Jutrzejsze rozmowy w Waszyngtonie mogą przesądzić o formule relacji handlowych w dobie „zielonego przyspieszenia”. Spoiwem transatlantyckiego porozumienia może być rywalizacja z Chinami.

Za dwa tygodnie unijni liderzy podczas szczytu w Brukseli usiądą do rozmów o europejskiej odpowiedzi na amerykański system subsydiów i ulg dla zielonego przemysłu zawarty w Inflation Reduction Act (IRA). Choć UE, żeby zatrzymać odpływ biznesu ze Starego Kontynentu i nawiązać konkurencję z USA, oczekiwała odstępstw od IRA i przyznania ulg także na samochody elektryczne produkowane w Europie, to nic nie wskazuje na to, żeby administracja Joego Bidena miała zdecydować się na taki krok.
Bruksela szuka jednak porozumienia z Waszyngtonem w obszarze zielonych technologii dla przemysłu po to, żeby ograniczyć ekspansję Chin. To właśnie Państwo Środka i postawa zachodnich sojuszników wobec niego będą jednym z głównych tematów dzisiejszych rozmów szefowej KE Ursuli von der Leyen z prezydentem Joem Bidenem w Waszyngtonie.
To kolejne z serii euroatlantyckich spotkań na wysokim szczeblu. Von der Leyen widziała się już w tym tygodniu z premierem Kanady Justinem Trudeau, a Biden odbył w zeszłym tygodniu rozmowy z kanclerzem Niemiec Olafem Scholzem. W zeszłym miesiącu prezydent USA odwiedził Polskę i Ukrainę, zaś z wizytą w USA byli m.in. ministrowie gospodarki Francji i Niemiec, Bruno Le Maire i Robert Habeck.

Wyższy interes

W tle tego cyklu w Brukseli nabiera tymczasem kształtu najważniejszy element unijnej odpowiedzi na IRA – rozporządzenie o bezemisyjnym przemyśle. Według nieoficjalnych informacji projekt, którego prezentacja przez KE jest planowana na przyszły tydzień, ma objąć m.in. ułatwienia dla zielonych inwestycji, w tym w energetykę wiatrową, fotowoltaikę, pompy ciepła, baterie litowo-jonowe, elektrolizery, sieci energetyczne i atom. Procedury pozwoleniowe dla tego typu projektów mają zostać skrócone – w imię „wyższego interesu publicznego” – do maksimum roku i scyfryzowane. Komisja ma też zaproponować specjalne zielone strefy ekonomiczne – tzw. doliny przemysłowe i piaskownice regulacyjne, w których obowiązywać będą jeszcze szybsza ścieżka inwestycyjna i ułatwienia w dostępie do infrastruktury.
Propozycje KE przewidują też nowe instrumenty subsydiowania zielonego przemysłu. Projekty inwestycyjne będą mogły ubiegać się o dotacje m.in. w ramach aukcji Funduszu Innowacyjnego. Ważnym instrumentem promocji zielonych technologii i wysokich standardów w zakresie emisyjności mają się stać również – podobnie jak w USA – zamówienia publiczne oraz rozszerzone kryteria środowiskowe w przetargach. Oprócz tego Komisja chce ułatwić finansowanie łączone ze środków UE i z sektora prywatnego. Cele określone związane z zielonym przemysłem mają być raportowane przez rządy państw członkowskich w corocznych sprawozdaniach oraz uwzględnione w wieloletnich planach w zakresie energii i klimatu.
Niejasnym elementem planów Brukseli pozostaje finansowanie. „27” odbyła pierwsze kierunkowe rozmowy na ten temat w zeszłym miesiącu. Ujawnione wówczas rozbieżności między państwami członkowskimi dotyczące zaciągania nowych pożyczek przez UE dla sfinansowania planu pozwoliły jedynie na zobowiązanie KE do przygotowania strategii, która ma być dyskutowana na spotkaniu szefów państw i rządów zaplanowanym na 23 i 24 marca.

