Przy prawdopodobnej tureckiej inwazji i braku gwarancji z Zachodu Kurdowie zwracają się o pomoc do Baszara al-Asada.

ikona lupy />
Prezydent Turcji Recep Tayyip Erdoğan / EPA/PAP
Media zagraniczne, opisując środową wizytę szefa rosyjskiego MSZ Siergieja Ławrowa w Ankarze, skupiły się głównie na rozmowach dotyczących eksportu ukraińskiego zboża. Dyplomaci z obu krajów zapewniali, że porozumienie w tej kluczowej dla bezpieczeństwa żywnościowego świata kwestii jest możliwe, ale do tego długa jeszcze droga. Jednak dla Ankary znacznie ważniejszy jest temat północnej Syrii.
Nie zważając na apele Zachodu, prezydent Turcji Recep Tayyip Erdoğan grozi kolejną interwencją wojskową w Syrii. Oficjalnie po to, by odepchnąć kurdyjskie Powszechne Jednostki Ochrony (YPG) na 30 km od tureckiej granicy. Plany te nie spotykają się z entuzjazmem Amerykanów, dla których YPG są sojusznikiem w walce z samozwańczym Państwem Islamskim (Da’isz). Mimo to ze strony Zachodu, w tym USA, Kurdowie nie otrzymali do tej pory żadnych gwarancji bezpieczeństwa. Dyplomaci państw NATO nieoficjalnie przyznają: w czasie wojny w Ukrainie Turcja jest dla Sojuszu zbyt ważnym aktorem.
W obliczu zagrożenia Kurdowie z Rożawy zwrócili się więc o pomoc do dawnego wroga: syryjskiego prezydenta Baszara al-Asada. Dowódcy YPG deklarują, że priorytetem jest obniżenie napięć wokół granicy, ale równocześnie przygotowują się do stawienia czoła inwazji. Z doniesień lokalnych mediów wynika, że na kurdyjskie terytoria na północy Syrii dodatkowe siły wysłali już i al-Asad, i Rosjanie. Dotyczy to okolic miast Tall Rifat i Manbidż w pobliżu Aleppo, a także terenów leżących dalej na wschód, w okolicach Kobane, a nawet Al-Kamiszli pod granicą z Irakiem, gdzie Rosjanie mieli umieścić zestawy przeciwlotnicze Pancyr-1.
Utrzymujące bliskie relacje z Amerykanami YPG były uznawane w przeszłości za element szerszej opozycji wobec al-Asada, ale w ostatnich latach między Kurdami a rządem w Damaszku doszło do zacieśnienia relacji, pisało się nawet o „milczącym sojuszu”. W znacznym stopniu było to spowodowane walką ze wspólnym wrogiem, czyli Da’isz, oraz zwalczaniem zagrożenia ze strony Turcji.
Dla Erdoğana YPG to terroryści powiązani z działającą w Turcji separatystyczną Partią Pracujących Kurdystanu (PKK). Oficjalnie YPG odłączyły się od PKK w 2003 r., ale ugrupowania mają podobną ideologię i współpracują ze sobą. Wydaje się jednak, że przyszłość północy Syrii w mniejszym stopniu zależy od samych Kurdów, a w większym od targów między Turcją a Rosją. Nie jest wykluczone - jak przekonuje Rich Outzen w analizie dla Atlantic Council - że rywalizująca z Iranem o wpływy w Syrii Moskwa preferowałaby w Rożawie oddziały protureckie zamiast proirańskich.
„Ławrow wykazał ostatnio zrozumienie dla tureckich obaw związanych z bezpieczeństwem wzdłuż granicy syryjskiej, a dotyczących kurdyjskiego separatyzmu wspieranego przez Stany Zjednoczone. Ankara zinterpretowała to jako taktyczną aprobatę dla ograniczonej operacji wojskowej” - wyjaśnia emerytowany wojskowy. Jego zdaniem przed USA stoi zadanie, by wyznaczyć jak najkorzystniejsze dla Zachodu warunki tureckiej inwazji. Chodzi o to, by do głównego uderzenia doszło w okolicach Aleppo, a nie dalej na wschodzie.
W trakcie wojny w Ukrainie Turcja próbuje zachować dobre relacje zarówno z Kijowem, jak i wpływową na Bliskim Wschodzie Moskwą. Warto przypomnieć, że kraj rządzony przez Erdoğana to jedyne państwo NATO, które nie dołączyło się do sankcji wobec Rosji. Ankara blokuje także wejście Finlandii i Szwecji do Sojuszu, żądając ograniczenia przez Helsinki i Sztokholm współpracy z Kurdami.
W tej sprawie, najważniejszej dla bezpieczeństwa naszego regionu, panuje pat. Znaków, by niedługo doszło do porozumienia, nie widać. Rząd Szwecji, który nie ugina się pod turecką presją, przetrwał we wtorek głosowanie wniosku o wotum nieufności dzięki głosowi pochodzącej z Kurdystanu posłanki Amineh Kakabaveh. Wątpliwe, by polepszyło to relacje z Ankarą, tak samo jak słowa prezydenta Finlandii Sauliego Niinistö, że jeszcze na początku kwietnia Erdoğan osobiście zapewniał go o poparciu Turcji dla akcesji jego kraju do NATO.