Przy rekordowo niskiej frekwencji (ok. 47,5 proc.) Francuzi podzielili swoje głosy w I turze głównie między prezydencką, liberalną koalicję Ensemble! (fr. Razem!), w której skład wchodzi macronowska La République en marche oraz lewicową koalicję pod wodzą Jeana-Luca Mélenchona – oba bloki otrzymały po 25,7 proc. poparcia. Macroniści uzyskali o prawie 7 pkt proc. gorszy wynik niż pięć lat temu. Nieco inaczej wygląda to w przypadku lewicy. Większościowy system, w którym tylko jeden kandydat w okręgu otrzyma mandat, zdecydowanie premiuje najsilniejsze partie, w związku z tym mimo niewielkiej różnicy w punktach procentowych lewica startująca jako koalicja może liczyć na znacznie wyższy wynik niż pięć lat temu, kiedy partie lewicowe startowały odrębnie.
Koalicja kierowana przez Mélenchona w trakcie kampanii wytoczyła ciężkie działa wobec obozu Macrona, zapewniając o podniesieniu miesięcznej płacy minimalnej, płac urzędników, podwyższeniu emerytur, wprowadzeniu „gwarancji godności” dla najuboższych oraz specjalnego dodatku dla młodych. Opowiedzieli się również za obniżeniem wieku emerytalnego z 62 do 60 lat oraz inwestycjami w nowe miejsca pracy dla urzędników. Na plan gospodarczy lewicy opiewający na ok. 250 mld euro koalicja prezydencka właściwie nie odpowiedziała, a krytycy Macrona zarzucają mu brak pomysłów na wyjście z kryzysu i opóźnianie reform.