Wybuch wojny w Ukrainie drastycznie zredukował nasze poczucie bezpieczeństwa. Zdjęcia zniszczonych budynków, ofiar, informacje o rakietach eksplodujących niedaleko polskich granic, kolejne pogróżki płynące z Moskwy i setki tysięcy uchodźców, którzy do Polski docierali najczęściej jedynie z niewielkim bagażem – wszystko to sprawiło, że wiele osób zwyczajnie zaczęło się bać. A strach nie tylko jest złym doradcą, lecz także powoduje, że stajemy się podatni na manipulacje, niesprawdzone informacje i różnego rodzaju plotki.
Wybuch wojny w Ukrainie drastycznie zredukował nasze poczucie bezpieczeństwa. Zdjęcia zniszczonych budynków, ofiar, informacje o rakietach eksplodujących niedaleko polskich granic, kolejne pogróżki płynące z Moskwy i setki tysięcy uchodźców, którzy do Polski docierali najczęściej jedynie z niewielkim bagażem – wszystko to sprawiło, że wiele osób zwyczajnie zaczęło się bać. A strach nie tylko jest złym doradcą, lecz także powoduje, że stajemy się podatni na manipulacje, niesprawdzone informacje i różnego rodzaju plotki.
Świadczą o tym reakcje z początku działań zbrojnych, kiedy w Polsce zaczęto masowo wykupywać paliwo, z bankomatów zniknęła gotówka, a przed urzędami paszportowymi tworzyły się kolejki. Część osób przypomniała sobie początek pandemii, który był swoistym laboratorium społecznym i dobitnie pokazał, jak społeczeństwa reagują, kiedy się boją. I właśnie to poczucie zagrożenia Rosja stara się wykorzystywać jako narzędzie w wojnie informacyjnej, którą prowadzi wobec państw NATO iUE.
W odpowiedzi na wsparcie RP dla Ukrainy Rosja zintensyfikowała antypolską kampanię informacyjną, a w rosyjskiej przestrzeni medialnej pojawia się coraz więcej informacji pokazujących naszą rzekomą rusofobię. Zdaniem rosyjskich mediów w swojej polityce nakładania obostrzeń na Rosję nie zważamy na nic, łącznie z własnymi interesami. Na przestrzeganiu przed możliwymi konsekwencjami takiej polityki skoncentrował się w swoim wpisie, opublikowanym 21 marca na platformie Telegram, Dmitrij Miedwiediew, były prezydent i premier, a obecnie wiceprzewodniczący Rady Bezpieczeństwa Rosji. Bardzo krytycznie do działań Polski w sprawie Ukrainy, w tym propozycji misji pokojowej, odnosił się też rosyjski minister spraw zagranicznych Siergiej Ławrow, który z przekąsem mówił, że Polska jedynie realizuje scenariusze pisane za oceanem. Ławrow i jego wiceministrowie ostrzegali, że konwoje z pomocą humanitarną i wojskową dla Ukrainy będą rosyjskimi celami. Oczywiście podkreślali, że jedynie te znajdujące się na ukraińskim terytorium, ale przekaz był więcej niż czytelny: nie proście się okłopoty.
Wypowiedziom rosyjskich polityków towarzyszy coraz szerzej zakrojona kampania medialna wymierzona w Polskę. W serwisach informacyjnych pierwszoplanowe miejsca zdobyła nie tylko informacja, że rząd wydalił 45 rosyjskich dyplomatów podejrzewanych o szpiegostwo, lecz także niemal codziennie pokazywany jest „zły los” rosyjskich i białoruskich kierowców ciężarówek, którzy dniami muszą czekać na odprawę graniczną. Z kolei w sieciach społecznościowych publikowanych jest coraz więcej fragmentów rosyjskich audycji telewizyjnych i serwisów informacyjnych, w których tzw. eksperci straszą możliwą eskalacją i podjęciem przez Rosję działań zbrojnych wobec państw wschodniej flanki NATO, łącznie z użyciem broninuklearnej.
Mapy z rozrysowywanymi kierunkami natarcia na Polskę, państwa bałtyckie, ale też pokazującymi uderzenia rakietowe np. na Niemcy, i poważne miny mają świadczyć, że nie są to jedynie czcze pogróżki. Na Twitterze pojawiły się też informacje o rzekomych listach z Federalnej Służby Bezpieczeństwa, z których miało wynikać, że rośnie zagrożenie rosyjskimi działaniami zbrojnymi przeciw Polsce. Telegram też roi się od antypolskich i antyzachodnich wrzutek i fake newsów. Media społecznościowe są wykorzystywane jako ważny przekaźnik, bo są powszechnie dostępne, a pojawiające się tam informacje można łatwo rozprzestrzenić m.in. przez trolle i boty, zaś szybka weryfikacja ich prawdziwości jest często bardzo trudna lub wręczniemożliwa.
