Głosy krytyczne dotyczące polityki Kremla wobec wojny z Ukrainą wlewają się do głównego nurtu. Rozgoryczenie otwarcie wyrażają grupy od nacjonalistów po koncesjonowaną opozycję.

Po porażce na froncie charkowskim i wycofaniu wojsk z niemal całego obwodu w rosyjskim przekazie zapanował popłoch. Państwo nie zdążyło wypracować przekonującego wytłumaczenia, co się stało między Bałakliją a Kupiańskiem, poza nieprzekonującą nawet zwolenników Władimira Putina frazą, że doszło do zorganizowanego odwrotu w celu wzmożenia wysiłków w sąsiednim obwodzie donieckim.

Co się stało na froncie charkowskim

W efekcie do głównego nurtu zaczęła szerszym strumieniem wlewać się krytyka, ograniczona dotychczas do nacjonalistycznych kont w serwisach społecznościowych. Margarita Simonjan, kuratorka oficjalnego rządowego przekazu, napisała, że nie warto okazywać histerii na zewnątrz, a zamiast tego należy skupić się na pomocy i modlitwie. Takie tony współgrają ze słowami prawicowego krytyka Kremla Igora Striełkowa, który nazwał wydarzenia spod Charkowa nowym Mukdenem, nawiązując do bitwy z 1905 r., która wpłynęła na porażkę carskiej Rosji w wojnie z Japonią. W rządowej „Rossijskiej Gaziecie” próżno szukać jakichkolwiek informacji o tym, co się stało w obwodzie charkowskim.

Kreml nie zdążył wypracować spójnej wersji tego, co się stało

Państwowa telewizja dopuściła do głosu liberalnych krytyków wojny. Były poseł Boris Nadieżdin stwierdził na jej antenie, że doradcy Putina okłamali go, przekonując, że inwazja to zadanie łatwe do wykonania. I dodawał, że błędem było utrzymywanie, że naród ukraiński nie istnieje, skoro chciało się go przekonać, iż pod rządami Rosjan będzie mu się żyło lepiej. Powszechniejsza jest krytyka jastrzębi domagających się zemsty i ataków na ukraińską infrastrukturę, czego żąda także Simonjan.
Zapowiedzią mógł być niedzielny ostrzał elektrociepłowni. – To wyglądało jak zemsta. Przegrywają na polu bitwy, więc biją w cywilów, demonstrując, że mogą to robić także w trakcie zimy – mówi DGP Tymofij Myłowanow, doradca biura prezydenta Ukrainy

"Putin szkodzi Rosji"

Wyraźna klęska Rosji w obwodzie charkowskim wywołała poruszenie w rosyjskich elitach. Wojowniczo nastawiona część komentatorów domaga się zmasowanych uderzeń w ukraińską infrastrukturę cywilną. Coraz głośniejsze są też opinie o błędach kierownictwa państwa. Wczoraj kolejna grupa opozycyjnych radnych zaapelowała do Władimira Putina o podanie się do dymisji. „Działania prezydenta przynoszą szkodę przyszłości Rosji i jej obywateli” – czytamy w apelu opublikowanym przez petersburską radną dzielnicową Ksieniję Torstriom.
Moskwa odreagowała utratę kontroli nad większością okupowanej części obwodu charkowskiego (pod okupacją pozostało niewielkie terytorium na lewym brzegu rzeki Oskoł). W niedzielny wieczór agresor ostrzelał obiekty infrastruktury elektroenergetycznej, doprowadzając do black outu i przerw w dostawach wody w niektórych rejonach obwodów charkowskiego, dniepropetrowskiego, donieckiego, połtawskiego i sumskiego. W ciągu kilku godzin niemal wszędzie udało się przywrócić dostawy prądu. Najgorsza sytuacja panowała w Charkowie, gdzie trzeba było ewakuować zatrzymane pociągi metra. Tam do rana przywrócono dostawy energii i wody w 80 proc.
– Wciąż myślicie, że jesteśmy jednym narodem? Wciąż myślicie, że zdołacie nas zastraszyć, złamać, nakłonić do ustępstw? Naprawdę niczego nie zrozumieliście? – pytał w późnowieczornym wystąpieniu prezydent Wołodymyr Zełenski. – Czytajcie z ruchu moich ust. Bez gazu czy bez was? Bez was. Bez światła czy bez was? Bez was. Bez wody czy bez was? Bez was. Bez jedzenia czy bez was? Bez was. Chłód, głód, ciemność i pragnienie nie są dla nas aż tak straszne i śmiercionośne jak wasze „przyjaźń i braterstwo” – dodawał. Komentatorzy odebrali ataki jako zapowiedź zimowych ostrzałów elektrociepłowni. „Tak będzie wyglądać zima, więc szykujcie się do niej już teraz” – napisał Jurij Romanenko, redaktor naczelny „Chwyli”.
Oficjalna wersja Rosjan głosi, że momentami paniczny odwrót spod Bałaklii, Iziumu i Kupiańska był zorganizowanym odwrotem w celu wzmocnienia zgrupowania walczącego na terenie obwodu donieckiego. Przeczy temu pozostawienie znacznej ilości ciężkiego sprzętu, nieostrzeżenie lokalnych kolaborantów i oddziałów podległych nominalnie samozwańczej Ługańskiej Republice Ludowej, a także to, że utrata Kupiańska znacząco utrudnia Rosjanom logistykę na północny zachód od Doniecka. Kreml – ze względu na „napięty grafik” – odwołał za to naradę prezydenta Władimira Putina z wojskowymi, o czym w sobotę wieczorem poinformował jego rzecznik Dmitrij Pieskow.

