Wczoraj pojawiła się informacja, że będzie zorganizowany lot dla nas, ale dzisiaj na tablicy na lotnisku lot jest odwołany – mówi PAP iracki Kurd, który w Mińsku przebywa już od 15 dni. Jak przyznaje uwierzył, że "dość łatwo jest dostać się do Polski, a potem do Niemiec". Na miejscu uznał, że "to niebezpieczne". „Próbujemy teraz z przyjaciółmi kupić bilet samodzielnie i wrócić do kraju” – podkreśla..

„Wydaje nam się, że tego lotu (humanitarnego) nie będzie” – mówi rozmówca PAP.

O pierwszym locie Iraqi Airways, którym wyleciało ponad 300 osób, białoruskie władze poinformowały 18 listopada.

W środę 24 listopada rosyjska agencja RIA Nowosti podała, że ma być zorganizowany kolejny lot i wyleci on w czwartek o 14.30. Dane tego lotu pojawiły się nawet na tablicy informacyjnej na lotnisku, ale w czwartek rano był on oznaczony jako „odwołany”.

Białoruskie władze podały natomiast w czwartek rano, że „niestety, ze strony UE nie są podejmowane żadne kroki”. „Gdzie jest pomoc z UE? Jej po prostu nie widać” – powiedział w czwartek rano sekretarz Rady Bezpieczeństwa Alaksandr Walfowicz.

„Obecnie na ten lot na lotnisku w Mińsku oczekuje ok. 200 osób” – dodał.

Tymczasem telewizja MIR (holding medialny Wspólnoty Niepodległych Państw) podała informację, że „Iraqi Airways odwołały lot, bo UE nie zapłaciła za niego”.

Z ustaleń PAP wynika, że w tej sprawie nie było ustaleń. Jedno ze źródeł PAP, zaangażowane w działania na rzecz powrotu migrantów do ich krajów pochodzenia, powiedziało wprost:

„Tego lotu w ogóle nie było w planach”. Rozmówca PAP zasugerował, że „być może doszło do jakiejś pomyłki technicznej na lotnisku”.

Na lotnisku w Mińsku PAP nie udało się wyjaśnić sytuacji z rzekomo zaplanowanym, a potem odwołanym lotem. Biuro prasowe skierowało PAP do Iraqi Airways oraz poinformowało, że służba bezpieczeństwa lotniska, korzystając ze swoich „legalnych kompetencji nie wyraża zgodę na wykonywanie pracy dziennikarza na terenie lotniska”.

Pochodzący z irackiego Kurdystanu rozmówca, który prosił o niepodawanie jego imienia i nazwiska, opowiada, że w Mińsku jest od 15 dni. Przyleciał tutaj z Irbilu przez Teheran i Stambuł, bo uwierzył, że przez Białoruś „dość łatwo jest dostać się do Polski, a potem do Niemiec”. Ma 21 lat.

„Już na miejscu, w Mińsku, zorientowałem się, jak bardzo to jest niebezpieczne. Razem z kolegami – jest nas w sumie 12, zrezygnowaliśmy z tych planów. Moi rodzice przestraszyli się, nalegają, żebym jak najszybciej wracał” – mówi PAP.

Ciągle jest w kraju legalnie, bo udało mu się przedłużyć wizę z pomocą miejscowego prawnika (cena – 100 dol.). Ma nadzieję, że w piątek uda mu się wylecieć z Białorusi i wrócić do domu.

O tym, że „Europejczycy powinni zapłacić za lot” mówił w czwartek również Alaksandr Łukaszenka.

„Proszę, my ich zbieramy na lotnisku, ale coś samolotu nie przysłali. A co? Zapłacić trzeba? Niech Europejczycy zapłacą. My wydzieliliśmy pieniądze, miliony i tysiące, mówili. Ani jednej kopiejki nie dostaliśmy. My nie potrzebujemy, niech to pójdzie na Czerwony Krzyż i inni. Na razie karmimy i poimy ich my. Ile ten lot może kosztować? Niech UE opłaci” – powiedział Łukaszenka.

Rzecznik MSZ powiedział, że dla „uchodźców, którzy chcą powrócić do domu nie ma żadnych przeszkód”.

W czwartek po południu Telegram białoruskiego Sputnika poinformował, że na tablicy mińskiego lotniska pojawiły się loty do Iraku. Z kolei lotnisko w Mińsku poinformowało, że cztery loty mają się odbyć w piątek i w sobotę.