Brakuje 350 mld euro

W zamierzeniu KE centralnym elementem systemu wsparcia dla zielonego przemysłu miałby być nowy Europejski Fundusz Suwerenności, wzorowany na postpandemicznym Funduszu Odbudowy. Jego powołaniu sprzeciwia się jednak część państw, w tym Niemcy, Holandia, a ostatnio również Czechy.
Praga uważa, że fundusz może się stać zakładnikiem europejskich przedsiębiorstw, które będą oczekiwały coraz większego dofinansowania pod groźbą wycofania swoich inwestycji w UE i przeniesienia się za Atlantyk. Zarazem wiele innych stolic, w tym Paryż, przekonuje, że bez nowych pieniędzy nie uda się sfinansować ambitnych celów. W grę wchodzi także dalsze luzowanie zasad pomocy publicznej na szczeblu krajowym, co ze względu na różnice potencjałów pomiędzy budżetami państw członkowskich wywołuje jednak obawy o spójność jednolitego rynku i pogłębienie nierówności w UE.
Według wyliczeń Europejskiego Banku Inwestycyjnego – który sam rozważa mocniejsze zaangażowanie się we wspieranie zielonego przemysłu na Starym Kontynencie – w unijnej kasie brakuje wciąż ok. 350 mld euro rocznie na inwestycje, aby wypełnić cele klimatyczne zaplanowane do 2030 r.

Bruksela liczy, że uda jej się znaleźć porozumienie, które pozwoli obniżyć napięcie związane z „wyścigiem subsydiów” i zahamować ucieczkę kluczowych inwestycji. Według Tobiasa Gehrkego, eksperta Europejskiej Rady Spraw Zagranicznych (ECFR) szanse na taki scenariusz rosną, choć jego wypracowanie nie będzie łatwe. - UE i USA mogą wypracować jakąś formę sojuszu w zielonej gospodarce, opartego na wspólnych ramach i standardach – ocenia w wypowiedzi dla Klubu Jagiellońskiego. Jak dodaje, wyzwanie chińskie może być jednym z fundamentów takiego porozumienia, choć stanowisko Europy nie powinno być identyczne z amerykańskim.

Obecnie na preferencyjne traktowanie oprócz przedsiębiorstw amerykańskich mogą liczyć dostawcy z krajów, które łączą z Amerykanami umowy o wolnym handlu. Takiego statusu nie ma UE. Rozmowy nad tego typu paktem (TTIP) zarzucono po objęciu prezydentury USA przez Donalda Trumpa i dziś trudno wyobrazić sobie do nich powrót. W grę mogłoby wchodzić jednak bardziej ograniczone porozumienie, które – oprócz uzgodnień w zakresie subsydiów – mogłyby obejmować m.in. współpracę w zakresie dostaw surowców strategicznych dla niskoemisyjnych technologii.

Tego wątku planowanych rozmów nie eksponuje jednak w swoich komunikatach Biały Dom. Według strony amerykańskiej rozmowa ma dotyczyć przede wszystkim potencjalnej odpowiedzi zachodnich koalicjantów wobec Chin, jeśli Pekin zdecyduje się na wsparcie Rosji dostawami broni. W grę wchodzą wspólne sankcje Unii i USA w przypadku, gdyby Pekin zdecydował się na włączyć w ten sposób w wojnę wywołaną przez Kreml. Na to, że Państwo Środka, którego dostawy dla Rosji nie obejmowały dotąd śmiercionośnego sprzętu, jest coraz bliżej decyzji o zmianie tej polityki, wskazywał w lutym sekretarz stanu USA Anthony Blinken. Chiny odrzuciły te sugestie amerykańskiego szefa dyplomacji Antony’ego Blinkena jako „oczernianie” kraju, zarzuciły USA konfrontacyjny ton i wezwały do zmiany retoryki, która – zdaniem Pekinu – podsyca konflikt.

Według portalu Politico wstępne rozmowy na temat ewentualnych kroków wobec ChRL, odbyły się w zeszłym tygodniu w Brukseli z udziałem przedstawicieli USA, Kanady, Japonii, Korei Płd., Polski i krajów bałtyckich. Portal podaje, że dyplomaci zgodzili się, że pomoc militarna dla Kremla oznaczałaby przekroczenie przez Chiny „czerwonej linii”, choć – jak podkreślała część z nich – konieczne byłoby poparcie ewentualnych sankcji twardymi dowodami dostaw. Kwestię tę ma według naszych informacji podkreślać w rozmowach w Waszyngtonie szefowa KE. Jak słyszymy, rygorystyczne zasady dotyczące udokumentowania podstaw do nałożenia sankcji wynikają z unijnych przepisów.