Format Bukareszteńskiej Dziewiątki ma pomóc Polsce wypracować jak najbardziej jednolite stanowisko wschodniej flanki przed lipcowym szczytem NATO w Wilnie.

Na koniec pobytu prezydenta Joego Bidena w Polsce, w środę odbyło się jego spotkanie z przywódcami Bukareszteńskiej Dziewiątki, grupującej państwa ze wschodniej flanki NATO, z udziałem sekretarza generalnego Jensa Stoltenberga.
– To grupa sojuszników, którzy dosłownie znajdują się obecnie na pierwszej linii naszej zbiorowej obrony – mówił jeszcze przed wylotem amerykańskiego prezydenta do Europy John Kirby, rzecznik Rady Bezpieczeństwa Narodowego. Zamiary Bidena były jasne – potwierdzić zobowiązania sojusznicze dla całego regionu. I tak się stało. – Artykuł 5 Traktatu północnoatlantyckiego jest święty i nienaruszalny – mówił amerykański przywódca podczas szczytu.
Szef Biura Polityki Międzynarodowej w Kancelarii Prezydenta RP Marcin Przydacz tłumaczył, że rozmowy w Warszawie służą przygotowaniu się na lipcowy szczyt NATO w Wilnie. – My, jako wschodnia flanka, chcemy wypracować pewną agendę tego szczytu, chcemy wypracować także i nasze pewne oczekiwania dotyczące możliwych podejmowanych decyzji w Wilnie – stwierdził.
Choć pewien poziom porozumienia wydaje się wśród sojuszników osiągalny, to równocześnie między krajami występują różnice, co przyznają sami polscy urzędnicy. Na pierwszy plan wysuwają się tu Węgry, które postrzegają wojnę inaczej niż reszta krajów regionu. Premier Viktor Orbán mówił m.in., że „Europa dryfuje w kierunku wojny i wykonuje niebezpieczny akt balansowania”. Mimo to prezydent Węgier Katalin Novák przyjechała do Warszawy i wzięła udział w szczycie B9. Strony polska i amerykańska mają nadzieję, że uda się skutecznie wpłynąć na Budapeszt.
Oprócz oczywistego zaniepokojenia Ukrainą przywódców regionu, a także samego prezydenta Joego Bidena, zajmuje rozwój sytuacji w Mołdawii. Strona ukraińska ostrzegała w ubiegłym tygodniu, że Rosja ma plany destabilizacji tego kraju oraz przejęcia władzy. Wśród potencjalnych scenariuszy rozważane ma być zajęcie lotniska w Kiszyniowie. Gdyby rosyjskie plany się powiodły, to poza tym, że zaatakowany zostałby kolejny kraj, to w znacznie gorszym położeniu znalazłaby się Odessa, kluczowy ukraiński port. Dlatego też sprzed Arkad Kubickiego we wtorek Biden zwracał się bezpośrednio do słuchającej przemówienia prezydent Mołdawii Mai Sandu. – Determinacja Mołdawian do życia w wolności przyniosła im niepodległość i postawiła na ścieżce do członkostwa w UE – mówił.
Na ostatnie dni przed rocznicą wojny dyplomatycznie zaaktywizowali się oprócz Amerykanów również Chińczycy, którzy w tym tygodniu zamierzają przedstawić swój plan pokojowy, co jest chłodno przyjmowane przez Zachód. Zdaniem amerykańskiego sekretarza stanu Antony’ego Blinkena Chiny „grają na dwie strony”. „Publicznie (Chińczycy) przedstawiają się jako kraj dążący do pokoju na Ukrainie. Ale widzieliśmy już w ciągu ostatnich miesięcy udzielanie przez nich Rosji niezbrojnej pomocy, która ma bezpośredni wpływ na podżeganie do działań wojennych Rosji” – mówił w stacji NBC.
Podobnie sytuację ocenia Stoltenberg, który powiedział we wtorek, że Sojusz jest „coraz bardziej zaniepokojony” tym, że Chiny mogą dostarczyć Rosji broń. Wcześniej o takiej możliwości informowali Amerykanie. Zachodni dyplomaci za dobrą oznakę relacji między Pekinem a Moskwą uznają wizytę w tym tygodniu w rosyjskiej stolicy czołowego chińskiego dyplomaty Wanga Yi, gdzie zapewniał on, że stosunki łączące oba państwa są „solidne jak skała”. A mogą być jeszcze lepsze, bo „Wall Street Journal” pisał o przygotowaniach do spotkania Xi Jinpinga i Władimira Putina, do którego może dojść w nadchodzących miesiącach. Ustalenia dotyczące podróży są na „wczesnym etapie”, a termin nie został jeszcze uzgodniony, choć najbardziej prawdopodobny jest przełom kwietnia i maja – informował WSJ.
Deklaratywnie mniejszy niepokój niż ewentualne mocniejsze zaangażowanie w wojnę Chin budzi w Waszyngtonie dotychczasowa reakcja Rosji na wizytę w Kijowie Joego Bidena. Zgodnie z informacjami Amerykanów w poniedziałek Rosjanom nie powiódł się test międzykontynentalnego pocisku balistycznego. Kreml specjalnymi kanałami miał powiadomić Stany Zjednoczone z wyprzedzeniem o próbie. – Test nie stanowił zagrożenia dla Stanów Zjednoczonych, a USA nie postrzegają go jako eskalacji – zapewniał media jeden z amerykańskich urzędników.
Samo przemówienie Bidena w Warszawie uznawane jest przez media za oceanem za ważny symbol, podkreślający to, że dziedzictwo Bidena jako światowego przywódcy sprzęgło się z losem Europy Środkowo-Wschodniej. Wydźwięk wystąpienia nie jest uznawany za tak mocny jak ten niezapowiedzianej prezydenckiej wyprawy kolejowej z Przemyśla do Kijowa, określanej jako historyczna.
Równocześnie za tak silne zaangażowanie się w sprawę Ukrainy demokrata mierzy się z krytyką części republikanów, w tym prominentnych polityków tej partii. Donald Trump oceniał, że jego następca pcha świat do trzeciej wojny światowej. Inny faworyt do uzyskania republikańskiej nominacji w wyborach prezydenckich za dwa lata, gubernator Florydy Ron DeSantis, twierdził natomiast, że „mamy w swoim kraju wiele problemów, które prezydent zaniedbuje”. W tym kontekście republikanie wskazują głównie na nielegalną migrację, przestępczość oraz problemy gospodarcze.
Być może jest to reakcja na sondaże, które wskazują na zmiany w podejściu do wojny w społeczeństwie amerykańskim. Sondaż agencji Associated Press z zeszłego tygodnia wykazał, że 48 proc. ankietowanych popiera amerykańskie dostawy broni do Ukrainy. To 12 pkt proc. mniej niż w maju ubiegłego roku. Duże lub pewne zaufanie do Bidena w sprawie Ukrainy deklaruje natomiast 56 proc. Amerykanów, ale 43 proc. twierdzi, że nie ma go w ogóle. ©℗