Nam nie zależy na tym, żeby niszczyć firmy i zabijać innowacyjność, tylko żeby one dostosowały się do potrzeb zmieniającego się świata – mówi Róża Thun o przepisach wprowadzających jedną ładowarkę do wszystkich przenośnych urządzeń elektronicznych.

Parlament Europejski przyjął rozwiązanie, by jedna ładowarka pasowała do wszystkich przenośnych urządzeń elektronicznych. Pierwszy raz taki pomysł padł ponad 10 lat temu. Dlaczego tyle czasu trwało doprowadzenie sprawy do końca?
Mało kto dzisiaj już o tym pamięta, ale jeszcze dekadę temu inne ładowarki miały głośniki, inne aparaty fotograficzne, telefony, nie mówiąc o komputerach przenośnych. W parlamencie już od dawna rozmawialiśmy, że trzeba to zmienić. W efekcie w 2009 r. podpisano porozumienie producentów w sprawie harmonizacji urządzeń. Oni sami mieli wypracować rozwiązania dotyczące standardów ładowania.
Nie udało się jednak dojść do kompromisu.
Choć prace szły powoli, widzieliśmy, że stopniowo zmniejszała się liczba różnych ładowarek. Niektóre firmy odmawiały jednak współpracy. W październiku 2018 r. wraz z kilkudziesięcioma innymi posłami wysłaliśmy w tej sprawie list, od razu do sześciu komisarzy. Powołaliśmy też grupę roboczą, żeby naciskać na Komisję Europejską, bo my jako parlament nie mamy inicjatywy legislacyjnej. Naciskaliśmy więc, żeby to oni coś zaproponowali. Podziałało, bo w 2019 r. Elżbieta Bieńkowska, komisarz UE ds. rynku wewnętrznego i usług, zleciła analizę skutków wprowadzenia jednej ładowarki, a Thierry Breton, komisarz ds. rynku wewnętrznego, przyjął propozycję legislacyjną. Sam parlament pracował nad nią mniej więcej rok.
Kiedy naładujemy wszystkie nasze urządzenia za pomocą jednego kabla?
Do końca 2024 r. wszystkie telefony komórkowe, tablety i aparaty fotograficzne sprzedawane w Unii Europejskiej będą musiały być wyposażone w port USB typu C. Kupując je, będzie można wybrać opcję z ładowarką albo bez ładowarki. Wiosną 2026 r. Unia obejmie tym wymogiem także laptopy. Prawdę mówiąc, dołączenie ich to był najtrudniejszy element negocjacji, udało się to po długich bojach, bo producenci byli tu bardzo oporni. Do października 2026 r. ma zostać przygotowany także obowiązkowy standard dla ładowarek bezprzewodowych.
Jaka była motywacja do wprowadzenia jednej ładowarki dla wszystkich urządzeń?
Jedną z motywacji, dla których wprowadzamy te przepisy, jest wygoda użytkowników. Drugą jest oszczędność - Komisja Europejska wyliczyła, że dzięki jednej ładowarce konsumenci w Unii powinni oszczędzić 250 mln euro rocznie. Dla mnie najważniejsza jest jednak troska o środowisko. Co roku produkujemy potworne ilości elektrośmieci. W 2020 r. na śmietniki trafiło 53,6 mln t urządzeń elektronicznych. To oznacza średnio 7,3 kg śmieci na głowę. W UE ten wskaźnik jest jeszcze wyższy - 10 kg na osobę. Tylko w Unii 11 tys. t śmieci to same ładowarki. W dodatku elektrośmieci bardzo trudno poddać recyklingowi.
Nowe prawo uderza w wielki biznes. Z jakimi trudnościami spotkali się posłowie w czasie pracy nad nim?
Nie uważam, że uderza. Wielki biznes na ogół bardzo broni swoich rozwiązań i nie spieszy się z wprowadzeniem zmian, które potem okazują się dla niego bardzo dobre. Przeszłam to już przy kilku aktach legislacyjnych, np. kiedy wprowadzaliśmy europejski roaming. Okazało się, że nie zaszkodziliśmy wielkiemu biznesowi, tylko przyczyniliśmy się do tego, że ludzie nie wyłączają urządzeń, jadąc za granicę. Przepływ danych jest ogromny, a innowacyjność się szerzy, bo ludzie więcej używają urządzeń cyfrowych. W tym przypadku też działamy na korzyść dużych firm.
Intensywny lobbing firm technologicznych dowodzi chyba czego innego.
Na pewno w tym przypadku naciski były łagodniejsze, niż kiedy wprowadzaliśmy ostrzeżenia na pudełkach papierosów. To był dopiero brutalny lobbing. Teraz firmy wiedziały, że muszą ustąpić.
Jakie formy nacisku stosowano wobec posłów?
Na przykład robiono z nami wywiady w mediach na żywo, żeby widzowie mogli nam powiedzieć, że wcale nie chcą zmieniać telefonów. Albo byliśmy zapraszani na konferencje w dziedzinie innowacyjności przenośnych urządzeń, gdzie próbowano nas przekonywać, że system Lightning firmy Apple jest najlepszy. Czasem po prostu czytaliśmy w prasie europejskiej wypowiedzi firmy, że nie zamierza się dostosować do przepisów. Ale spółki technologiczne rzeczywiście nie mają wyjścia. Jeśli chcą tu sprzedawać, muszą się dostosować. To jest mój ulubiony przykład na suwerenność europejską. Żaden kraj sam nie wygrałby z Apple’em i nie przymusił go, żeby na jego terytorium firma zastosowała jakieś rozwiązania. Jednak dla rynku, gdzie jest 500 mln obywateli, Apple musi się dostosować. Nie ma innego wyjścia.
Argumenty siłowe były jedynymi, które działały?
Firmy same widzą, że jedna ładowarka do wielu urządzeń to lepsze rozwiązanie. Poza tym argumenty ekologiczne również były bardzo istotne. Dla firm to trudne do obalenia. Marka cierpi, jeśli bardziej zaśmieca niż inne.
A jeśli producenci wymyślą lepszy standard ładowania niż USB-C?
Nam nie zależy na tym, żeby niszczyć firmy i zabijać innowacyjność, tylko żeby one się dostosowały do potrzeb zmieniającego się świata. Jeśli będzie lepszy standard, Komisja zaproponuje nam jego zmianę i wówczas możemy przyjąć nowy przepis. ©℗
Rozmawiała Anna Wittenberg