowny” – piszą autorzy dokumentu.

Pracownicy, z którymi rozmawiał IRC, są z kolei niezadowoleni z warunków oferowanych przez pracodawców. Głównym zarzutem są drastyczne cięcia wynagrodzeń. Tłumaczą, że ich pensje często nie pokrywają nawet podstawowych potrzeb. Niskie płace są często większym wyzwaniem dla przesiedleńców wewnętrznych niż członków społeczności przyjmujących. Głównie dlatego, że migranci ponoszą większe koszty w związku z koniecznością wynajmu nowego mieszkania.

Ale z wyzwaniami mierzą się również pracodawcy. Wiele firm po 24 lutego 2022 r. straciło wyspecjalizowanych pracowników. Byli bowiem jednymi z pierwszych, którzy uciekli z Ukrainy i znaleźli pracę za granicą. W raporcie czytamy, że osoby o specjalistycznych umiejętnościach były również szybko wcielane do armii. Chociaż większość przedsiębiorstw nie jest w stanie zatrudnić dziś dodatkowych pracowników, przekonują, że i tak mieliby trudności z ich znalezieniem. Pożądani specjaliści to m.in.: inżynierowie zajmujący się naprawą sprzętu komputerowego, elektrycy, kierowcy, architekci. Przedsiębiorstwa najbardziej poszukują wykwalifikowanych robotników, a niekoniecznie osób najlepiej wykształconych w innych dziedzinach. – Mamy do czynienia z paradoksalną sytuacją, w której jednocześnie stykamy się z problemem rosnącego bezrobocia i brakiem siły roboczej w niektórych branżach – mówi Markewycz. I podkreśla, że zwolnieni menedżerowie mają problem ze znalezieniem pracy na przedwojennych warunkach, a ze względu na trendy migracyjne znacznie więcej jest ofert pracy dla kobiet niż dla mężczyzn.

Firmy potrzebują więc dofinansowania. Te, które poniosły straty fizyczne, muszą wyremontować swoje siedziby. Innym brakuje płynności na pokrycie wynagrodzeń pracowników lub kosztów wynajmu. Dlatego część zdecydowała się przenieść z obszarów przyfrontowych do innych części Ukrainy, korzystając z rządowego programu relokacji. Ten oferuje m.in. pakiet wsparcia finansowego. W grudniu ministerstwo gospodarki informowało, że w jego ramach przeniesiono 772 przedsiębiorstwa, dzięki czemu udało się zachować 35 tys. miejsc pracy i stworzyć kolejne 7 tys.

Położone na zachodzie kraju regiony chętnie takie firmy przyjmują. Na przykład we Lwowie powstał specjalny wydział do wspierania przedsiębiorstw z innych części kraju i program grantowy oferujący im 100 tys. hrywien (ok. 11,7 tys. zł). Biznesy, z którymi rozmawiał IRC, informowały, że zwracały się też o kredyty do banków. Ale – jak wskazują – nie jest to już opłacalne, ponieważ drastycznie wzrosły stopy procentowe. Instytucje finansowe nie są zresztą chętne do udzielania pożyczek. Zwłaszcza tym, którzy nie mają zabezpieczenia lub działają na obszarach dotkniętych agresją Rosji. ©℗