Gesty wykonywane przez Łukaszenkę są drobne w porównaniu ze skalą represji

Białoruskie władze przy wsparciu Kremla starają się wykorzystać wojnę rosyjsko-ukraińską do powtórzenia manewru z lat 2014–2015, gdy zaangażowanie w rozmowy o rozejmie na Donbasie pomogło Alaksandrowi Łukaszence odmrozić relacje z Zachodem. Za pojedynczymi gestami nie idą jednak realne zmiany polityczne.
Dziennikarz RFE/RL Rikard Jozwiak ujawnił w czwartek list, który szef MSZ Uładzimir Makiej wysłał do niektórych partnerów w UE. W piśmie z 6 kwietnia minister nawiązuje do 30-lecia nawiązania relacji dyplomatycznych między Białorusią a Unią Europejską. Makiej skarży się na wymierzone w Mińsk „polowanie na czarownice” i straszy, że „jeśli unijna polityka sankcyjna ma «zmienić zachowanie Białorusi», to doprowadzi tylko do sytuacji, w której «na Białorusi będzie mniej UE»”. Polityk odrzuca oskarżenia, że „Białoruś w jakikolwiek sposób odpowiada za okrucieństwa w Ukrainie”. „Białoruś nie pozwoli wciągnąć się do wojny” – czytamy. List nawiązuje do lat 2016–2019, gdy „wiele osiągnęliśmy poprzez wzmacnianie formatów współpracy dwustronnej, podpisanie porozumień o ułatwieniach wizowych i readmisji oraz promocję wspólnych inicjatyw w ramach Partnerstwa Wschodniego”.
„Niefortunna sekwencja wydarzeń, które nastąpiły po 2020 r., sprawiła, że Białoruś i UE niemal wróciły do «epoki lodowcowej»” – pisze Makiej, nawiązując do reakcji na stłumienie protestów po sfałszowanych wyborach prezydenckich, poszerzenie represji i zniszczenie niezależnych mediów i organizacji pozarządowych. Obecnie w więzieniach i aresztach przebywa 1129 więźniów politycznych, a wielokrotnie więcej obywateli znalazło się na wymuszonej emigracji. Co więcej, części uwięzionych, którym kończą się wyroki, zaczęto stawiać nowe zarzuty, które mają uniemożliwić im wyjście na wolność. Do tej grupy zalicza się dziennikarka Biełsatu Kaciaryna Andrejewa, której dwuletni wyrok kończy się jesienią. Przed dwoma tygodniami jej mąż Ihar Iljasz powiadomił, że śledczy zamierzają postawić jej nowy zarzut zdrady stanu. „Proces może się zacząć w maju. Kaci zagraża od 7 do 15 lat pozbawienia wolności” – napisał Iljasz.
Poprzedni okres odwilży był możliwy dzięki uwolnieniu więźniów i sytuacyjnej neutralności Łukaszenki wobec rosyjskiej agresji na Ukrainę w 2014 r. To w Mińsku odbyły się dwie rundy rokowań, które doprowadziły do zawarcia porozumień rozejmowych. Po 2020 r. Białoruś jeszcze mocniej uzależniła się od Rosji. Łukaszenka włączył się do antyukraińskiej propagandy i udostępnił terytorium rosyjskiej armii. W efekcie było możliwe podejście Rosjan pod Kijów, gdzie okupanci dokonali zbrodni wojennych, oraz ostrzał rakietowy ukraińskich miast. Siły zbrojne agresora korzystają z białoruskich lotnisk, kolei i szpitali wojskowych, a Kijów podejrzewa, że Kreml naciska na Łukaszenkę, by wsparł napad na Ukrainę własnymi siłami lądowymi. Wbrew nadziejom Makieja trudno porównywać sytuację sprzed ośmiu lat do obecnej. Mińsk był wprawdzie blisko powtórzenia sukcesu z udostępnieniem własnej infrastruktury dla rozmów pokojowych, jednak po kilku przypadkach zatrucia uczestników rokowań zostały one przeniesione do Turcji.
Białoruś jako współuczestnik agresji na Ukrainę została obłożona dodatkowymi sankcjami. Teraz sojusznika próbują wesprzeć Rosjanie. Szef dyplomacji Siergiej Ławrow powtórzył żądania Łukaszenki, by Mińsk stał się stroną rozmów pokojowych i jednym z gwarantów bezpieczeństwa Kijowa po jego rezygnacji z dążeń do NATO. Wsparciem takich starań miał być list Makieja z 6 kwietnia. – Jesteśmy gotowi dołożyć wszelkich starań na rzecz pokojowego uregulowania w Ukrainie – powiedział minister dzień później. Listowi towarzyszyło kilka drobnych w porównaniu ze skalą represji gestów. 25 marca zwolniono z aresztu szefową Związku Polaków na Białorusi Andżelikę Borys, między 11 marca a 15 kwietnia złagodzono środki zapobiegawcze (uwolniono z aresztów, zakazując opuszczania kraju) wobec ośmiorga pracowników portalu Tut.by, a 16 kwietnia z okazji Wielkiejnocy wprowadzono na miesiąc ruch bezwizowy dla obywateli Litwy i Łotwy.