Kadyrow: Putin odcinany od prawdziwej sytuacji na froncie

Przywódca Czeczenii Ramzan Kadyrow zasugerował, że prezydent jest odcinany od informacji o prawdziwej sytuacji na froncie. – Jeśli dziś, jutro nie zostaną wprowadzone zmiany do sposobu przeprowadzania specjalnej operacji wojskowej, będę zmuszony skontaktować się z kierownictwem państwa, resortu obrony, żeby objaśnić im sytuację na ziemi – powiedział w emocjonalnym wystąpieniu opublikowanym na jego koncie w komunikatorze Telegram. Po ubiegłotygodniowej decyzji kolaboracyjnej administracji obwodu chersońskiego wczoraj także jej odpowiednik z obwodu zaporoskiego ogłosił, że planowane referendum o przyłączeniu do Rosji zostanie przesunięte ze względów bezpieczeństwa. Żadnych dat jednak nie podano.
Propaganda nie wypracowała jednolitej linii opisu rzeczywistości poza tezą o „zorganizowanym odwrocie”. Jej przedstawiciele wahają się od histerii po ostrożną krytykę władz – tak z pozycji jastrzębi, jak i gołębi. „Nie wynoszę na światło dzienne histerii, zwłaszcza własnej. Cicho, spokojnie pomagać, gdzie można. Cicho, spokojnie modlić się” – napisała kuratorka rosyjskiej propagandy państwowej Margarita Simonjan. Pół roku po dywagacjach o tym, czy inwazja na Ukrainę potrwa trzy dni, czy tydzień, prokremlowska „Prawda” stawia w tytule pytanie, co się stanie, jeśli Ukraińcy wejdą do rosyjskiego obwodu biełgorodzkiego. – Jeśli przejdą granicę, zostaną zlikwidowani – uspokaja czytelników płk Anatolij Matwijczuk.
W innym artykule „Prawda” przyznaje, że „inicjatywę w specjalnej operacji wojskowej przejęła Ukraina”. „Z trudem można uwierzyć, że Władimir Putin uczestniczyłby w imprezach z okazji Dnia Miasta (obchodzonego w ostatni weekend – red.), gdyby sytuacja była krytyczna. To znaczy, że ma plan, zaufajmy prezydentowi” – pisze autorka w tekście, który można zinterpretować jako odniesienie się do krytyki Putina w serwisach społecznościowych za świętowanie mimo klęski pod Kupiańskiem. A prowadzący propagandowy talk-show Władimir Sołowjow podał dalej na Telegramie (po czym po pewnym czasie cofnął ten repost) wpis blogera Romana Alochina wzywający do rozstrzeliwania „naczelników z pagonami”, których „język nie pozwala nazwać dowódcami”, za frontowe porażki.
Gorętsze głowy wzywają do zemsty. „Dalej nie da się walczyć półśrodkami. Skoro jeszcze «nie zaczęliśmy na dobre walczyć»”, to szybko może się to stać diagnozą naszych porażek” – napisał na Telegramie analityk wojskowy Władisław Szurygin, odnosząc się do słów Putina sprzed kilku miesięcy. – Dopóki dowództwo nie zdąży wyprowadzić rezerw z pozostawianego obwodu charkowskiego, możliwe jest dojście ZSU (Sił Zbrojnych Ukrainy – red.) nad Morze Azowskie w stronę Wołnowachy i Mariupola. Front może się tam rozsypać tak samo jak pod Iziumem – dodał Igor Striełkow, oficer rosyjskich służb, który na początku wojny w 2014 r. był ministrem obrony samozwańczej Donieckiej Republiki Ludowej i od dawna krytykuje Putina za niezdecydowanie.