- Chiny nie chcą być postrzegane jako strona finansująca rosyjską wojnę; pytanie, czy Pekin będzie dystansować się od Rosji gospodarczo - mówi Jakub Jakóbowski, ekspert Ośrodka Studiów Wschodnich.

Czy rozciągający się w czasie konflikt, ze wszystkimi tego konsekwencjami, opłaca się wciąż Chinom zarówno pod względem gospodarczym, jak i wizerunkowym?
Po spotkaniu Władimira Putina z Xi Jinpingiem w lutym dostaliśmy jasny sygnał z Pekinu, że Rosja i Chiny koordynują swoją politykę wobec Ukrainy, a Pekin popiera rosyjską eskalację wobec Zachodu. Istnieje dużo spekulacji, co do tego, co dokładnie Putin powiedział wtedy Xi o swoich planach inwazji, natomiast w komunikatach wyraźnie widzimy, że strategicznie rosyjska eskalacja w Europie opłaca się Chinom. Ten konflikt miał na celu skłócenie świata Zachodu - taka była kalkulacja Putina, ale myślę, że Chin również. To się jak na razie nie powiodło, natomiast próba siłowej zmiany regionalnego status quo w kwestii bezpieczeństwa, którą Rosja podejmuje w Europie, to coś, co również Pekin otwarcie deklaruje na zachodnim Pacyfiku. Zarówno Chiny, jak i Rosja otwarcie komunikują, że czują się naciskane przez Stany Zjednoczone i NATO. Mało tego, Chiny od dwóch tygodni wprost wyrażają poparcie dla Rosji, obwiniając USA i NATO za wywołanie konfliktu w Ukrainie, i to widać też w propagandzie wewnętrznej.
Straty wizerunkowe są z perspektywy Chin kompletnie nieistotne?
Oczywiście taka postawa Chin generuje straty wizerunkowe na Zachodzie, stąd Pekin z jednej strony daje jasne sygnały poparcia dla Rosji, a z drugiej - wysyła prośby o wstrzymanie przemocy. Chiny próbują pokazać ten łagodniejszy kurs szczególnie w odniesieniu do europejskiej opinii publicznej. Natomiast realnie są przeciwne wszelkim sankcjom wobec Rosji, deklarują, że będą z Moskwą współpracować gospodarczo tak jak dotychczas i nie mają zamiaru włączać się do gospodarczej izolacji. Czy Pekin pójdzie krok dalej i rzeczywiście pomoże Rosji wyjść z kryzysu, to dużo bardziej złożone pytanie, ale jak na razie strategicznie Pekin wciąż deklaruje poparcie dla jej działań.
Przyzwyczailiśmy się chyba, że Pekin swoje wpływy zdobywa dyplomacją i ekspansją gospodarczą - czy ten konflikt w jakikolwiek sposób to zmienia?
Chiny są dzisiaj u progu wielkiej zmiany na wielu poziomach, również w polityce zagranicznej. Rzeczywiście nie jesteśmy przyzwyczajeni do strategii agresji militarnej - dotychczasowy kierunek polityki wyznaczony przez Deng Xiaopinga jeszcze w latach 70. to było oczekiwanie na odpowiedni moment i nieujawnianie swojego potencjału w pełni. Ale ta era w Chinach jednoznacznie się skończyła. Rządzący od kilku lat Xi Jinping otwarcie odszedł od tego modelu i wprost wskazuje, że Chiny chcą rozwijać swoją militarną potęgę. Zresztą rozpoczęły się już duże reformy armii, rozwój marynarki wojennej, lotnictwa, wojsk rakietowych. Xi Jinping wprowadził nową strategię bezpieczeństwa, w której jasno wskazane jest, że państwo będzie wykorzystywać armię m.in. do zabezpieczenia swoich zamorskich interesów i przeciwdziałać „złym siłom” na obszarze zachodniego Pacyfiku. Wszystko wskazuje jednak na to, że Chiny nie są jeszcze gotowe do przeprowadzenia operacji wojskowych, np. wobec Tajwanu. Nie mają do tego instrumentów militarnych - reforma jest jeszcze niekompletna, a wojsko nie ma doświadczenia w boju. Chiny od końca lat 80. XX w. nie prowadziły żadnych dużych wojen. To jest też element partnerstwa strategicznego z Rosją - jeszcze dwa tygodnie temu wydawało się, że Rosjanie mają w tej dziedzinie znacznie większe doświadczenie i możliwości niż Chiny. Tak to właśnie postrzegano w obu krajach - Rosjanie uważali, że mają przewagę potencjału militarnego nad Pekinem, przekazywali swoje doświadczenia bojowe wojskom chińskim, m.in. w czasie wspólnych ćwiczeń, poprzez transfer wiedzy - Chińczycy są drugą po Białorusinach najliczniejszą grupą na rosyjskich akademikach wojskowych - i poprzez transfer technologii. Chińczycy patrzyli na Rosję jako pewnego rodzaju wzorzec w reformowaniu własnej armii, a Rosjanie uważali, że to jest ich największy atut w relacjach z Państwem Środka. Nie znamy jeszcze finału wojny w Ukrainie, ale pierwsze dni pokazują, że być może te rosyjskie deklaracje nie miały do końca pokrycia w rzeczywistości. Wszystko oczywiście będzie też zależało od reakcji Zachodu na eskalację rosyjską, tego, jak dotkliwe będą sankcje. Stany Zjednoczone pod rządami demokratów nie traktują wojny w Ukrainie jako czegoś, co odwraca ich uwagę od Pacyfiku - wręcz przeciwnie. USA traktują te dwa fronty (europejski i na zachodnim Pacyfiku) jako system naczyń połączonych. Proszę zwrócić uwagę, w jaki sposób Amerykanie skłaniają państwa zachodniego Pacyfiku do wspierania Ukrainy i sankcjonowania Rosji - mamy już sankcje japońskie, tajwańskie, południowokoreańskie, singapurskie, a Australia wysyła Ukrainie broń. Dla Bidena i jego koncepcji globalnego sojuszu demokracji rozciągającego się od Atlantyku po Pacyfik ta wojna jest testem dla bardzo szerokiej, światowej koalicji.
