Choć zarówno Marine Le Pen, jak i Emmanuel Macron widzą Francję jako najważniejszego gracza w UE, to ich wizje osiągnięcia tej roli są dokładnymi przeciwieństwami

Urzędujący prezydent Emmanuel Macron dał się poznać w czasie swojej pierwszej kadencji jako zwolennik znacznego pogłębiania integracji europejskiej. Macron w minionych pięciu latach zdecydowanie wspierał pomysł budowy wspólnej europejskiej armii, zacieśniania współpracy gospodarczej i przyznawania prymatu instytucjom unijnym. Jego program nie odbiega zasadniczo od prezentowanych przez niego na licznych szczytach UE stanowisk i zakłada kontynuację dotychczasowej polityki europejskiej, w której wiodącą rolę miałaby odgrywać Francja. Macron odwołuje się w swoim programie do wystąpienia z Sorbony, gdzie pięć lat temu postulował konieczność reformy UE w kierunku głębszej integracji. Podobnie dziś prezydent Francji w wielu obszarach życia dostrzega kluczową rolę wspólnoty, wyliczając zasługi UE w obszarze edukacji (program Erasmus), walki z kryzysem (liczne fundusze na odbudowę), wzmacniania granic zewnętrznych (zwiększenie roli Frontexu), bezpieczeństwa (wspólny budżet wojskowy), przeciwdziałania pandemii (zakup szczepionek i koordynacja działań), walki z nieuczciwą konkurencją (dyrektywa o pracownikach delegowanych). Macron zamierza pogłębiać kierunek, zgodnie z którym Francja może odgrywać kluczową rolę na świecie nie wbrew, a poprzez Unię Europejską. W swoich propozycjach odwołuje się do przewodnictwa Francji w UE i deklaruje kontynuację dotychczasowej polityki. Opodatkowanie cyfrowych gigantów technologicznych, dyrektywa w sprawie płacy minimalnej w UE, dążenie do neutralności klimatycznej, reforma strefy Schengen i wzmocnienie granic zewnętrznych czy wreszcie zwiększenie niezależności Europy w każdym obszarze – te wszystkie postulaty zdaniem obecnego prezydenta Francji mogą być realizowane wyłącznie poprzez aktywną rolę Unii i w ramach europejskiego porządku prawnego. Macron przekonuje, że pięć lat temu „jako jedyny” uwierzył, że najlepszym sposobem na poradzenie sobie z ewentualnymi kryzysami było pogłębienie europejskiej integracji, co – zdaniem obecnego prezydenta – przyniosło dziś wymierne i pozytywne efekty.
Tymczasem zapowiedzi Le Pen (o których pisaliśmy także w DGP nr 71/2022) to – jak komentuje analityk Polskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych Łukasz Maślanka – wyraźne odcięcie się od wizji Macrona. – Zapowiedzi Le Pen to demolka projektu europejskiego, bardzo wybiórcze podejście do prawa europejskiego, zobowiązań Francji w ramach UE, groźby wstrzymania wpłat składek, możliwe zakwestionowanie członkostwa Francji w strefie Schengen, kierowanie się interesami wyłącznie francuskiej gospodarki. To zapowiedź bardzo agresywnego protekcjonizmu, niezgodnego również z prawem europejskim, i całkowitego zerwania z dotychczasową polityką Emmanuela Macrona – wylicza analityk PISM.
Kandydatka Zjednoczenia Narodowego chciałaby zastąpienia UE przez Europejski Sojusz Narodów. „To Europa wolnych i suwerennych narodów z jej tysiącletnim dziedzictwem będzie platformą współpracy i zakończy projekt tych, którzy chcą, żeby Unia Europejska była ideologicznie obciążonym federalistycznym superpaństwem” – czytamy w programie Le Pen. Ten fragment wprost kwestionuje założenia pierwszej kadencji Macrona.
Kontrkandydatka prezydenta Francji twierdzi w swoim programie, że udało jej się nawiązać porozumienie z „dużą liczbą krajów europejskich”, w tym z kilkoma szefami rządów, żeby realizować swój europejski projekt w przyszłości. Choć nie padają tam konkrety, Le Pen współpracuje od lat m.in. z hiszpańską partią Vox, węgierskim Fideszem czy Prawem i Sprawiedliwością, za co rządząca w Polsce partia wielokrotnie była krytykowana przez krajową opozycję. Europosłowie Zjednoczenia Narodowego należą jednak do odrębnej frakcji w Parlamencie Europejskim niż PiS czy Vox – wraz z m.in. włoską Ligą Północną Matteo Salviniego czy Alternatywą dla Niemiec (AfD) tworzą grupę Tożsamość i Demokracja – czwartą co do liczebności, mającą 76 europosłów. We „wspólnocie narodów” według Le Pen wiodącą rolę ma mieć „frankofonia”, za pośrednictwem której Paryż miałby wpływać na globalną kulturę, politykę i gospodarkę. Le Pen przeciwstawia się w swoim programie także macronowskiej wizji wspólnej europejskiej armii i jest to jedyne bezpośrednie nawiązanie do wojny w Ukrainie, która – jej zdaniem – uwidoczniła słabość zdolności obronnych poszczególnych państw UE, wśród których jedynie Francja jest „wyposażona w zdolność do szybkiej interwencji”. Le Pen chciałaby zatem wzmocnienia francuskiej armii – podobnie jak francuskiej gospodarki, francuskiej edukacji, francuskiej technologii, francuskiej pozycji.
Jednym z testów dla obojga kandydatów jest wizja stosunków z Rosją w świetle wojny w Ukrainie. Le Pen, która wsparła aneksję Krymu, Władimira Putina określała jako sojusznika, dziś przesuwa ciężar kampanii na kwestie gospodarcze, unikając pytań o swoją prorosyjską przeszłość. Macron – krytykowany szczególnie w Europie Środkowo-Wschodniej za regularne rozmowy z Putinem – zamierza kontynuować dialog z Rosją. Dla obojga kandydatów wojna w Ukrainie to także test przywództwa w obliczu wyzwań geopolitycznych. Zdaniem analityka PISM społeczeństwo francuskie popiera niepodporządkowywanie się w pełni przez Francję sojusznikom, w tym USA, ale Macron jest krytykowany, że robi to w niewystarczający sposób. Niezależnie od wyniku wyborczego każdy z kandydatów będzie dążył do wzmocnienia roli Francji.
O ile dla Europy zwycięstwo Macrona będzie oznaczało kontynuację, o tyle wygrana Le Pen może oznaczać kompletne wywrócenie obecnego porządku europejskiego. ©℗