Oprócz wozów opancerzonych i czołgów do obrony przed Rosją przekazywane są już także śmigłowce. Do tej pory wartość pomocy Zachodu to 5 mld dol. Być może powróci także temat przekazywania samolotów

Od 24 lutego, kiedy to Rosja ponownie zaatakowała Ukrainę, Stany Zjednoczone dostarczyły Ukraińcom pomoc militarną o wartości ok. 2,6 mld dol. W ubiegłym tygodniu John F. Kirby, rzecznik prasowy Pentagonu, zapowiedział kolejną transzę dostaw - tym razem o wartości 800 mln dol. Jeśli do tego dorzucimy pakiet pomocowy Unii Europejskiej o wartości ok. 1,5 mld euro i Wielkiej Brytanii o wartości ok. 500 mln funtów, to wartość przekazywanego uzbrojenia dobija do ok. 5 mld dol. To kwota niebagatelna, szczególnie że akcja trwa zaledwie kilka tygodni. Dla porównania: tylko nieco mniej zapłacimy za 250 amerykańskich czołgów Abrams.
Jeszcze przed napaścią Moskwy Brytyjczycy dostarczyli ukraińskim siłom zbrojnym granatniki NLAW (New Generation Light Anti Tank Weapon), które mogą razić takie cele jak wozy bojowe czy czołgi na dystansie kilkuset metrów. Jeśli chodzi o broń przeciwpancerną, to Ukraińcy otrzymali także kilka tysięcy amerykańskich zestawów Javelin. Jest to broń bardzo prosta w obsłudze. Wnioski z toczącej się wojny są proste: „współczynnik efektywności” wynosi nieco mniej niż 1,5, czyli statystycznie trzy odpalone pociski pozwalają na zniszczenie dwóch pojazdów przeciwnika.
Spektakularne zdjęcia z wojny zapewniają zestawy przeciwlotnicze. To one w dużej mierze odpowiadają za zestrzeliwanie rosyjskich samolotów i śmigłowców, których według strony ukraińskiej strącono w sumie ponad 300. Nawet jeśli te dane są nieco zawyżone, to i tak straty Rosjan są duże. Część tego sprzętu działa tak, że żołnierz ma wyrzutnię przypominającą rurę na ramieniu i odpala z niego pocisk. Na takiej zasadzie działają m.in. polskie zestawy Piorun czy amerykańskie stingery, które Waszyngton dostarczał w latach 80. do Afganistanu by… wspomóc walkę mudżahedinów przeciwko Związkowi Radzieckiemu. To jest to najniższe piętro obrony nieba, tego rodzaju uzbrojenie może niszczyć statki powietrzne przeciwnika na wysokości do 3-4 km. Za wyżej lecące maszyny, a czasem nawet pociski balistyczne, może odpowiadać m.in. znacznie bardziej skomplikowany system S-300, który ostatnio do Ukrainy dostarczyła Słowacja. Warto jednak pamiętać, że jeśli chodzi o taką broń, to wojsko ukraińskie bazuje głównie na swoim sprzęcie, który miało już przed wojną i tutaj dostawy z Zachodu nie zrobiły aż tak dużej różnicy.
ikona lupy />
Czołg T-72 / EPA/PAP
Im dłużej trwa wojna i im więcej zbrodni popełnianych przez Rosjan wychodzi na jaw, tym mniejsze są opory zachodnich polityków, a dostarczany sprzęt jest coraz cięższy. W najnowszym pakiecie amerykańskiej pomocy znajduje się 18 zestawów artyleryjskich i 40 tys. sztuk amunicji. Takie uzbrojenie może razić cele lądowe w odległości nawet kilkudziesięciu kilometrów, a dzięki sprzężeniu m.in. z bezzałogowcami można uderzać precyzyjnie. W ostatnich tygodniach widzieliśmy zasadzki artyleryjskie na kolumny Rosjan nawet w terenach zabudowanych. W najbliższych dniach i tygodniach strona amerykańska dostarczy Ukraińcom także 100 wozów Humvee oraz 200 wozów opancerzonych M113, które poruszają się na gąsienicach i mogą służyć m.in. do ewakuacji medycznej. Dojadą także radary. Ale najbardziej spektakularne jest przekazanie 11 śmigłowców Mi-17, które Ukraińcy doskonale znają, ponieważ tej radzieckiej konstrukcji używali już wcześniej. Jak zapowiadał Kirby, część dostarczanego sprzętu będzie wymagać przeszkolenia. Ma się to odbywać w takiej formule, że grupa ukraińskich żołnierzy zostanie przeszkolona przez Amerykanów poza Ukrainą (być może w Polsce), a później wrócą do siebie i będą tę wiedzę przekazywać dalej.
ikona lupy />
Rakietowy system przeciwlotniczy i przeciwbalistyczny S-300 / EPA/PAP
To może dotyczyć m.in. systemów amunicji krążącej Switchblade. Są to drony kamikadze - operator naprowadza je na cel i one wybuchają, uszkadzając cel. Podobnie działa polski system Warmate, który Ukraińcy testowali już przed wojną. W ostatnim czasie otrzymali co najmniej kilkadziesiąt sztuk od polskiego resortu obrony. Prawdopodobnie przekazaliśmy także systemy FlyEye, z których Ukraińcy korzystali już wcześniej podczas konfliktu na Donbasie. Te bezzałogowce służą do obserwacji. Mogą także współdziałać z artylerią. Z Polski na wschód najpewniej pojechało również kilkadziesiąt sztuk czołgów T-72 i bojowych wozów piechoty (BWP-1). - My przekazaliśmy sprzęt, który posłuży wyposażeniu jednej brygady - tłumaczy jeden z polskich oficerów znający kulisy tej sprawy. Być może będzie on używany już w najbliższych tygodniach na Donbasie, gdzie wielu ekspertów i wojskowych spodziewa się dużej bitwy pancernej, która może przypominać to, co znamy z II wojny światowej. Tego rodzaju czołgi i wozy bojowe Ukraińcom mieli przekazać także Czesi, o czym jako pierwszy donosił „The Wall Street Journal”.
Opisane systemy to tylko część pomocy dla Ukrainy. Do tego dochodzą m.in. dziesiątki (być może już setki) tysięcy hełmów i kamizelek kuloodpornych, duże ilości amunicji, a także paliwo czy racje żywnościowe.
Być może w niedalekiej przyszłości zostaną Ukraińcom przekazane samoloty MiG-29. Po zamieszaniu z polskimi maszynami tego typu i naszej deklaracji, że możemy je przekazać Amerykanom, a oni mogliby udostępnić Ukrainie, Waszyngton pomysł odrzucił. W ostatnich dniach na specjalistycznym portalu Warontherocks.com pojawiły się jednak spekulacje, że migi mógłby np. przekazać Egipt, jeśli w zamian dostałby amerykańskie samoloty F-16. Na razie nie ma jednak żadnego konkretu w tej sprawie. Ale tak jak na początku wojny mało prawdopodobne wydawało się przekazywanie Ukrainie czołgów, a dziś robią to już co najmniej dwa kraje, tak w kolejnych tygodniach może także dojść do zmiany stanowiska Zachodu w kwestii dostaw samolotów bojowych. ©℗
Polska przekazała sprzęt, który posłuży brygadzie wojska