Być może jeszcze tej wiosny amerykański prezydent Joe Biden zwróci się do Kongresu o dodatkowe środki na wojskowe wspieranie Kijowa.
W ubiegłym roku amerykański Kongres wyasygnował na pomoc Ukrainie 113 mld dol., z czego nieco ponad 60 mld na różnego rodzaju wsparcie wojskowe. Ostatni z czterech pakietów z Kapitolu, warty prawie 28 mld dol., przegłosowano w grudniu 2022 r. W założeniu pieniędzy miało wystarczyć do końca września. Obecnie na parlamentarnych korytarzach w Waszyngtonie słychać, że te plany były zbyt optymistyczne.
Ken Calvert, jeden z czołowych republikańskich kongresmenów zaangażowanych w sprawy obronności, ocenia, że amerykański rząd ma środków na dwa–trzy miesiące, zanim ponownie będzie musiał zwrócić się do parlamentu o fundusze na pomoc Ukrainie. Proponowany przez Biały Dom budżet obronny na nowy rok fiskalny to odległa perspektywa, zresztą zaplanowana kwota wsparcia opiewa w nim jedynie na 6 mld dol. A sam budżet będzie podlegać jeszcze długim negocjacjom z republikanami, więc nie jest wykluczone, że ostatecznie zostanie jeszcze uszczuplony. Tymczasem rośnie liczba kongresmenów, którzy publicznie wyrażają wątpliwości co do obecnej linii wspierania Ukrainy. Po stronie republikańskiej jest ich co najmniej kilkudziesięciu, a podobne komentarze słyszymy także z ust liderów partii – gubernatora Florydy Rona DeSantisa oraz byłego prezydenta Donalda Trumpa.
Do tego dochodzi dość chwiejna pozycja lidera republikańskiej większości w Izbie Reprezentantów Kevina McCarthy’ego, który – by zapewnić sobie głosy do uzyskania tego stanowiska – uległ presji skrajnej frakcji i zgodził się na zmianę regulaminu. Obecnie każdy kongresmen może zainicjować głosowanie dotyczące usunięcia go ze stanowiska. Możliwe, że do takiej próby dojdzie przy okazji debaty o kolejnym pakiecie dla Kijowa. Prócz tego także po lewej stronie pojawiają się zastrzeżenia. Demokratyczny kongresmen z Hawajów Ed Case wezwał niedawno Pentagon do „całkowitej szczerości” co do tego, ile amerykańskiego podatnika kosztuje i będzie kosztowało wspieranie Ukrainy.
Mimo to administracja i wojsko wzmacniają wysiłki, by przekonywać Kongres, że nie należy ograniczać pomocy dla broniącej się przed rosyjską agresją Ukrainy. Generał Mark Milley, przewodniczący Kolegium Połączonych Szefów Sztabów, ostrzegał w ubiegłym tygodniu, że zatrzymanie wsparcia może oznaczać „wyrzucenie przez okno” porządku światowego, jaki znamy po II wojnie światowej, oraz konieczność „zdublowania naszego budżetu obronnego”. Urzędnicy z administracji Joego Bidena starają się też przekonywać kongresmenów, że przestawienie gospodarki na wojenne tory przynosi korzyści gospodarcze Ameryce. Na przykład w relatywnie biednym i mocno republikańskim stanie Arkansas, gdzie koncern Lockheed Martin produkuje zestawy artylerii rakietowej HIMARS. – Gospodarczo, przemysłowo i technologicznie jesteśmy gotowi na mocne i długie wspieranie Ukrainy. Ale w grę wchodzi też polityka – słyszymy od rządowego źródła w Waszyngtonie.
Wskazując na dynamikę wydarzeń w Kongresie, nasz rozmówca twierdzi, że presja na Kijów, by zaczął negocjacje z Kremlem, może rosnąć, a relatywnie ciężej będzie o kolejne pakiety wsparcia wojskowego. „Wall Street Journal” spekuluje, że Ukraina prawdopodobnie przeprowadzi kontratak przy szerokim użyciu naziemnej broni precyzyjnej o zasięgu kilkudziesięciu kilometrów, w tym wyrzutni HIMARS oraz M270 MLRS, a głównym obszarem działań może być obwód zaporoski. Do sukcesu wojskowego oraz politycznego Kijów będzie potrzebować „kombinacji umiejętności oraz szczęścia”. Dokładne wojskowe plany Ukrainy pozostają niewiadomą. Wiemy jednak, że część szkolących się od miesięcy na Zachodzie ukraińskich żołnierzy finalizuje swoje programy. Czołgiści znad Dniepru w Wielkiej Brytanii ukończyli treningi z obsługi czołgów Challenger 2. Nad Dniepr ma trafić 14 takich maszyn. W ciągu kilku dni ma również zakończyć się szkolenie w Oklahomie z obsługi rakietowego systemu ziemia-powietrze Patriot. ©℗