- Rosyjski atak był dla nas dużym zaskoczeniem, gdyż jest całkowicie nieracjonalny - mówi Juha Ottman, ambasador Finlandii w Polsce

Dlaczego Finlandia chce stać się członkiem Sojuszu Północnoatlantyckiego?
Odpowiedź jest prosta: z powodu rosyjskiego ataku na Ukrainę. Do tej pory nasze bezpieczeństwo opierało się na kilku filarach: posiadaniu własnych, dobrze rozbudowanych zdolności do obrony, członkostwie w Unii Europejskiej, bliskiej kooperacji z NATO, m.in. poprzez bilateralne porozumienia obronne ze Stanami Zjednoczonymi, Norwegią i Szwecją, oraz poprawnych relacjach z Rosją. Ale od kilku miesięcy Rosja domaga się zmiany porządku bezpieczeństwa w Europie, m.in. żąda cofnięcia się NATO do granic sprzed 1997 r., sugeruje także, że Finlandia i Szwecja powinny być w rosyjskiej strefie wpływów. A Finlandia ma prawo samodzielnie wybierać sojusze, których chce być członkiem. Rosyjski atak na Ukrainę był dla nas dużym zaskoczeniem, ponieważ jest zupełnie nieracjonalny. Dla Finów ta napaść to szok. Stąd ta decyzja.
Jeszcze kilka miesięcy temu społeczeństwo fińskie nie chciało przystąpienia do NATO.
Tak, przed wojną tylko ok. 20 proc. popierało taką decyzję. Nasz prezydent Sauli Niinistö, który jest bardzo popularny i nawet po 2014 r. utrzymywał relacje z prezydentem Putinem, miał ogromny wpływ na opinię publiczną w kwestii NATO. Po wybuchu wojny odniósł się do prezydenta Putina, stwierdzając, że wszystkie maski odpadły i widzimy tylko zimne oblicze wojny. Stąd ta zmiana, dlatego teraz większość Finów chce przystąpienia do Sojuszu. Z Rosją jesteśmy sąsiadami, mamy 1340 km wspólnej granicy. I choć nie czujemy się militarnie zagrożeni, to wielu Finów uznało, że to, co dzieje się w Ukrainie, może stać się również w Finlandii. Mamy poczucie, że w zmienionej sytuacji geopolitycznej najlepszym sposobem na zwiększenie bezpieczeństwa Finlandii jest wstąpienie do Sojuszu Północnoatlantyckiego. Już teraz wydajemy na obronność 2 proc. PKB, mamy interoperacyjność z siłami NATO, jesteśmy krajem Partnerstwa dla Pokoju (PdP), więc myślę, że dostosowanie się do Sojuszu nie będzie dla nas problemem.
Dlaczego złożyliście wniosek akcesyjny wspólnie ze Szwedami?
Dla NATO większą korzyścią będzie, jeśli przystąpią oba te kraje, ponieważ wtedy Morze Bałtyckie będzie w bardzo dużym stopniu wewnętrznym akwenem Sojuszu. Północna flanka będzie kompletna. Wejście Finlandii i Szwecji do NATO wzmocniłoby także NATO na dalekiej północy i ułatwiłoby obronę Norwegii. W sferze obronności blisko współpracujemy ze Szwedami, także z Sojuszu dostawaliśmy sygnały, że łatwiej będzie nam przystąpić we dwójkę. Gdybyśmy sami się zgłosili, to mogłyby przeważyć wśród sojuszników głosy, że przecież Finlandia od lat ma specjalne relacje z Rosją, a rozszerzenie NATO tylko o Finlandię jeszcze bardziej pogorszyłoby sytuację bezpieczeństwa i lepiej nie prowokować Rosji.
Ale pojawiły się zaskakujące reakcje z Turcji, której prezydent ma opory przez przyjęciem Finlandii i Szwecji do Sojuszu.
