Jacek Reginia-Zacharski, politolog i historyk,
/
Media
Czy pana zdaniem Władimir Putin stracił kontakt z rzeczywistością, czy zachowuje się jak racjonalny, ale brutalny gracz?
Jego pierwsze decyzje były oparte na racjonalnych kalkulacjach. Zapewne pierwotny plan zakładał uderzenie z północy i z południa, ale rdzeniem operacji miał być desant do Kijowa, zainstalowanie władz ukraińskich podległych Moskwie i szybkie podpisanie porozumienia z nimi na warunkach Kremla. To miało trwać maksymalnie 48 godzin, co by ograniczyło czas Zachodu na reakcję. Ten plan spalił na panewce - Ukraińcy walczą, Unia w trzeciej czy czwartej dobie zareagowała bardzo zdecydowanie. Plan Rosji się posypał, stąd chaos.
Skoro nie udał się rosyjski blitzkrieg, to zwycięstwo Ukrainy jest na wyciągnięcie ręki?
Nie jest tak, że możliwości Rosji się wyczerpały. Tak samo jak nie skończyły się możliwości ukraińskiej obrony. Do tego doniesienia wywiadowcze państw zachodnich mówią o otwartym włączeniu się do wojny Białorusi. Na pewno nikt nie może powiedzieć, że wojna się kończy. Są wprawdzie negocjacje, ale Ukraińcy nie mają złudzeń wobec rosyjskich intencji. Byłoby dobrze, by był to moment na złapanie oddechu przez Ukrainę, która czeka na napływającą
pomoc. I to chyba największa zmiana w sytuacji, że czas zaczyna działać na ich korzyść. Płyną do nich zasoby, ale także ludzie. Prezydent Zełenski ogłosił utworzenie legionu zagranicznego, a Łotwa zezwoliła swoim obywatelom na służbę w ukraińskich szeregach. Takie decyzje mogą podjąć inne państwa.
Jak traktować w tym kontekście wymachiwanie przez Putina groźbą użycia broni jądrowej?
Wracamy do pytania, czy Putin oszalał, czy nie. Jeśli jednak spojrzymy na wojnę w kategoriach racjonalnych decyzji politycznych i militarnych, to nie widać żadnych korzyści z ewentualnego użycia broni przez Kreml. Były wprawdzie niegdyś rozważane scenariusze mikrouderzeń, które miały mieć efekt psychologiczny złamania tabu, ale nawet efekt takiego użycia broni byłby niszczący dla samej Rosji. A jeśli faktyczne uderzenia, to na kogo? Jeśli Putin chciałby osiągnąć efekt Hiroshimy, to musiałby uderzyć na duże miasto. To scenariusz nie do akceptacji. Dziś gdy rosyjski prezydent prowadzi wojnę mimo zachodnich
sankcji, to gra na potrzeby wewnętrzne na niejednoznacznej postawie Chin, Pakistanu, Iranu czy innych państw, pokazując, że nie jest izolowany. W przypadku użycia broni nuklearnej jego izolacja byłaby 100-proc. Jeśli wojna w Ukrainie jest kopnięciem w stolik, to użycie broni jądrowej byłoby wysadzeniem miasta, w którym odbywa się turniej szachowy.
Co z Chinami, jak interpretować ich postawę? Niepisany sojusz?
Chiny zajęły postawę wyczekującą, może uznały, że nie mogą zmarnować dobrego kryzysu, angażującego ich rywali, bo wyciągną z tego dla siebie korzyści. Wprawdzie z jednej strony mają różne formaty współpracy, łącznie z deklaracją z Biszkeku, która zakazywała ingerencji w sprawy wewnętrzne z powodu np. ochrony praw człowieka. Jednak gdy uznają, że współpraca z Rosją stanie się dla ich interesów szkodliwa, natychmiast ich ton się zmieni. Dalsza eskalacja tej wojny nie jest dla nich rozwiązaniem optymalnym.
