Ani wojska rosyjskie, ani ukraińskie nie osiągają od kilku dni znaczących sukcesów. Wojna pozycyjna może trwać tygodniami, a strony wykorzystują przerwę, by umocnić pozycje i uzupełnić zapasy.

O tym, że Rosjanie utknęli albo odnotowują minimalny postęp, informują zarówno amerykańscy, jak i brytyjscy przedstawiciele rządu związani z obronnością. Obecnie jest ewidentne, że nie byli gotowi na tak długie i wymagające zmagania. Udało im się zająć zaledwie kilka większych miast, jak Chersoń czy Melitopol, ale są dalecy od okrążenia (nie mówiąc o zajęciu) Kijowa czy zdobycia Charkowa. Położony nad Morzem Azowskim Mariupol, będący wciąż w ukraińskich rękach, jest równany z ziemią przez ostrzał rosyjskich agresorów, a sytuacja mieszkańców jest dramatyczna. Ale to nie ulega zmianie od co najmniej kilku dni.
– Widać, że nastąpiło przejście do wojny pozycyjnej. Na niektórych kierunkach, np. na Donbasie, Rosjanie mają jeszcze zdolności ofensywne; lokalnie Ukraińcy próbują przejmować inicjatywę – np. wokół Kijowa i na południu, w okolicach Mikołajowa. Ale generalnie nie widać wielkich przełomów, nawet na wschodzie. O tym, że działania toczą się z mniejszą intensywnością, świadczą także mniejsze straty, które wskazują strony – wyjaśnia Mariusz Cielma, redaktor naczelny „Nowej Techniki Wojskowej”. – Nie widać, by Ukraina miała możliwości przeprowadzenia dużej ofensywy. Mogą niszczyć bataliony wokół Kijowa, ale nie jest tak, że strona ukraińska zaraz zmieni obraz tej wojny. Trwanie na pozycjach bez większych istotnych zmian możemy obserwować tygodniami – przewiduje ekspert. Oczywiście wszystko może zmienić ewentualny przełom polityczny.
Żołnierze nie zdobywają w spektakularny sposób terenu, ale to nie oznacza, że działania wojenne ustały. Teraz jeszcze bardziej istotna staje się logistyka. Rosjanie na okupowanych przez siebie terytoriach starają się wykorzystać do przerzucania zaopatrzenia pociągi. – To widać szczególnie na południu. Pojawiły się też informacje, że aby temu przeciwdziałać, np. wokół Chersonia Ukraińcy rozebrali krótki odcinek torów – tłumaczy Cielma. Głośno jest też o sabotażu prowadzonym przez kolejarzy białoruskich, co znacznie utrudnia zaopatrzenie jednostek rosyjskich w regionie Kijowa. Pojawiły się także zdjęcia obrazujące, jak Rosjanie budują rurociąg paliwowy, ale trudno zweryfikować, czy faktycznie zaczął funkcjonować i jak jest długi.
Znacznie zmniejszyła się liczba cystern Rosjan, które niszczą Ukraińcy. Przez wiele dni podawali, że zniszczonych zostało 60 sztuk (to wydarzyło się już w pierwszych dniach wojny), teraz jest mowa o 70. Może to wynikać m.in. z tego, że Rosjanie próbują ukrywać cysterny, m.in. dobudowując do nich stelaże i osłaniając plandekami tak, by wyglądały jak zwyczajne ciężarówki z paką przykrytą brezentem. Także strona ukraińska chwyta się niestandardowych rozwiązań logistycznych – do przewozu mniejszego uzbrojenia i paliwa wykorzystywane są pojazdy cywilne.
Wciąż płynie strumień uzbrojenia z Zachodu do Ukrainy. Spotykający się regularnie z dziennikarzami wysoki rangą przedstawiciel departamentu obrony USA poinformował w poniedziałek, że Amerykanie właśnie kończą dostawy w ramach pakietu pomocy Ukrainie o wartości 350 mln dol. i zaraz rozpoczną dostawy w ramach kolejnego pakietu wartego 800 mln dol. W sumie tylko przez ostatnie 14 miesięcy pomoc wojskowa Waszyngtonu dla Kijowa osiągnęła wartość ok. 2 mld dolarów. A do tego dochodzi pomoc Europejczyków. Większość tego sprzętu trafia samolotami do Polski (głównie Rzeszów), a później przewożona jest ciężarówkami do Ukrainy. Oprócz systemów przeciwlotniczych przekazywane są m.in. amunicja i wyposażenie osobiste żołnierzy. Nie ma doniesień, by Ukraińcom już teraz brakowało tego typu sprzętu. Ale też wydaje się, że stronie rosyjskiej daleko do wyczerpania swojego arsenału. Jak podaje amerykański Departament Obrony, wciąż mają jeszcze ponad połowę pocisków precyzyjnych, ale zwiększa się liczba tradycyjnych bomb grawitacyjnych. To niestety będzie powodować jeszcze większą liczbę ofiar cywilnych.
Strona ukraińska twierdzi, że Rosjanie stracili już ponad 15 tys. żołnierzy. Z kolei Amerykanie kilka dni temu szacowali straty na ponad 5 tys. żołnierzy. Jeśli doda się do tego 2–3 razy więcej rannych, oznacza to, że agresorzy mają ok. 20 tys. żołnierzy mniej. Teraz jest czas, by uzupełniać rezerwy. Ukraińcy informują, że zwiększona została mobilizacja na terenie samozwańczych republik Donieckiej i Ługańskiej – ma obejmować mężczyzn aż do 65. roku życia. W samej Rosji nie ma jednak miejsca powszechna mobilizacja. Nie ziściły się też do tej pory scenariusze wieszczące masowy napływ najemników m.in. z Syrii. Straty ukraińskie wydają się mniejsze, ale obecnie mogą sięgać już 2 tys. zabitych żołnierzy.
Mundurowi, którzy pozostają na froncie, starają się umocnić swoje pozycje. W miastach wzmacniane są barykady. Może się nią stać każdy zburzony budynek. W tych zniszczonych, ale stojących, powstają alternatywne ciągi komunikacyjne np. przez dziury w ścianach. Na terenach niezabudowanych żołnierze przebywający dłużej w jednym miejscu starają się okopać swoje stanowiska (pojawiają się zdjęcia świeżo wykopanych okopów) i je lepiej zamaskować. Znaleźć można obrazki moździerzy wkopanych w ziemię i przykrywanych prowizorycznym dachem tak, by trudniej je było zlokalizować z powietrza. – Wojsko rozróżnia obronę stałą, gdzie żołnierze przygotowują się od miesięcy, artyleria ma swoje stanowiska, drogi są wytrasowane, pola minowe założone, uzbrojone itd., oraz obronę doraźnie przygotowaną, na której stworzenie obrońcy mają 2–3 dni, a czasami i mniej. Obronę doraźnie przygotowaną przełamuje się z przewagą trzy do jednego; a przygotowaną zawczasu przewagą sześć do jednego – wyjaśniał gen. Waldemar Skrzypczak na łamach dziennik.pl.