Proces dochodzenia do standardów NATO może potrwać jeszcze kilkanaście lat.

Gdy w 2014 r. Ukraina padła ofiarą rosyjskiej agresji, rozkradana przez lata armia znalazła się w rozsypce, front na Donbasie utrzymano wysiłkiem wolontariuszy i batalionów ochotniczych, część miast utracono przez zdradę lub bezsilność mundurowych, a za sukces uznano fakt, że podczas rosyjskiej inwazji na Krym nie doszło do walk. Po ponad siedmiu latach siły zbrojne okrzepły, ostrzelały się i częściowo zreformowały. Gdyby Rosja zdecydowała się teraz na regularną inwazję, miałaby do czynienia z nieporównywalnie silniejszym przeciwnikiem niż wówczas. Dlatego wciąż bardziej prawdopodobne są lokalne eskalacje.
Atak z 2014 r. zmusił ukraińskich wojskowych do kolosalnej zmiany mentalnej. Rosja nigdy wcześniej nie była uznawana za zagrożenie militarne, nawet w czasach, gdy rządził Ukrainą prozachodni prezydent Wiktor Juszczenko (2005–2010), antybohater rosyjskiej propagandy. W sztabach nigdy nie zastanawiano się, jak zareagować na agresję z tamtej strony. Samo umiejscowienie jednostek wojskowych zostało odziedziczone i niemal niezmienione od czasów ZSRR, gdy szykowano się do wojny z NATO lub interwencji w państwach Układu Warszawskiego w obronie tamtejszych reżimów. Dopiero w przyjętej w 2015 r. doktrynie wojennej – a więc już po utracie Krymu i trzeciej części Donbasu – uznano Federację Rosyjską za przeciwnika wojskowego i ostatecznie odrzucono mrzonki o polityce pozablokowej.
Odbudowę armii rozpoczęto za prezydentury Petra Poroszenki (2014–2019). Najprościej mówiąc, miała ona polegać na unowocześnieniu sił zbrojnych i ich dostosowaniu do standardów NATO. Ówczesny minister obrony Stepan Połtorak w 2016 r. chwalił się w artykule napisanym dla DGP, że Ukraina wprowadziła 115 standardów Sojuszu. Do początku 2021 r. ta liczba wzrosła do 292. W tym tempie dostosowanie ukraińskich sił zbrojnych do zasad panujących w NATO może potrwać jeszcze ponad 10 lat. Przyspieszyła za to współpraca z zagranicznymi partnerami przejawiająca się choćby regularnymi szkoleniami prowadzonymi w Jaworowie i działalnością LITPOLUKRBRIG, litewsko-polsko-ukraińskiej brygady stacjonującej w Lublinie. Szybko rósł odsetek PKB przeznaczany na obronę – z 1,6 proc. w 2013 r. do 4,1 proc. w 2020 r. Spośród państw europejskich tylko Rosja wydaje relatywnie więcej, bo 4,3 proc. PKB. Ukraińcy dysponują 255 tys. wojskowych. Od zera zbudowano system obrony terytorialnej. Ukraina ma 2430 czołgów i 11,4 tys. pojazdów opancerzonych, co stawia ją w europejskiej czołówce, choć w każdej z tych statystyk są to siły dwu-, trzykrotnie mniejsze niż rosyjskie.
Dodatkowo znaczna część wyposażenia pamięta czasy radzieckie; generał Serhij Drozdow, dowódca lotnictwa, oświadczył w ubiegłorocznej rozmowie z „RBK-Ukrajina”, że siły powietrzne nie zyskały żadnego nowego samolotu od momentu uzyskania niepodległości w 1991 r., a bez nowych maszyn w ciągu 10 lat całe lotnictwo zostanie uziemione. Najstarszy wciąż używany samolot transportowy został wyprodukowany w 1968 r., gdy oddziały radzieckie – wśród nich Ukraińcy – zajmowały Czechosłowację. Wciąż nie odbudowano potencjału floty, częściowo utraconej na Krymie. Władze deklarują wprawdzie zamiar docelowej wymiany całego wyposażenia na zachodnie, jednak na tak wielkie zakupy nie ma pieniędzy. Do sił zbrojnych trafia czasem nowy sprzęt – choćby tureckie drony Bayraktar wykorzystywane już na Donbasie czy amerykańskie przeciwpancerne javeliny, choć te ostatnie są składowane na zachodzie kraju i na ich ewentualne użycie Kijów musiałby uzyskać oddzielną zgodę Waszyngtonu.
Zmiany dotknęły też służb specjalnych. Ukraińcy mają na swoim koncie kilka imponujących operacji, na czele z wywiezieniem w 2019 r. z okupowanej części Donbasu Wołodymyra Cemacha, współodpowiedzialnego za zestrzelenie malezyjskiego boeinga w 2014 r. Operację koordynował kontrwywiad Służby Bezpieczeństwa Ukrainy, ale uczestniczył w niej także wywiad wojskowy. Cemach został przesłuchany (zapisy przekazano holenderskiej prokuraturze prowadzącej śledztwo w sprawie zestrzelenia samolotu), a następnie oddany Rosji w ramach wymiany jeńców. Jeszcze większy rozmach miała operacja zwerbowania pod fałszywą flagą kilkudziesięciu najemników, których miano podstępem sprowadzić na Ukrainę i postawić przed sądem. Na ostatniej prostej została ona udaremniona latem 2020 r. przez białoruskie służby, najpewniej w wyniku przecieku z okolic biura prezydenta Wołodymyra Zełenskiego.