Wyszli gospodarczo wzmocnieni z pandemii i budują swoją pozycję na podstawie rozwoju wymiany handlowej i rozwoju wysokich technologii, a wojna ogranicza te możliwości. Rozbudowują sukcesywnie armię, ale nie widać, by chcieli grać kartą militarną. Scenariusz atrakcyjny z ich punktu widzenia zakładałby, że po wojnie Rosja jest izolowana na Zachodzie i wpada w sferę strategicznego oddziaływania Chin. On jest prawdopodobny. Rosja już jest izolowana i nawet gdyby wojna skończyła się z dnia na dzień, to
sankcje się nie skończą. Zachód nie może sobie na to pozwolić, bo za 5 do 10 lat sytuacja by się powtórzyła. Taka izolacja jest w interesie Chin. Natomiast im zależy na odbudowie łańcuchów dostaw i pewnej stabilności finansowej, oni także tracą na spadkach na rynkach.
Można powiedzieć, że na odcinku Zachód-Rosja od pewnego czasu już w niej jesteśmy. Pierwszy przegapiony przez sporą część świata moment to był atak na Gruzję w 2008 r. Zdecydowanie zmiana dotarła do świata w 2014 r.
A jakie są motywacje Putina? Czy to próba odnowienia imperium podyktowana chęcią przejścia do historii, czy kalkulacja, że bez zwasalizowania terenów byłego ZSRR Rosja nie ma szans na zachowanie pozycji w globalnym wyścigu?
Teza z podręczników historii stosunków międzynarodowych mówi, że Rosja będzie albo potęgą, albo nie będzie jej wcale. Podstawowe jest pytanie, w jakich domenach toczy się rywalizacja. Na pewno jedną kategorią jest innowacyjność i tu mamy dwóch głównych graczy: USA i Chiny, a potem cały peleton. Drugie pole to coś, co niektórzy nazywają mianem „law enforcement” - to domena tworzenia norm i zdolności ich nakładania, tworzenia pewnych ładów międzynarodowych. Jednym standardem byli Amerykanie, Chińczycy również, oni usiłowali wchodzić do tego wyścigu zapewne z mniejszym powodzeniem, natomiast liderem jest tu
UE, która zawsze w tej domenie budowała swoje przewagi. Na pewno Unia jest flagowcem, jeśli chodzi o tego typu rozwiązania w kwestiach klimatyczno-środowiskowych. W jakiej lidze może grać Federacja Rosyjska? Zapewne w lidze energetycznej, ale trzeba pamiętać, że ten kraj nie proponuje tu nowych rozwiązań, lecz jest dostawcą, w związku z czym nie jest głównym rozgrywającym na poziomie tworzenia nowego ładu. Rosja w tym wyścigu potęgowym dysponuje narzędziami przede wszystkim w jednej domenie - militarnej. Pytanie, o co idzie gra. Moim zdaniem chodzi o to, że główne mocarstwa w okresie 2019-2022 zdefiniowały sytuację tak, że dotychczasowy porządek międzynarodowy albo już nie istnieje, albo zerodował tak poważnie, że trzeba budować nowy. Jak ta nowa hierarchia będzie wyglądać? Dwa wiodące mocarstwa to oczywiście USA i Chiny - tego nikt chyba nie kwestionuje. Istotne jest, co się będzie działo poniżej tego poziomu - czy to będzie układ bipolarny, w którym trzeba będzie dołączyć do jednego lub drugiego obozu, czy to będzie świat wielobiegunowy. Gra Federacji Rosyjskiej jest obliczona na to, by odbudować swoją dominację co najmniej na obszarze postsowieckim i w ten sposób dołączyć do ligi graczy wielkopotęgowych. To myślenie zimnowojenne, ale biorąc pod uwagę genetyczno-behawioralne uwarunkowania Putina, to widać, że jest to facet ukształtowany w warunkach zimnowojennych. Czyli jeśli chcesz się liczyć, musisz być silny. A kim jesteśmy po latach 90., po wielkiej smucie? Jesteśmy słabi w tej rozgrywce globalnej.
Jak traktować ostatnie decyzje Europy, czyli bardzo ostre sankcje czy tę o zakupie broni przez UE?
