Tytuł ten przyznano dotychczas 17 państwom. Tylko dwa z nich – Bahrajn i Kuwejt – znajdują się w regionie Zatoki Perskiej. Relacje między USA a Katarem wzmocniły się od czasu objęcia urzędu przez prezydenta Joego Bidena. Jego poprzednik Donald Trump faworyzował bowiem Arabię Saudyjską i Zjednoczone Emiraty Arabskie. Te z kolei zerwały w 2017 r. stosunki dyplomatyczne i gospodarcze z Ad-Dauhą, oskarżając ją o bliskie relacje z grupami islamistycznymi i Iranem.
Sposób prowadzenia polityki, przez który Katar znalazł się w regionalnej izolacji, ostatecznie zaczął przynosić korzyści. W 2020 r. pośredniczył on w rozmowach Waszyngtonu z talibami, a po tym, jak jego przywódcy zaangażowali się w sierpniową ewakuację z lotniska w Afganistanie, emirat został oficjalnym przedstawicielem Amerykanów w Kabulu. W tym tygodniu pojawiły się zresztą informacje, że władze w Ad-Dausze osiągnęły porozumienie z nowymi przywódcami Afganistanu, dzięki któremu ewakuacja ma zostać wznowiona. Wstrzymano ją na początku grudnia w związku z serią sporów m.in. o kwestię zarządzania lotniskiem. Czarterowane maszyny Qatar Airways mają zacząć latać do Afganistanu dwa razy w tygodniu. Katarczycy zarządzają również kontrolą lotów w rejonie Kabulu.
Nadanie statusu „głównego sojusznika spoza NATO” nie gwarantuje, że Stany Zjednoczone staną w obronie danego państwa w przypadku ataku. Gwarancja ta – określona w art. 5 traktatu założycielskiego Paktu Północnoatlantyckiego – jest zarezerwowana wyłącznie dla jego członków. Zapewnia jednak Katarowi większy prestiż dyplomatyczny i dostęp do technologii, systemów bezpieczeństwa oraz szkoleń sił obronnych USA. Otwiera również drzwi do wspólnych operacji wojskowych i potencjalnej sprzedaży broni. „Potwierdzone zostało wzajemne zainteresowanie promowaniem bezpieczeństwa i dobrobytu w Zatoce i szerszym regionie Bliskiego Wschodu, zapewnieniem stabilności globalnych dostaw energii, wspieraniem ludności Afganistanu oraz wzmocnieniem współpracy handlowej i inwestycyjnej” – można było przeczytać w oświadczeniu wydanym po poniedziałkowym spotkaniu Bidena z przywódcą Kataru Tamimem ibn Hamadem Al Sanim.
W poniedziałek strony wspólnie ogłosiły zawarcie umowy o wartości 34 mld dol. na zakup 50 samolotów koncernu lotniczego Boeing przez Qatar Airways. Umowa jest jedną z największych w historii amerykańskiego giganta. Zdaniem Bidena wesprze dziesiątki tysięcy miejsc pracy w Stanach. „Krótko mówiąc, umowa ta wzmacnia amerykański przemysł lotnictwa cywilnego, promując większą krajową zdolność produkcyjną, zdrową bazę przemysłową do obrony komercyjnej i silne łańcuchy dostaw, jednocześnie podnosząc na duchu setki małych firm, które zasilają łańcuchy dostaw Boeinga” – napisał na Twitterze dyrektor Narodowej Rady Ekonomicznej USA Brian Deese, przekonując, że transakcja może się okazać jedną z największych podpisanych przez USA w tym roku.
Katar oczekuje także sfinalizowania sprzedaży zaawansowanych dronów MQ-9 Predator, których łączną wartość szacuje się na ok. 600 mln dol. W zeszłym roku rząd wyraził frustrację działaniami administracji USA, którą miały wywołać opóźnienia w jej procedowaniu. Prośba nie została rozpatrzona do dziś, choć sprzedaż zainicjowano jeszcze za czasów prezydentury Trumpa. Na przeszkodzie stanął Departament Stanu wraz z niektórymi członkami Kongresu, którzy przekonują, że umowa zakłóciłaby równowagę sił w Zatoce Perskiej.
Termin spotkania z emirem Al Sanim nie jest przypadkowy. Sojusznicy USA obawiają się, że jeśli na Rosję zostaną nałożone surowe sankcje gospodarcze, prezydent Władimir Putin odetnie dostawy gazu do krajów Europy Zachodniej. W ubiegłym tygodniu Biały Dom obiecał, że Biden omówi z Al Sanim kwestię stabilności globalnych dostaw energii. Katar jest jednym z największych producentów skroplonego gazu ziemnego (LNG), ale zdecydowana większość trafia do państw w Azji, z którymi ma podpisane długoterminowe kontrakty. Te miałyby stanowić 90–95 proc. całej katarskiej produkcji LNG. Analitycy twierdzą, że nie jest więc jasne, czy emirat będzie w stanie pomóc w zaopatrywaniu Europy. Kontrakty z Chinami czy Japonią mogłyby co prawda zostać zmienione, ale azjatyccy klienci oczekiwaliby w takiej sytuacji odszkodowania.
Urzędnicy amerykańscy odmówili potwierdzenia, czy podczas spotkania z emirem doszło do jakiegoś porozumienia w tym zakresie. Potwierdzili jednak, że wyznaczenie Kataru na „głównego sojusznika spoza NATO” nie było związane z prośbami Waszyngtonu o wsparcie Europejczyków na wypadek eskalacji z Rosją. ©℗