Rosyjska dezinformacja nie bez powodu koncentruje się na sferach szczególnie wrażliwych społecznie. Dlatego przekaz uwypukla rosnące zagrożenia militarne, jednocześnie wskazując na wszystkie słabości polskich sił zbrojnych i niespójności w ramach NATO, z podkreśleniem, że gwarancje sojusznicze nie zadziałają. Drugim elementem jest pokazywanie negatywnych konsekwencji gospodarczych polityki prowadzonej przez polski rząd, zmierzającej do rezygnacji z rosyjskich produktów, w tym węglowodorów, co ma się przełożyć na drastyczny wzrost cen żywności, paliw i ogrzewania. Rosyjski przekaz podkreśla, że znacząca liczba uchodźców istotnie zwiększy obciążenia budżetowe związane z wydatkami socjalnymi i spowoduje problemy w dostępie do usług w sferze zdrowia i edukacji. Rosyjskie media dużo uwagi poświęcają polsko-ukraińskim sporom historycznym i nagłaśnianiu tezy, że Polska będzie chciała zająć zachodnią Ukrainę, czemu miałaby służyć propozycja wysłania tam kontyngentu pokojowego, co ma uderzać w wizerunek Polski wUkrainie.
W rosyjskich założeniach dobór informacji ma oddziaływać na emocje społeczne, które powinny się przełożyć na podejmowane decyzje polityczne. Głównym celem jest zatem zwiększenie poczucia zagrożenia w Polsce i innych państwach NATO oraz spowodowanie, aby społeczeństwa państw członkowskich wymusiły na władzach korektę polityki względem Rosji, w tym kontynuację zakupu węglowodorów, wycofanie się z części sankcji czy umożliwienie dalszego handlu. Celem Moskwy jest też wymuszenie na władzach Polski i innych państw NATO zmiany polityki względem Ukrainy. Rosji zależy przede wszystkim na wycofaniu Sojuszu ze wsparcia wojskowego, który utrudnia jej prowadzenie działań zbrojnych w Ukrainie. Ponadto Rosja liczy, że w obawie przed konsekwencjami militarnymi i gospodarczymi dla całej Europy państwa zachodnie zwiększą nacisk na ukraińskie władze, aby zgodziły się na rosyjskie warunki kończące wojnę, w tym uznanie rosyjskości Krymu i niepodległości separatystycznych terytoriów na wschodzie kraju – tzw. Donieckiej i Ługańskiej RepublikLudowych.
Ponieważ mimo miesiąca walk Rosji nie udało się osiągnąć celów politycznych ani wojskowych, a wśród państw zachodnich utrzymuje się duże poparcie dla Ukrainy, Rosja będzie intensyfikowała działania hybrydowe, w tym wojnę informacyjną wymierzoną w NATO i UE. Można się przed nimi obronić, przede wszystkim poprzez budowanie odporności społecznej przez rządy państw UE, NATO i same te organizacje. Ważne będzie tu strategiczne komunikowanie bieżącej sytuacji politycznej, militarnej, gospodarczej i społecznej. W działania tego rodzaju warto angażować media i organizacje pozarządowe. Dobrym przykładem mogą służyć Litwini, gdzie od kilku lat działają internetowe elfy walczące z siejącymi dezinformację trollami. Poza tym NATO i UE powinny wzmocnić narzędzia ostrzegania przed zagrożeniami hybrydowymi i wojną informacyjną, np. wykorzystując narzędzia proponowane przez Europejskie Centrum ds. Zwalczania Zagrożeń Hybrydowych w Helsinkach. Dobre nawyki mogą ochronić przed paniką nawet w sytuacji, kiedy atak cybernetyczny na infrastrukturę energetyczną albo zwyczajna awaria spowoduje odcięcie dostawprądu.
Kolejna ważna rzecz to zwiększenie współpracy kontrwywiadowczej mającej na celu identyfikowanie środowisk sprzyjających Rosji i będących narzędziem rosyjskiej dezinformacji. I znów najlepszymi nauczycielami mogą okazać się państwa bałtyckie, które mają swoje doświadczenia z mniejszością rosyjską. Z kolei jasna sygnalizacja polityczna ze strony NATO i UE wobec Rosji i Ukrainy o kontynuowaniu dotychczasowej polityki będzie sygnałem, że Zachód umie mówić językiem siły – jedynym, który rosyjskie władze naprawdęrozumieją.©℗
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A. Kup licencję
Reklama
Reklama