Do przywódców światowych dotarło, że Rosja 24 lutego, sięgając po narzędzie zmasowanej wojny, zburzyła istniejący ład. Myślę, że dotarło do nich, że dotychczasowe narzędzia budowy przewag - własnych czy unijnych - schodzą do drugiego garnituru środków. Putin sięgnął po instrumenty, które wywracają dotychczasową rywalizację. To trochę tak, jakbyśmy grali w koszykówkę, a na boisko wkracza gracz, który zanim zacznie rzucać piłką, wpierw chce wszystkim zafundować nóż w plecy. Putin narzucił światu inne reguły i nie do wszystkich dotarło to w tym samym czasie. Ale w końcu dotarło. Od samego początku Putin w swoich wystąpieniach formułował groźby w stronę Zachodu, trudno było udawać, że to jakaś gra półcieni, sytuacja stała się zero-jedynkowa. Nie można już mówić, że po prostu Putin stosuje taką retorykę. To nie kwestia retoryki, bo mamy doniesienia o użyciu broni przeciwko cywilom czy zmasowanych atakach na infrastrukturę niepodległego państwa. Putin nie pozostawił nikomu szansy na to, by zachować się inaczej, a świadomość Zachodu musiała się zmienić. W 2008 r., gdy Putin zaatakował Gruzję, to z perspektywy państw europejskich było gdzieś bardzo, bardzo daleko. W 2014 r. racjonalizowano sobie, że na Krymie i tak mieszka wielu Rosjan, że trzeba przymknąć oczy i że jakoś się dogadają. Tymczasem obecnej wojny nie da się nawet usprawiedliwić przed samym sobą. Ta wojna toczy się kilkadziesiąt kilometrów od granic UE i NATO.
Reakcje Zachodu w zakresie dozbrajania Ukrainy i sankcji na Rosję będą skutecznym odstraszaczem?
Zakładałbym, że plan rosyjski był obliczony na szybki sukces. Wojna w Gruzji trwała pięć dni. Ron Asmus opisał ją mianem „małej wojny, która wstrząsnęła światem”. Tym razem tego Rosjanie nie osiągnęli. Nie wiem, czy jest scenariusz B i C - pewnie tak, ale możliwe, że są szykowane ad hoc. Jeśli chodzi o sankcje, to wydaje się, że Zachód nie do końca umiejętnie posłużył się tym narzędziem. Sankcje oczywiście mają sens, choć to nie będą bardzo doraźne efekty. Federacja Rosyjska znajduje się teraz w trochę innej logice. Rosjanie przekroczyli Rubikon, znajdują się w stanie wojny. A to generuje inne procesy decyzyjne niż w warunkach pokojowych. Oczywiście te sankcje będą osłabiać zdolność Rosji do prowadzenia wojny, bo zasoby, którymi ten kraj dysponuje, zapewne zaczną się wyczerpywać. Z perspektywy Rosji czy Białorusi koszty wojny będą windowane poprzez zdolności oporu ukraińskiego. One są niebywale wysokie, jeśli chodzi o poziom morale społeczeństwa ukraińskiego, myślę, że to zrobiło nieprawdopodobne wrażenie na wszystkich, włącznie z Rosjanami. Od 2014 r. Ukraina wykonała ogromną pracę w zakresie modernizacji sił zbrojnych, natomiast istotnym problemem jest zasób. Zatem te dostawy sprzętowe są teraz kluczowe dla Ukrainy.
Putin chce doprowadzić do renowacji imperium, by być silniejszym partnerem w grze międzynarodowej, a może skończyć jako przybudówka do Chin?
To de facto pytanie o to, jak ta wojna się skończy. A na nie nikt dzisiaj nie zna odpowiedzi. Niemniej przy całej tragedii i traumie, jakich doświadczają teraz Ukraińcy, jestem optymistą, jeśli chodzi o ostateczny wynik wojny. Moim zdaniem Federacja Rosyjska tej wojny nie może wygrać. Rosja wyjdzie z niej osłabiona i nawet jeśli stanie się ową „przybudówką” dla Chin, to będzie to wyjątkowo niewygodna przybudówka.
Jacek Reginia-Zacharski, politolog i historyk, specjalista w zakresie historii stosunków międzynarodowych i nauk politycznych, bezpieczeństwa międzynarodowego i narodowego. Profesor nadzwyczajny i adiunkt w Katedrze Teorii Polityki Zagranicznej i Bezpieczeństwa na Wydziale Studiów Międzynarodowych i Politologicznych Uniwersytetu Łódzkiego.