Juha Ottman, ambasador Finlandii w Polsce / Materiały prasowe
Turcja, zanim wyrazi zgodę, oczekuje spełnienia pewnych warunków. Finlandia i Szwecja uznają PKK - Partię Pracujących Kurdystanu, podobnie jak cała UE, za organizację terrorystyczną. Jednak po udziale Turcji w wojnie w Syrii oba kraje wprowadziły zakaz eksportu broni do Turcji. Ankara chce go znieść, a przynajmniej negocjować. W Szwecji i Finlandii są osoby, które rząd turecki uznaje za zbyt blisko z PKK i innymi organizacjami i Turcja oczekuje ich ekstradycji. Nie znam dokładnych liczb, ale według mediów to ponad 10 osób z Finlandii i ponad 20 ze Szwecji. To jest problematyczne, ponieważ inaczej postrzegamy terroryzm, ale będziemy rozmawiać. Niektórzy mówią, że te zastrzeżenia to tylko narzędzie Turcji do wywierania wpływu na Stany Zjednoczone, do powrotu do programu budowy samolotu F-35, ale my te żądania traktujemy bardzo poważnie. Dla nich Rosja nie jest problemem, ale Turcy jako zagrożenie postrzegają Kurdów i oczekują poważnego traktowania ich obaw przez nowych członków, co my jak najbardziej rozumiemy. Ale są granice tego, jak daleko możemy ustąpić. Szczególnie w kwestii przestrzegania praw człowieka, zasad demokracji i praworządności. W każdym razie postawa Turcji jest dla nas zaskoczeniem, ponieważ wcześniej nie było sygnałów, że Ankara postawi warunki dla naszego wejścia.
Oficjalne wnioski o akcesję złożyliście 18 maja w Kwaterze Głównej NATO w Brukseli. Jak to będzie wyglądało dalej?
Mieliśmy nadzieję, że ambasadorowie przy NATO przyjmą wniosek i od razu rozpoczniemy negocjacje, które się zakończą dosyć szybko.
Czyli kiedy?
Myśleliśmy o kilku tygodniach. Zakładaliśmy, że pierwsze kraje - państwa bałtyckie i trzy nordyckie państwa członkowskie NATO - ratyfikują umowę jeszcze przed szczytem Sojuszu w Madrycie pod koniec czerwca. Teraz trudno ocenić, ile czasu to zajmie. Jeśli chodzi o Polskę, to premier Mateusz Morawiecki obiecał szybką ratyfikację przez Polskę i pomoc w przekonywaniu innych państw członkowskich.
Co Finlandia i Szwecja zyskają na przystąpieniu do Sojuszu?
Teraz art. 5 traktatu północnoatlantyckiego mówiący o kolektywnej obronie nas nie dotyczy. Tak samo nie dotyczą nas plany ewentualnościowe, nie jesteśmy w strukturach wojskowych Sojuszu.
Złożyliście wniosek, ale do formalnego przyjęcia może minąć nawet kilkanaście miesięcy. A co w tym czasie przejściowym? Nie boicie się, że choć na razie jest spokojnie, to Rosjanie zaczną was podszczypywać?
Jesteśmy na to gotowi. Cokolwiek się teraz wydarzy, w Finlandii istnieje szeroki partyjny konsensus za przyjęciem do NATO. Co nie zmienia faktu, że Rosja ma różne narzędzia. Może użyć sankcji ekonomicznych, co już widzieliśmy, bo odcięli nam dostawy gazu. Fińskie firmy już wyprzedają swoje aktywa w Rosji. Dla nas Rosja była piątym czy szóstym partnerem handlowym, ale po wybuchu wojny obroty handlowe spadły o 75 proc. Finlandia była na wschodzie stosunkowo dużym inwestorem, ale to się właśnie skończyło. Inwestowaliśmy m.in. w elektrownie, ale państwowy koncern energetyczny Fortum, który miał tam inwestycje o wartości 5-6 mld euro, wycofuje się z tego rynku.
Politycznie i tak nie mamy już relacji, jesteśmy na rosyjskiej liście krajów nieprzyjaznych z powodu unijnych sankcji na Rosję. Możemy się spodziewać jakiś operacji hybrydowych, np. powtórki z tego, co się działo na granicy polsko-białoruskiej, podobne zjawisko w mniejszej skali mogliśmy obserwować na naszej granicy na dalekiej północy w latach 2015-2016. Przygotowujemy się też na ataki cybernetyczne i na próby wpływania na inne państwa członkowskie NATO, by blokować naszą akcesję. Pojawiły się już spekulacje o tym, czy nie ma jakiejś współpracy na linii Rosja-Turcja, ale tego nie wiemy. Jednocześnie inne państwa członkowskie, Stany Zjednoczone i Wielka Brytania, a w szczególności Polska, zadeklarowały wsparcie w czasie przejściowym. Ale to jednak nie są gwarancje wynikające z art. 5.
A co z siłami zbrojnymi Finlandii? Coś się zmieniło w ostatnich tygodniach?
Po ataku Rosji na Ukrainę rząd fiński przeznaczył na budżet obronny dodatkowe 2 mld euro na kupno nowego uzbrojenia. Zwiększyliśmy też liczbę ćwiczeń rezerwistów. Ale te zmiany nie są radykalne, ponieważ Finlandia od lat dba o swoją obronę. W razie wojny możemy zmobilizować nawet 900 tys. ludzi. ©℗
Rozmawiał Maciej Miłosz