Indie unikają jednoznacznych deklaracji w kwestii wojny w Ukrainie, ale Europa i USA będą próbowały przyciągnąć do siebie najludniejszą demokrację świata.

Szefowa KE będzie w Indiach w przyszłym tygodniu / EPA/PAP
Indie od czasu odzyskania niepodległości w 1947 r. próbują zachować neutralność. Kraj trzykrotnie wstrzymał się od głosu podczas rozpatrywania w ONZ rezolucji potępiających rosyjską agresję. Oba państwa łączą zresztą wieloletnie - pamiętające czasy zimnej wojny - stosunki, a Rosja to nie tylko partner dla Indii, ale przede wszystkim dostawca broni i sprzętu wojskowego.
Presja ze strony zachodnich partnerów na premiera Narendrę Modiego jest jednak coraz większa - celuje w niej przede wszystkim administracja amerykańska. W ocenie prezydenta USA Joe Bidena reakcja Indii na wojnę w Ukrainie pozostawia sporo do życzenia. Zachodni sojusz chce przekonać indyjskich polityków, żeby nie zwiększali importu surowców energetycznych i nie zapełniali w rosyjskiej gospodarce luki pozostawionej przez zachodnie firmy w wyniku nałożenia sankcji. Od marca Rosja eksportuje do Indii więcej ropy i węgla niż przed wybuchem wojny. Szef indyjskiej dyplomacji Subrahmanyam Jaishankar wprost stwierdził w ostatnich dniach, że apele zachodniej koalicji o ograniczenie handlu surowcami z Kremlem nie znajdą uznania w jego kraju, ponieważ to Europa jest w największej mierze uzależniona od rosyjskich paliw kopalnych. Do odstąpienia od kontraktów zbrojeniowych z Rosją chce z kolei namawiać Modiego szef brytyjskiego rządu Boris Johnson, który dziś złoży wizytę w Nowym Delhi. Johnson ma ogłosić w Indiach nowe inwestycje brytyjskie i umowy o partnerstwie w obszarach nauki, zdrowia i technologii. - Gdy stoimy w obliczu zagrożeń dla naszego pokoju i dobrobytu ze strony państw autokratycznych, ważne jest, aby demokracje i przyjaciele trzymali się razem - czytamy w oświadczeniu Johnsona. W ciągu minionej dekady indyjskie władze decydowały się na zakup broni m.in. z USA, Francji, Izraela, Australii, Japonii, w wyniku czego import sprzętu obronnego z Rosji stanowi w Indiach już nie 80, ale 50 proc. W ubiegłym tygodniu indyjskie media informowały ponadto, że kraj wycofał się z zakupu 48 rosyjskich śmigłowców Mi-17V5, stawiając na krajową produkcję. Z drugiej strony Indie zakupiły pięć systemów ziemia-powietrze S-400 z Rosji w ramach kontraktu opiewającego na 5 mld dol., za co USA zagroziły sankcjami, po tym jak Nowe Delhi nie zdecydowało się na amerykański system Patriot.
W ocenie analityczki ds. Indii i Sri Lanki Instytutu Boyma Igi Bielawskiej w krótkim okresie nie ma większych szans na jednoznaczne opowiedzenie się przez Indie po stronie państw Zachodu. - USA, UE czy Wielka Brytania nie do końca zdają sobie sprawę z tego, jak silne więzi łączą Indie i Rosję - nie tylko historycznie, ale przede wszystkim w kontekście dostaw broni. W polityce zagranicznej Indii dominuje prosty rachunek zysków i strat, a nie kwestie etyczne. Wciąż więcej zysków jest z zachowania obecnych relacji z Moskwą. W interesie Indii nie leży także słaba pozycja Rosji, bo obecnie to jedyna przeciwwaga dla chińskiej dominacji na kontynencie - ocenia Bielawska. Jednocześnie - jak dodaje analityczka Instytutu Boyma - indyjska opinia publiczna uważnie i z empatią śledzi sytuację na Ukrainie, jednak podejście dyplomatów z Nowego Delhi jest znacznie bardziej pragmatyczne.
Podstawowym argumentem, dla którego Indie miałyby zwrócić się ku Zachodowi i zrewidować swoje partnerstwo z Moskwą, jest bilans handlowy wynoszący 150 mld dol. między USA a Indiami oraz jedynie 8 mld dol. między Indiami a Rosją. Silną pozycję w indyjskim bilansie handlowym ma także trzeci partner - UE, z którą wymiana handlowa w 2020 r. wyniosła prawie 68 mld dol. Do zbliżenia Brukseli z Nowym Delhi doszło w ubiegłym roku, kiedy to wznowiono rozmowy o umowie handlowej oraz rozpoczęto odrębne negocjacje w sprawie umowy o ochronie inwestycji. Od ponad roku jednak nie widać wyraźnego progresu, a dwustronne relacje będzie starała się poprawić podczas swojej dwudniowej wizyty na początku przyszłego tygodnia szefowa Komisji Europejskiej Ursula von der Leyen. Bruksela zapewnia, że spotkanie nie ma doraźnego charakteru i kontekstem nie jest wyłącznie wojna w Ukrainie. Unia oczekuje jednak jasnych deklaracji Indii przeciw rosyjskiej agresji, a z drugiej strony także łatwiejszego dostępu do indyjskiego rynku, zmniejszenia ograniczeń regulacyjnych i barier handlowych dla unijnych przedsiębiorstw. Bruksela dąży także do zacieśnienia współpracy w obszarze zielonej transformacji i ekologii. Nie bez znaczenia jest również zabezpieczenie na wypadek ewentualnego kryzysu żywnościowego spowodowanego trwającą w Ukrainie wojną - Indie to drugi na świecie producent ryżu i pszenicy.
Von der Leyen będzie musiała jednak zmierzyć się z dość wyraźnymi prorosyjskimi sympatiami przedstawicieli indyjskich władz, z których duża część kształciła się jeszcze na moskiewskich uczelniach, a na ich preferencjach międzynarodowych wciąż odbijają się czasy kolonialne. Choć trudno oczekiwać, żeby dwudniowa wizyta von der Leyen w znacznym stopniu wpłynęła na stan negocjacji umowy handlowej, to w dłuższej perspektywie, chcąc zachować dobre relacje z Indiami, państwa członkowskie będą musiały zwiększać swoje inwestycje w drugim najludniejszym kraju świata. - Jedynym sposobem namówienia Indii do głębszej współpracy jest zwiększenie inwestycji w rozwój gospodarki indyjskiej, szczególnie po pandemii. W trakcie pandemii relacje UE z Indiami były dość dobre, ale na tę chwilę brakuje konkretów ze strony Brukseli. Indie musiałyby dostać precyzyjne zapewnienie w postaci przyszłych inwestycji europejskich i pogłębienia współpracy gospodarczej, która mogłaby zniwelować straty spowodowane osłabieniem relacji z Rosją - uważa Bielawska. ©℗
Nie ma większych szans, by Indie opowiedziały się przeciwko Rosji