Rosja postawiła Ukraińcom ultimatum: albo obrońcy Mariupola złożą broń i wpuszczą rosyjską armię do miasta – ważnego ośrodka przemysłowego nad Morzem Azowskim – albo wszyscy zostaną zlikwidowani. Termin ultimatum dla równanej z ziemią, oblężonej od niemal trzech tygodni metropolii mijał wczoraj o piątej rano miejscowego czasu. Obrońcy odmówili.

– O żadnym złożeniu broni nie ma mowy. Powiadomiliśmy o tym stronę rosyjską. Napisałam im, żeby zamiast tracić czas na ośmiostronicowe listy, otworzyli po prostu korytarz humanitarny – powiedziała „Ukrajinśkiej prawdzie” wicepremier Iryna Wereszczuk. Rosyjskie propozycje skomentował też doradca mera Petro Andriuszczenko. „Mówią, że Rosjanie zaproponowali ratuszowi Mariupola przejście na stronę Rosji. Dali czas do jutra na odpowiedź. Po co jednak tak długo czekać, skoro odpowiedź jest z góry gotowa: ch… dostaniecie, a nie Mariupol” – napisał Andriuszczenko na Facebooku. Według władz lokalnych w oblężonym mieście mogło zginąć nawet 20 tys. ludzi (zidentyfikowano 2357 ofiar) i uszkodzono 80 proc. budynków mieszkalnych. Część mieszkańców zdołała się ewakuować, jednak ci, którzy skorzystali z oferty rosyjskiej i wyjechali na wschód, trafiają do obozów filtracyjnych.
Mariupol ma znaczenie strategiczne i symboliczne. Jego opanowanie oznaczałoby domknięcie korytarza między Donbasem a Krymem i odcięcie Ukrainy od Morza Azowskiego. W kwestii symbolicznej to jedno z niewielu dużych miast, które Ukraińcy zdołali odbić w 2014 r. z rąk sterowanych z Moskwy separatystów. Jest ono bronione przez oddziały piechoty morskiej i pułk Azow. Ten ostatni, stworzony przed ośmioma laty przez nacjonalistów, a potem podporządkowany resortowi spraw wewnętrznych, stał się czarnym bohaterem rosyjskiej propagandy wojennej. W komunikatach Moskwy obrońcy miasta nie są określani inaczej niż naziści albo bandyci. Mariupol jest poddawany zmasowanemu ostrzałowi rakietowemu, brakuje żywności, wody i leków. Ukraińcom brakuje sił, by przyjść mu na odsiecz, a jednocześnie próba opanowania go przez Rosjan będzie oznaczać krwawe walki uliczne, zwłaszcza na terenie gigantycznego kombinatu Azowstal. Dlatego Rosjanie sięgnęli po terror i próbują zmusić Ukrainę do poddania miasta.
– Wzięcie Mariupola pod kontrolę nie jest kwestią dwóch, trzech dni ani nawet tygodnia – powiedział lider samozwańczej Donieckiej Republiki Ludowej Denys Puszylin. Boje o Mariupol mają dla Rosji kluczowe znaczenie, biorąc pod uwagę, że sukces na tym kierunku natarcia oznaczałby przybliżenie się do realizacji planu B, o którym pisze wczorajszy „Wall Street Journal” z powołaniem się na źródła w amerykańskiej administracji. Ponieważ nie udało się opanować Kijowa ani zastąpić prezydenta Wołodymyra Zełenskiego marionetką, Rosjanie skupili się na wyrąbaniu korytarza z Donbasu na Krym, umocnieniu na zajętych dotychczas obszarach i próbie nakłonienia Ukrainy do ustępstw w postaci rezygnacji ze współpracy z NATO. Może to oznaczać ograniczenie starć na lądzie, ale kontynuowanie ostrzałów miast. Choć tych ostatnich jest mniej niż w pierwszej w fazie wojny, wczoraj nad ranem jedna rakieta spadła na Kijów, podpalając centrum handlowe. Ukraińcy twierdzą, że chodziło o pozostałości rakiety strąconej przez obronę przeciwlotniczą.
Równolegle władze w Moskwie kontynuują ograniczanie swobód obywatelskich. Sąd uznał wczoraj firmę Meta – właściciela takich serwisów, jak Facebook, Instagram i WhatsApp – za organizację ekstremistyczną i zakazał jej działalności na terenie Rosji (więcej na s. A15). Facebook i Instagram już wcześniej zostały zablokowane, choć – jak pokazują dane dotyczące korzystania z obu portali – większość rosyjskich użytkowników obchodzi blokadę, korzystając z sieci VPN. Prokuratura generalna utrzymuje, że zakaz nie dotyczy komunikatora WhatsApp, a użytkownicy portali Mety nie będą pociągani do odpowiedzialności za sam fakt posiadania na nich konta lub korzystania z nich. Jednak obrońcy praw człowieka nie są tego pewni.
Ukraińskie władze wciąż spodziewają się ataku ze strony białoruskich sił zbrojnych na Wołyń, do którego – według weekendowych komunikatów sztabu generalnego – miało dojść najpóźniej dzisiaj. Z Mińska płyną jednak informacje o licznych aktach sabotażu. „Białoruś to ziemia partyzantów. Nasi bohaterowie zatrzymują rosyjskie pociągi, psują rosyjski sprzęt, rozdają ulotki, by nie dopuścić białoruskich wojsk na Ukrainę” – skomentował Franak Wiaczorka, doradca liderki opozycji Swiatłany Cichanouskiej. Władze w Mińsku ogłosiły też wycofanie znad granicy z Ukrainą żołnierzy 38. brygady desantowo-szturmowej, na co dzień stacjonującej w Brześciu.