Jeszcze kilka dni temu wydawało się, że Boris Johnson może zacząć planować polityczną emeryturę. Premiera miał zatopić skandal „partygate”, wyszło bowiem na jaw, że jego współpracownicy organizowali zakrapiane alkoholem spotkania w czasie obowiązywania obostrzeń covidowych.

Na razie jednak wyrok wydaje się odroczony, a sam szef rządu z defensywy przeszedł do ofensywy. Wielka Brytania żyła „partygate” od końca listopada. Kulminacyjnym punktem miała być publikacja raportu z wewnętrznego dochodzenia, które Johnson zlecił do zbadania afery. Pikanterii sprawie nadaje to, że sam premier również był obecny na paru spotkaniach.
Rząd ostatecznie opublikował jedynie 12-stronicowe podsumowanie, zasłaniając się tym, że równoległe dochodzenie w sprawie kilku imprez prowadzi londyńska policja. To dlatego całą sytuację najtrafniej podsumował rysunek satyryczny, który wczoraj opublikował dziennik „The Times”: Johnson co prawda dostaje w głowę raportem, ale ciałem stara się go zasłonić Cressida Dick, szefowa stołecznej policji.
Wszyscy, którzy mieli nadzieję, że posumowanie dostarczy nowych faktów w sprawie „partygate” zawiedli się – z owych 12 stron wnioskom z wewnętrznego dochodzenia jest poświęcone zaledwie półtorej strony (trzy zajmuje aneks metodologiczny, dwie są puste, a pierwsza to strona tytułowa). Dowiadujemy się, że „niektóre spotkania nie licowały z wysokimi standardami oczekiwanymi od pracowników rządowych” oraz że osoby z otoczenia premiera „popełniły błędy”, ale szczegółów brak. Te mają być zawarte w pełnej wersji raportu, który być może zostanie opublikowany, kiedy swoje śledztwo zakończy policja.
Johnsonowi zapewniło to chwilę oddechu, którą natychmiast wykorzystał do tego, żeby przejść do ofensywy. W poniedziałek premier wyciągnął swoją ulubioną kartę – brexit – żeby pochwalić się, że lada moment wyrzuci do kosza ostatnie unijne regulacje, jakie jeszcze obowiązują nad Tamizą. Wczoraj poleciał na Ukrainę. Dzisiaj ma rozmawiać telefonicznie z Władimirem Putinem.
Również dzisiaj Johnson wyciągnie drugą swoją ulubioną kartę, a mianowicie „wyrównywanie szans” (leveling up), czyli kolejne hasło klucz kampanii wyborczej z 2019 r. Rząd chce bowiem przedstawić zarys strategii doinwestowania wymagających tego części Anglii – postulat, który pozwolił trzy lata temu odbić z rąk laburzystów wiele tradycyjnie nastawionych lewicowo okręgów wyborczych i walnie przyczynił się do zdobycia przez konserwatystów najliczniejszej większości w Izbie Gmin od lat.
Co ważne, uspokojenie sytuacji wokół „partygate” sprawiło, że zamilkły głosy domagające się ustąpienia Johnsona ze stanowiska i wybrania nowego lidera Partii Konserwatywnej (co doprowadziłoby również do zmiany szefa rządu). Skandal bez wątpienia pozostawił jednak głębokie blizny na wizerunku premiera, o czym mówił w mediach wczoraj chociażby poseł i były minister Andrew Mitchell. – Uważam, że ten kryzys tak szybko się nie skończy i wyrządzi jeszcze naszej partii wielkie szkody – stwierdził w jednym z programów telewizyjnych polityk.
Teraz, kiedy publikację raportu opóźniło dochodzenie policyjne, Johnson i jego doradcy mają czas, by zaplanować działania na moment, kiedy dokument ujrzy światło dzienne. Zapewne zostanie wręczonych parę dymisji. Zapewne też większości członków partii to wystarczy (choć pytanie brzmi jak dużej). Co do bohaterów „partygate”, to nazwiska mogą nigdy nie ujrzeć światła dziennego. Policja już bowiem zapowiedziała, że nawet jeśli w toku prowadzonego śledztwa zdecyduje się nałożyć na winnych złamania covidowych przepisów jakieś sankcje, to nie poda ich nazwisk do publicznej wiadomości.