Łukaszenka może wysłać na Ukrainę 15 tys. żołnierzy, ale są oni gorzej zmotywowani i wyszkoleni niż armia rosyjska.

Ukraiński Sztab Generalny spodziewa się, że białoruskie siły zbrojne przystąpią do wojny po stronie Rosji i zaatakują kraj od strony Wołynia. Jak pisze „Ukrajinśka prawda”, dane wywiadu wskazują, że decyzja o otwarciu kolejnego kierunku natarcia została już podjęta. Białoruś od początku uczestniczy w rosyjskiej agresji, udostępniając sojusznikowi terytorium i lotniska wojskowe. Co najmniej raz wyprowadzono z tego kraju uderzenie rakietowe w cele w Ukrainie, do czego Alaksandr Łukaszenka się przyznał, jednak dotychczas nie było dowodów na udział w wojnie białoruskich żołnierzy.
Łukaszenka wielokrotnie obiecywał Ukraińcom, że nie dopuści, by Białoruś została wykorzystana przeciwko nim, więc postawę Mińska powszechnie uznano nad Dnieprem za zdradę. Działania sił zbrojnych wskazują na to, że inwazja na Wołyń może być faktycznie planowana. 12 marca Mińsk ogłosił wysłanie na granicę pięciu batalionowych grup taktycznych. 17 marca media informowały o ćwiczeniach pilotów śmigłowców sił zbrojnych i resortu sytuacji nadzwyczajnych z imitacją prowadzenia ognia. Z Białorusi płyną też zdjęcia i filmy przedstawiające transporty wojskowe z czołgami, wozami piechoty i zestawami rakietowymi Iskander. Ukraińcy już wcześniej alarmowali, że Łukaszenka wyśle swoich żołnierzy na wojnę; podawano nawet datę 11 marca. W sobotę Ukrainę opuścili jednak pracownicy białoruskiej ambasady, co uznano za przygotowanie do interwencji zbrojnej. Ukraińscy pogranicznicy usiłowali wręczyć wyjeżdżającemu ambasadorowi Iharowi Sokałowi 30 srebrników.
– Białorusini są w stanie wystawić przeciwko nam 15 tys. żołnierzy – mówi nam dyrektor Ukrzaliznyci Ołeksandr Kamyszin. Ukraińskie koleje państwowe mają własne źródła w ich białoruskim odpowiedniku, Biełczyhunce. – Jesteśmy wdzięczni naszym białoruskim kolegom za ich wysiłki w torpedowaniu planu agresji – dodaje Kamyszin. W ostatnich dniach na białoruskiej kolei doszło do licznych aktów sabotażu oraz cyberataków, które miały utrudnić logistykę armii. Doradca ukraińskich władz ds. wojskowych Ołeksij Arestowycz wprost wezwał Białorusinów do takich aktów, za co Komitet Śledczy w Mińsku wszczął przeciwko niemu sprawę karną. Wczoraj Arestowycz mówił na konferencji prasowej, że „front praktycznie zamarł”. – Ani nasza strona, ani rosyjska nie mają sił, by doprowadzić do realnego przełomu na tym czy innym kierunku. Strony prowadzą działania taktyczne, ściągają rezerwy i wyprowadzają uderzenia. Praktycznie nie ma już rakietowych ataków na miasta. Praktycznie nie działa rosyjskie lotnictwo – dodał Arestowycz.
Także dlatego Ukraińcy są pewni, że poradzą sobie z ewentualnym dodatkowym atakiem ze strony Białorusi. Gdyby granicę faktycznie przekroczyło 15 tys. żołnierzy, zwiększyłoby to wprawdzie oddziały agresorów o ok. 10 proc., jednak białoruskie siły zbrojne są gorzej oceniane niż rosyjskie. W przeciwieństwie do sojuszników Białorusini od ogłoszenia niepodległości w 1991 r. nie brali udziału w żadnych wojnach ani nawet w operacjach pokojowych za granicą. Łukaszenka zakładał, że w przypadku agresji z zewnątrz na pomoc przyjdą mu Rosjanie, więc zamiast w siły zbrojne, inwestował w jednostki służące do tłumienia niepokojów wewnętrznych, jak specjalne oddziały milicji i bezpieki. W efekcie białoruska armia jest niedoinwestowana i zdemoralizowana.
Nasi ukraińscy rozmówcy są przekonani, że w razie wysłania na front duża część Białorusinów zdezerteruje, nie chcąc umierać w nieswojej wojnie ani walczyć z Ukraińcami, których większość uważa za bratni naród. Także białoruska opozycja ze Swiatłaną Cichanouską na czele sprzeciwia się udziałowi w wojnie.
Dotychczasowy udział Łukaszenki w agresji przeciwko Ukrainie już wpłynął na nastroje społeczne nad Dnieprem. Z opublikowanego wczoraj sondażu ośrodka Rejtynh wynika, że 84 proc. Ukraińców uważa Białoruś za państwo wrogie. Przed 11 miesiącami sądziło tak 22 proc. respondentów. W przypadku Rosji ten wskaźnik wzrósł z 76 proc. do 98 proc. Na drugim biegunie znajdujemy Polskę. Od kwietnia 2021 r. odsetek Ukraińców uznających nasz kraj za państwo przyjazne wzrósł z 62 proc. do 96 proc. W serwisach społecznościowych wrażenie robią zwłaszcza informacje o licznych gestach solidarności pod adresem Ukrainy i sposób przyjęcia uchodźców przez mieszkańców naszego kraju. Liczba obywateli Ukrainy, którzy wjechali do Polski po 24 lutego, przekroczyła już 2 mln. Nie wiadomo, jaka część z nich została nad Wisłą, a ilu zdecydowało się na dalszą podróż do innych państw europejskich.