Jest jakiś próg negatywnych skutków gospodarczych tej wojny dla Pekinu, po którego przekroczeniu Xi Jinping zdecyduje się aktywnie włączyć w próbę jej zakończenia?
Chiny są teraz w bardzo szczególnym momencie. Czekamy na zjazd partii komunistycznej, który odbywa się co pięć lat i wypada akurat tej jesieni. To moment politycznego rozedrgania w samych Chinach. Jeśli miałbym spekulować, to powiedziałbym, że kalkulacje Chin dotyczące poparcia Rosji na wczesnym etapie jeszcze w początku lutego, podobnie jak kalkulacje Putina, były trochę inne niż obecnie. Od lat chińscy dyplomaci i eksperci wyrażali przekonanie, że Zachód jest w potężnym kryzysie i nie jest zdolny do wspólnej odpowiedzi, w tym sankcyjnej szczególnie u państw, które najsilniej są uzależniony od wymiany handlowej z Rosją. Jak na razie wszystko zmierza w przeciwnym kierunku i konflikt zaczyna przekładać się m.in. na rynki surowcowe. W pewnym momencie rozchwianie globalnej gospodarki może również przełożyć się na gospodarkę chińską. Pekin już od dłuższego czasu przygotowuje się na spowolnienie wzrostu gospodarczego. Najważniejsi działacze partii komunistycznej doskonale wiedzą, że Chiny rozwijają się za szybko i nikt nie miał odwagi świadomie tego wzrostu obniżyć po to, by był trochę bardziej zrównoważony. Być może w pewnym momencie koszty wojny w Ukrainie będą tak bardzo widoczne dla chińskiej gospodarki poprzez sieć globalnych powiązań, że zdecydują się na jakąś istotniejszą reakcję. Jednocześnie Pekin widzi strategiczny uzysk w popieraniu Rosji, a partia komunistyczna z pewnością obawia się możliwości upadku reżimu rosyjskiego. To dla nich najczarniejszy czarny scenariusz.
A dostrzega pan jakiekolwiek zmiany w komunikatach Chin? Są jakiekolwiek sygnały, które mogłyby świadczyć o zmianach w myśleniu strategicznym chińskiego przywódcy?
Według mnie stanowisko chińskie jest stałe od dwóch tygodni. Mamy jednoznaczne gesty poparcia dla Rosji, minister spraw zagranicznych Wang Yi mówił w ostatnich dniach, że przyjaźń chińsko-rosyjska jest jak skała, że Chiny nie dołączą do sankcji Zachodu. To są wyraźne sygnały, że Chiny nie mają zamiaru odwracać się od Rosji. Jednocześnie nie mają też zamiaru płacić za Putina rachunków dyplomatycznych. Widać, że to nie jest relacja, w której Chińczycy chcieliby na siebie brać ten ciężar i jednoznacznie zostać zaliczonymi do obozu rosyjskiego. Chiny nie chcą być postrzegane jako strona finansująca rosyjską wojnę, bo to otworzyłoby pole do bezpośrednich sankcji Zachodu na nie, stąd ta ambiwalencja w komunikatach, którą widzimy. Pozostaje kwestia tego, czy Pekin będzie dystansować się od Rosji gospodarczo. Chińczycy mają zbudowane z Rosją już częściowo bezpieczne kanały finansowania i handlu, izolowane od sankcji. Mamy też jasny przekaz polityczny, z samej góry, od Xi Jinpinga, że handel z Rosją będzie kontynuowany. Oczywiście świat zaczął komentować m.in. wycofanie się z finansowania w Rosji projektów przez Azjatycki Bank Inwestycji Infrastrukturalnych (AIIB), ale to instytucja międzynarodowa, w której zarządzie jest wielu obywateli państw europejskich. Jednocześnie warto spojrzeć na konkretne liczby - całość projektu AIIB w Rosji to ok. 800 mln dol. Natomiast przez ostatnie 15 lat Chiny swoimi izolowanymi od sankcji kanałami pożyczyły Rosji co najmniej 83 mld dol. Ta statystyka dobrze oddaje, ile znaczą objawy „dystansowania” się Chin od Rosji.