Zrujnowane domy, rozbite i podziurawione przez pociski samochody, przeryte transzejami pola – tak wygląda dziś trasa z Mikołajowa do wyzwolonego przed kilkoma dniami spod rosyjskiej okupacji Chersonia na południu Ukrainy. Na poboczach pracują saperzy.

W środę wzdłuż drogi chodziły ekipy saperów z ukraińskiej Państwowej Służby ds. Sytuacji Nadzwyczajnych. Jedni przeczesywali wykrywaczami min pas przydrożny, inni ostrożnie przenosili w wyznaczone miejsce duże, okrągłe miny przeciwczołgowe i niewielkie, szczególnie niebezpieczne dla cywilów miny motylkowe.

„Możecie stać tylko na asfalcie, w żadnym razie nie wchodźcie na trawę! Uważajcie na motylki, bo można stracić nogi” – ostrzegali saperzy.

W asfalcie na trasie Mikołajów-Chersoń widać szczeliny, pozostałe po toczących się tu jeszcze niedawno walkach z rosyjską armią okupacyjną. Większe pęknięcia w drodze zasypano żwirem.

Stacjonujący tu żołnierze raz po raz wypychają zakopujące się tu samochody osobowe mieszkańców okolicznych miejscowości. Pod ich nogami i na poboczu walają się odłamki pocisków i naboi, szkło z rozbitych szyb samochodowych, klapki i fragmenty odzieży ze zniszczonych pojazdów.

Pola obwodu chersońskiego porośnięte są pożółkłą, jesienną trawą. Z ziemi sterczą wbite w grunt pociski artyleryjskie. Przed wojną z tych pól zbierano dorodne chersońskie arbuzy, żółte, słodkie melony i czerwone, soczyste pomidory.

Jesienią były one sprzedawane na niewielkich bazarkach, ulokowanych we wsiach wzdłuż trasy. Teraz w tych miejscach leżą połamane deski, a wiatr szarpie folią ze zniszczonych przydrożnych kramików.

Z trasy Mikołajów-Chersoń Jarosław Junko (PAP)