Francja zamierza zmniejszyć obecność wojskową i postawić na „podejście oparte na partnerstwie”.

Wczoraj Emmanuel Macron rozpoczął kilkudniowe tournée po Afryce. Po wizycie w Gabonie prezydent Francji uda się do Angoli, Konga oraz Demokratycznej Republiki Konga. Podróż ma kilka celów, lecz z perspektywy Warszawy najbardziej interesujący jest w niej kontekst francusko-rosyjskiej rywalizacji na Czarnym Kontynencie. Paryż od lat konsekwentnie stara się odciągnąć kraje afrykańskie od wpływów rosyjskich, a Macron próbuje przekonać państwa kontynentu, że współpraca z Moskwą nie jest dla nich opłacalna. Tymczasem trzy z czterech państw w harmonogramie prezydenta (Angola, Gabon i Kongo) wstrzymały się w ubiegłym tygodniu od głosu w sprawie rezolucji Zgromadzenia Ogólnego ONZ potępiającej agresję na Ukrainę i nielegalną aneksję części terytoriów naszego wschodniego sąsiada przez Rosję.
Rosnące wpływy Rosji i Chin, które wykorzystują w Afryce lokalne sentymenty antykolonialne i szerzą antyzachodnią propagandę, nie od dziś budzą niepokój Pałacu Elizejskiego. W ciągu ostatnich lat Kreml zdołał umocnić pozycję w Sahelu, a związana z rosyjskim wywiadem Grupa Wagnera zawierała porozumienia z władzami w Mali i Republice Środkowoafrykańskiej, gwarantując sobie przy okazji zyski z eksploatacji zasobów, m.in. złota. Odbywało się to kosztem Paryża; po latach obecności i walki z dżihadystami siły francuskie się z nich wycofały. Z doniesień prasy znad Sekwany wynika, że firma wojskowa Jewgienija Prigożyna próbuje obecnie uzyskać podobne jak w Mali wpływy w Burkina Faso. Tymczasem w styczniu ONZ wezwała do wszczęcia dochodzenia w sprawie oskarżeń o „rażące naruszenia praw człowieka oraz możliwe zbrodnie wojenne i przeciwko ludzkości” popełnione w Mali przez rosyjskich najemników.
W odpowiedzi na rozwój sytuacji w Sahelu Macron zaproponował w tym tygodniu nowe podejście do francuskiej obecności wojskowej w Afryce. Na kontynencie, m.in. w Czadzie i Nigrze, wciąż stacjonuje 5 tys. francuskich żołnierzy. Akcent ma zostać w przyszłości położony na kraje nad Zatoką Gwinejską, dokąd zostanie przerzucona część francuskich oddziałów. Ogółem jednak liczba wojskowych pochodzących z drugiej największej gospodarki Unii Europejskiej ma się zmniejszyć, za to Paryż ma wzmocnić współpracę z wojskami sojuszniczymi. Niektóre bazy wojskowe mają być administrowane wspólnie z lokalnymi oddziałami szkolonymi przez Francuzów. - Pozostaniemy, ale ze zmniejszoną obecnością, tak by pomagać lokalnym żołnierzom zgodnie z ich potrzebami - mówił Macron w poniedziałkowym, poprzedzającym wyjazd przemówieniu w Paryżu.
Prezydent mówił o „podejściu opartym na partnerstwie”, „nowym, zrównoważonym związku” i konieczności okazania przez Paryż „głębokiej pokory”. - Afryka nie jest niczyim podwórkiem, nie jest kontynentem, któremu Europejczycy i Francuzi powinni dyktować ramy rozwoju - stwierdził. Jednocześnie zapewniał, że Pałac Elizejski przewiduje jedynie reorganizację, a nie wycofanie się z kontynentu. Od objęcia najwyższego urzędu w 2017 r. nie było roku, w którym Macron nie udałby się w podróż do Afryki. Mali było drugim po Niemczech państwem, które odwiedził w roli głowy państwa. Swoją wizję stosunków francusko-afrykańskich przedstawił szerzej sześć lat temu w przemówieniu w Wagadugu w Burkina Faso. Wtedy również słyszeliśmy słowa o konieczności „prawdziwie nowej relacji” przy jednoczesnych obietnicach zerwania z polityką postkolonialną oraz krytyce „zbrodni europejskiej kolonizacji”. ©℗