W wirtualnej rozmowie liderzy USA i Chin tryskali dobrym humorem, ale nad spotkaniem ciążyło widmo sporu o Tajwan.

Gdy przywódcy dwóch największych globalnych mocarstw podkreślają swoją odpowiedzialność za uniknięcie konfliktu, to świat z pewnością może odetchnąć z ulgą. A tak było przed kamerami na początku wirtualnego spotkania między prezydentem USA Joem Bidenem i jego chińskim odpowiednikiem Xi Jinpingiem. Rozmowom towarzyszyło skracanie dystansu, podkreślenie przyjacielskich relacji i deklaracje o konieczności „współistnienia w pokoju” czy „budowania konsensusu”. Pielęgnowanie osobistej relacji ma być dla lokatora Białego Domu jednym z kluczy do wzajemnego zrozumienia i rozwiązania sporów z Chinami. Przywódca USA twierdzi, że dzięki godzinom rozmów z Xi za swojej wiceprezydentury spędził z nim najwięcej czasu spośród wszystkich zachodnich polityków.
Wymiana zdań przy mediach przypominała jednak przerwę na zaczerpnięcie oddechu. Kordialność na początku trzeciej i najpoważniejszej rozmowy przywódców nie przysłoniła długiej listy problemów. Te były później poruszane przez delegacje na najwyższym szczeblu obu krajów w ponad trzygodzinnych konsultacjach. Tym razem już bez obecności kamer. Spośród wszystkich problemów najbardziej palącym jest kwestia Tajwanu.
Xi regularnie mówi o przejęciu wyspy jako o czymś nieuchronnym, a na spotkaniu ostrzegał Bidena przed „igraniem z ogniem” w tej sprawie. „Dziennik Ludowy” („Renmin Ribao”) pokazujący stanowisko Komunistycznej Partii Chin pisał w poniedziałek, że Tajwan jest „końcową czerwoną linią Chin”.
Amerykanie nie pozostają bierni. Prezydent Stanów Zjednoczonych w ubiegłym miesiącu zapewniał o zobowiązaniu USA do obrony demokratycznej wyspy w przypadku ataku ze strony Chińskiej Republiki Ludowej (ChRL). Jak donosi „Wall Street Journal”, Stany Zjednoczone po cichu rozmieściły nawet na wyspie wojskowych doradców, którzy stacjonują na Tajwanie co najmniej od roku. Waszyngton szacuje, że próba przejęcia wyspy przez komunistów z Pekinu może się wydarzyć w ciągu pięciu lat.
– Koncyliacyjny ton rozmowy może służyć stronom w przyszłości do rozwiązania innych sporów, np. w zakresie gospodarczym. Mimo to liderom nie udało się załagodzić kluczowych problemów w relacjach, m.in. kwestii Tajwanu. Biden zasygnalizował kontynuację polityki „jednych Chin” w tym zakresie, wyraził sprzeciw dla naruszenia wolności żeglugi, m.in. w Cieśninie Tajwańskiej, i podkreślił gotowość Stanów Zjednoczonych do obrony wolnego i otwartego Indo-Pacyfiku – wyjaśnia nam Paweł Markiewicz, analityk Polskiego Instytutu Spraw Między narodowych (PISM).
Strony nie oczekiwały, że wirtualne spotkanie przyniesie przełom w relacjach, a dyplomaci tonowali oczekiwania. Zmiana klimatu jest jednak wyczuwalna. Szczególnie po burzliwym początku kadencji administracji Bidena i publicznym sparingu na słowa w trakcie marcowego spotkania amerykańskich i chińskich dyplomatów w Anchorage. Amerykańska dyplomacja donosi nieoficjalnie, że w ostatnich miesiącach Pekin jest bardziej skłonny do porozumień. „Priorytetem Xi jest zapewnienie tego, by ponownie otworzyć kanały komunikacji z Bidenem w celu zapobiegnięcia konfliktowi zbrojnemu” – tłumaczy „Wall Street Journal”.
Zgadza się z tym Markiewicz, który ocenia, że spotkanie liderów mocarstw „służyło deeskalacji napięcia w rywalizacji”.
– Strona amerykańska zapowiedziała chęć prowadzenia otwartego dialogu z chińskim partnerem w celu uniknięcia niezamierzonych konfliktów i współpracowania w kluczowych obszarach polityki globalnej, np. przy przeciwdziałaniu zmianom klimatycznym i epidemii – twierdzi analityk PISM.
Podejście Joego Bidena dobrze streszcza maksyma sekretarza stanu Antony’ego Blinkena – „konkurować, gdy potrzeba, współpracować, gdy można, stawiać się, gdy trzeba”. Kwestia tego, jak skierować na takie tory rywalizację – z Chinami kwestionującymi hegemonię Stanów Zjednoczonych – jest największym wyzwaniem prezydenta USA w polityce zagranicznej. Do tego, by wykazał tu się skutecznością, potrzeba mu poparcia nie tylko jego macierzystych demokratów, ale i republikanów.
Dlatego też na krótko przed rozmowami z Pekinem Biden w uroczystej ceremonii przed Białym Domem podpisał wart bilion dolarów pakiet infrastrukturalny, który w amerykańskim Senacie poparła prawie połowa Partii Republikańskiej. W intencji Amerykanów miał być to mocny sygnał do chińskich władz, że demokracje potrafią być skuteczne oraz gotowe do ponadpartyjnych porozumień. USA chciały też pokazać swoją mobilizację i świadomość konieczności modernizacji sieci transportowej, by konkurować i dotrzymywać kroku szybko rozwijającym się Chinom.
Ton rozmów Biden–Xi był koncyliacyjny, ale były też trudne tematy