Prezydent Maia Sandu przekonuje, że ryzyko ataku ze strony Rosji jest niewielkie. Mieszkańcy kraju boją się jednak wciągnięcia w wojnę i przygotowują plany ucieczki.

Raport brytyjskiego think tanku Royal United Services Institute wskazuje, że jednym z celów Rosji jest obecnie destabilizacja Mołdawii. Moskwa chce przeciwdziałać rosnącym nastrojom proeuropejskim wśród jej mieszkańców oraz pokazać Zachodowi, że wsparcie Ukrainy grozi szerszymi konsekwencjami. Mołdawska dziennikarka Alina Radu twierdzi, że liczące zaledwie 2,5 mln mieszkańców państwo ucierpiało już z powodu masowej emigracji, a naciski ze strony Kremla mogą wyrządzić jeszcze więcej szkód w tym zakresie. – Obawiam się, że napięcia mogą wywołać kolejną szkodliwą falę wyjazdów w czasie, kiedy rząd próbuje sprowadzić diasporę z powrotem – tłumaczyła w rozmowie z „Guardianem”.
Wciągnięcia w grę Władimira Putina boją się przede wszystkim osoby mieszkające w pobliżu separatystycznego regionu Naddniestrza. W ubiegłym miesiącu w budynki rządowe w Tyraspolu (stolicy separatystycznego regionu) uderzyły pociski. W kolejnych dniach trafiły w nadającą w języku rosyjskim wieżę radiową. Strzały padły także w pobliżu rosyjskiego składu broni. Separatystyczne władze w Tyraspolu winę za taki rozwój sytuacji zrzuciły na Ukrainę. Kijów oskarżył Rosję, twierdząc, że dąży do dalszej destabilizacji. Z kolei proeuropejska Sandu stwierdziła, że wybuchy są skutkiem walk między rywalizującymi frakcjami w Naddniestrzu.
Moskwa od dawna wykorzystuje Naddniestrze w swoich staraniach o wpływy w Mołdawii. W regionie stacjonuje 1,5 tys. rosyjskich żołnierzy, a w gminie Cobasna przechowywanych jest 20 tys. ton amunicji. Rząd obawia się, że gdyby doszło do ataku na skład, mogłoby wywołać to eksplozję zdecydowanie większą od wybuchu w porcie w Bejrucie w 2020 r., w którym składowano ponad 2 tys. ton materiałów wybuchowych. W jego wyniku zginęło ponad 200 osób, a 300 tys. Libańczyków zostało bez dachu nad głową. – Rosyjskie oddziały w Naddniestrzu nie są liczne i dysponują bardzo starym i niesprawnym sprzętem. Bardziej martwi mnie możliwość zamachu stanu dokonanego przez partie prorosyjskie lub działania wywrotowe, które doprowadziłyby do powtórzenia wyborów – mówi w rozmowie z DGP pochodzący z Kiszyniowa 24-letni Vlaicu.
Sytuacja wywołuje obawy, że Mołdawia może być kolejnym celem rosyjskiego przywódcy. – Część osób postanowiła np. wyjechać na wakacje. Tak, żeby 9 maja pozostawać poza granicami Mołdawii. W zależności od tego, co się po tym dniu wydarzy, zdecydują, czy z urlopu wracać – mówi Vlaicu. Przyznaje, że takich przypadków nie jest jednak dużo. Większość czeka na rozwój sytuacji na miejscu. – Boimy się. Szczególnie po ostatnich atakach w Naddniestrzu. Większość osób jest przygotowana do ucieczki. Wiedzą, gdzie w razie wojny wyjadą – tłumaczy. Według rządu ryzyko ataku jest niewielkie. Podczas jednej z konferencji prasowych Sandu przekonywała, że choć Mołdawia przygotowała się na „pesymistyczne scenariusze (...), nie widzi w tej chwili bezpośredniego zagrożenia”.
Mołdawian nie uspokajają te słowa. Niektórzy postanowili wyjechać jeszcze przed 9 maja. Media opisywały m.in. historie młodych mieszkańców Naddniestrza, którzy zdążyli spakować walizki i wyjechać do Kiszyniowa, a nawet Turcji, Czech czy Polski. Dane, które Straż Graniczna udostępniła DGP, nie wskazują jednak na wzrost przyjazdów mieszkańców Mołdawii nad Wisłę. Od 21 kwietnia do 5 maja do Polski trafiło tylko 967 Mołdawian (w tym samym okresie rok temu odnotowano 4,3 tys. takich przypadków). Zdaniem lokalnej dziennikarki Pauli Erizanu wiele osób przyzwyczaiło się do panujących warunków. – Ludzie mówili mi, że w pierwszych dniach inwazji Rosji na Ukrainę byli naprawdę spanikowani. Ale od tego czasu strach ich albo sparaliżował, albo nie wierzą, że pełnoskalowa inwazja Rosji na Mołdawię jest możliwa. Mamy więc do czynienia z pewnym napięciem, ale wygląda na to, że ludzie nie są tak przerażeni jak w pierwszych dniach wojny – tłumaczyła w rozmowie z UN Dispatch.
Władze Mołdawii przyznają, że gdyby do ataku doszło, nie byłyby w stanie się bronić. Podczas ubiegłotygodniowej wizyty w Kiszyniowie Przewodniczący Rady Europejskiej Charles Michel zobowiązał się do zwiększenia pomocy wojskowej dla Mołdawii. – W tym roku planujemy znacznie zwiększyć nasze wsparcie poprzez dostarczenie siłom zbrojnym Mołdawii dodatkowego sprzętu wojskowego – mówił w ubiegłym tygodniu na wspólnej konferencji prasowej z Sandu. Michel zaznaczył, że UE zwiększy także wsparcie w zakresie logistyki i obrony cybernetycznej. W marcu władze w Kiszyniowie złożyły bowiem wniosek o członkostwo w UE. – Jako nasz model rozwoju wybraliśmy integrację europejską. Niebezpieczeństwo i niepewność trwającej obok nas wojny pokazały nam, że musimy bronić naszego wyboru i podjąć zdecydowane kroki w kierunku obranej przez nas drogi – komentowała przywódczyni. ©℗