Przez ostatnie pięć lat większość w Zgromadzeniu Narodowym należała do partii La République en marche (LREM) prezydenta Emmanuela Macrona. Szanse, że uda mu się ją utrzymać, są niewielkie. Ekspertka francuskiego think tanku Synopia i doktor Uniwersytetu Sorbona w Paryżu Josephine Staron podkreśla, że głosy oddane w drugiej turze na Macrona nie świadczyły bowiem o aprobacie dla jego polityki. – Francuzi głosowali przede wszystkim przeciwko Marine Le Pen, dlatego w wyborach parlamentarnych będą chcieli wesprzeć inne partie polityczne – tłumaczy. Duża część wyborców może postawić krzyżyk przy nazwiskach kandydatów Niepokornej Francji Jeana-Luca Mélenchona.
Zajął on trzecie miejsce w pierwszej turze wyborów prezydenckich, zdobywając zaledwie 1,2 proc. głosów mniej od Le Pen. Lider skrajnie lewicowego ugrupowania stwierdził, że przyznanie jego partii większości w Zgromadzeniu oznaczałoby, że wybory do parlamentu automatycznie przerodziłyby się w trzecią turę wyborów prezydenckich. Miałoby to rozwiązać również dylemat tych wyborców – zwłaszcza z lewicy – którzy czuli się osieroceni po ogłoszeniu wyników pierwszej tury. Niezadowolenie kandydaturą Macrona i Le Pen widać było po wyjątkowo niskiej frekwencji. W niedzielnej dogrywce udziału nie wzięło 28 proc. społeczeństwa (pięć lat temu było to 25,5 proc.). Niepokorna Francja zaczęła gorączkowo negocjować utworzenie koalicji z partiami ekologicznymi i komunistycznymi. Głosowanie do parlamentu tradycyjnie toczy się na linii partyjnej, ale Mélenchon jest zdeterminowany, by nadać mu osobisty charakter. – Proszę Francuzów, by wybrali mnie na premiera – komentował.
Jeśli faktycznie doszłoby do kohabitacji, rola premiera byłaby znacząca. – Mieliśmy w przeszłości do czynienia z takim rozwiązaniem. W rzeczywistości to premier, a nie prezydent, rządzi wówczas państwem – mówi Staron. Francuzom przypominał o tym również Mélenchon, zaznaczając, że to premier podpisuje dekrety rządowe. – Byłbym premierem nie dzięki łasce i przychylności Macrona czy Le Pen, ale dlatego, że Francuzi tego chcą – powiedział przed niedzielnym głosowaniem, dodając, że uczyniłoby to prezydenta „drugorzędnym”.
Przewodniczący Niepokornej Francji w niektórych kwestiach, takich jak rozwój energii odnawialnej, pozostaje bliższy Macronowi, ale to z Le Pen łączą go antyunijne, antynatowskie i izolacjonistyczne poglądy. – Jeśli zostałby premierem, skutki byłyby podobne, jak w przypadku zwycięstwa Marine Le Pen – wyjaśnia Staron, podkreślając, że oboje kwestionują zasadność istnienia Unii Europejskiej, strefy euro, a także strefy Schengen. – Chcą rewizji traktatów, co samo w sobie nie jest złym pomysłem, ale zależy im na tym, by prawo krajowe stało ponad regulacjami unijnymi. Widzieliśmy to już np. w Polsce – mówi, podkreślając, że takie posunięcie kwestionowałoby rozwój dalszej integracji UE.
Mélenchon chce, by Francja zrezygnowała ze stosowania niektórych przepisów UE i wycofała się ze zintegrowanego dowództwa wojskowego NATO. Twierdzi bowiem, że część europejskich traktatów i polityk jest niezgodnych z jego programem. Wśród nich znajdują się m.in. umowy o wolnym handlu, które – zdaniem polityka – sprzeciwiają się protekcjonizmowi ekologicznemu. Według Mélenchona państwa członkowskie powinny odzyskać też suwerenność budżetową, a przepisy ograniczające deficyt budżetowy do 3 proc. PKB i zadłużenie do 60 proc. powinny przestać obowiązywać. Jego plan zakłada zerwanie z traktatami UE, które uważa za szkodliwe, przez wszystkich jej członków. Chce, by nowe teksty unijne były „zgodne z potrzebami klimatycznymi i społecznymi”. Jeśli jego wezwanie do reformy nie przekona pozostałych członków Wspólnoty, Mélenchonowski plan B miałby polegać na ignorowaniu tych przepisów unijnych, które uważa za niezgodne z programem narodowym.
Korespondent France24 w Brukseli Dave Keating przekonuje, że skrajnie lewicowa lub skrajnie prawicowa większość w parlamencie to odległa perspektywa, ale gdyby do niej doszło, mogłaby doprowadzić do impasu w procesie stanowienia prawa w UE. Problemem byłaby również unijna strategia wobec Rosji. Choć Mélenchon potępił agresję Kremla na Ukrainę, jest przeciwny wysyłaniu broni do Kijowa. W przeszłości wyrażał poparcie dla prezydenta Rosji Władimira Putina, a Półwysep Krymski – region nielegalnie zaanektowany przez Rosję w 2014 r. – określił jako „kluczowy dla bezpieczeństwa Rosji”. Jego program nie uległ większym zmianom od 2017 r., kiedy krytykował „neoliberalną UE”, ale tym razem w przyciągnięciu do siebie wyborców pomaga mu rosnąca świadomość kryzysu klimatycznego i zainteresowanie kwestiami ekologicznymi, których jest orędownikiem.
Alternatywą dla Mélenchona mógłby być sojusz zawiązany przez LREM. – Tradycyjna prawica wciąż ma wielu deputowanych w parlamencie. Dołączyłyby do niego prawdopodobnie partie centrowe, centroprawicowe i centrolewicowe – komentuje Staron. O dominację w Zgromadzeniu walczyć będzie także Le Pen. W jej przypadku konieczna okaże się koalicja ze skrajnie prawicowym Érikiem Zemmourem. ©℗
Chrapkę na stanowisko premiera ma eurosceptyczny Jean-Luc Mélenchon