Uchodźcy w Libanie wciąż wierzą, że najlepszym sposobem na ucieczkę do Europy jest podróż przez granicę polsko -białoruską. O nowej trasie nie mówi się wprost.

O wiodącym przez obwód kaliningradzki szlaku migracyjnym Syryjczycy nie słyszeli. Nie jest reklamowany tak jak swego czasu trasa przez Białoruś. Przemytnicy nie publikują już w mediach społecznościowych szczegółów ofert przepraw na Stary Kontynent. – Są bardzo ostrożni – mówi nam Asif (wszystkie imiona zostały zmienione – red.), który niedawno korzystał z ich usług. O planie podróży informują dopiero po wniesieniu kilku opłat. – Na wstępie musiałem zapłacić 3,5 tys. dol., a po otrzymaniu wizy kolejne 1,5 tys. Dopiero wtedy mniej więcej dowiedziałem się, dokąd jadę i gdzie będę spać po drodze – tłumaczy. Łącznie ucieczka do Europy to dziś koszt rzędu 7–8 tys. dol. Syryjczycy w Libanie wciąż wierzą, że najlepiej jest przeprawiać się przez granicę polsko-białoruską. – Wiem, że jest to teraz trudniejsze, bo postawiono mur. Ale mojemu koledze udało się przez niego przedostać i dzisiaj jest już w Holandii – mówi DGP 28-letni Haruk. Mężczyzna zbiera właśnie pieniądze na wyjazd. Przekonuje, że płacąc przemytnikom na polsko-białoruskim odcinku odpowiednio wysoką kwotę, dalsza podróż powinna być bezproblemowa.
„Biura podróży” informują jednak migrantów, że w razie niepowodzenia na granicy z Białorusią zostaną przerzuceni na inny szlak. Ten – jak można się domyślać – wiódłby właśnie przez Kaliningrad, choć nazwa obwodu nie padła podczas żadnej z przeprowadzonych przez DGP rozmów. Nie wiadomo też, czy wśród migrantów są osoby, które prosto z samolotu – zamiast na Białoruś – trafiają do rosyjskiej eksklawy. – Lotów jest dużo, więc wszystko jest możliwe. Wczoraj na pokładzie był mój znajomy, tydzień temu kolejny. Zawsze znajdzie się w środku jakiś kolega – opowiada Haruk. Samoloty wypełnione mieszkańcami Bliskiego Wschodu nie latają już jednak do Mińska. – Przestali wydawać nam wizy – mówi Asif. Informacje te potwierdza jedna z agencji turystycznych w Daourze, dzielnicy Bejrutu. – Sprzedajemy teraz bilety wyłącznie do Rosji. Stamtąd ruszamy na Białoruś albo w innym kierunku – tłumaczy nam pracownik biura, którego akcent wskazuje na syryjskie pochodzenie. Nie doprecyzował, czy „inny kierunek” oznacza drogę przez Kaliningrad.
Ściany biura oklejone są banerami prywatnych syryjskich linii lotniczych Cham Wings. Te w grudniu ubiegłego roku znalazły się na liście podmiotów objętych sankcjami Unii Europejskiej. Latem 2021 r. przewoźnik miał bowiem zwiększyć liczbę połączeń do Mińska w celu transportu migrantów (18 lipca br. Cham Wings został z listy usunięty). Teraz samoloty Cham Wings latają wyłącznie po Bliskim Wschodzie i do Moskwy. Według informacji dostępnych na portalu FlightRadar24 z Damaszku do stolicy Rosji można się wybrać raz w tygodniu. Niewykluczone, że wkrótce do Moskwy będzie można się dostać również bezpośrednio z Bejrutu. Rosyjskie linie lotnicze Aerofłot informowały w tym miesiącu, że po kilkuletniej przerwie wznowią w grudniu połączenia z Libanem. Wciąż jednak nie wiadomo nic o ewentualnych połączeniach z lotniskiem Kaliningrad-Chrabrowo. Na początku października port podpisał porozumienia o otwartym niebie z zaprzyjaźnionymi krajami, czyli Turcją, Syrią i Białorusią, wzbudzając podejrzenia o chęć wywołania kolejnego kryzysu na granicy zewnętrznej UE przez Władimira Putina. Dotychczas jedyne połączenia międzynarodowe z Chrabrowem – poza Mińskiem – realizowały Turkish Airlines. Samoloty z Antalyi przylatywały do Kaliningradu kilka razy w tygodniu. Portal FlightRadar24 wskazuje jednak, że w drugiej połowie listopada nie zostały zaplanowane żadne loty na tej trasie.
Ucieczka do Europy jest marzeniem większości mieszkających w Libanie uchodźców. Pod koniec października władze w Bejrucie rozpoczęły proces repatriacji Syryjczyków. Liban docelowo miałoby opuszczać ok. 15 tys. uchodźców miesięcznie (w kraju przebywa ich łącznie ok. 1,5–2 mln). Organizacja pozarządowa Human Rights Watch (HRW) udokumentowała przypadki osób, które po powrocie do Syrii spotkały się m.in. z prześladowaniami ze strony reżimu i powiązanych z nim bojówek, w tym torturami, pozasądowymi zabójstwami i porwaniami. Większość osób, z którymi rozmawiała HRW, ma także problemy z zaspokojeniem podstawowych potrzeb bytowych. Ale pogarszające się warunki społeczno-ekonomiczne w Libanie sprawiają, że i tu Syryjczycy ledwo wiążą koniec z końcem. – Mam dwie prace, a i tak starcza mi tylko na opłacenie rachunków. Gdybym miał środki, już dawno opłaciłbym przemytników i wyjechał na Zachód – opowiada nam Baszar z Homs. Do tego dochodzi dyskryminacja. Kiedy latem w kraju zaczęło brakować chleba, przed piekarniami zaczęto ustawiać dwie kolejki. Jedną dla Libańczyków, drugą dla traktowanych mniej priorytetowo Syryjczyków. Dlatego niektórzy decydują się na trzecią opcję: wyjazd na wojnę i walkę po stronie Rosji. Haruk mówi, że zna wielu Syryjczyków, którzy są dziś w Ukrainie. Osoby, z którymi rozmawialiśmy, tłumaczą, że Kreml płaci syryjskim najemnikom od 5 do 7 tys. dol. za trzymiesięczną misję. Daje też paszport. – Większość jedzie z nadzieją, że szybko ucieknie stamtąd do UE. Mojemu koledze się udało. Miał fałszywe dokumenty, udawał dziennikarza i jakoś się z tego kotła wydostał – wyjaśnia Haruk. ©℗
Mur na granicy z Białorusią nie zniechęca migrantów