Izrael i USA przygotowują się na sytuację, w której Iran zrezygnuje z dalszych negocjacji

Przedstawiciele Izraela i Stanów Zjednoczonych odbyli niedawno rozmowy o tym, co zrobić, jeśli władze w Teheranie nie zdecydują się na powrót do stołu negocjacyjnego w Wiedniu. – Stany Zjednoczone i inne światowe mocarstwa coraz częściej rozważają alternatywne możliwości powstrzymania Iranu przed rozwojem arsenału nuklearnego – mówił w poniedziałek ambasador Izraela w Waszyngtonie Gilad Erdan. – W przeszłości szacowano, że istnieje 80-proc. szansa na powrót do porozumienia, ale dziś spadła ona do 30 proc. – komentował.
Negocjacje rozpoczęły się w Wiedniu w kwietniu. Dwa miesiące później, kiedy prezydentem Iranu został ultrakonserwatywny Ebrahim Raisi, utknęły w martwym punkcie. W tym samym czasie Iran intensywnie rozwijał swój program nuklearny. Dlatego – po raz pierwszy od czasu objęcia urzędu przez premiera Naftalego Bennetta – zebrała się amerykańsko-izraelska strategiczna grupa robocza ds. Iranu, której celem jest uniemożliwienie Irańczykom uzyskania broni atomowej.
Izraelczycy mieli naciskać na bardziej zdecydowane traktowanie Teheranu, niż ma to miejsce od objęcia rządów przez Joego Bidena. – Należałoby się spodziewać, że pierwszym krokiem byłyby po prostu kolejne, mocniejsze sankcje, które nałożone zostałyby w taki sposób, by wymusić ustępstwa ze strony Iranu – mówi DGP analityk Polskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych Michał Wojnarowicz. – Izrael dążyłby do zaostrzenia reżimu sankcji. W przemówieniu na Zgromadzeniu Ogólnym ONZ nawiązywał do tego zresztą premier Bennett. Mówił, że Iran jest słabszy, niż wszystkim się wydaje; jego gospodarka znajduje się w kryzysie. Izrael podkreśla też, że pandemia zbiera tam dużo większe żniwo, niż przyznają władze – tłumaczy Wojnarowicz.
Nasz rozmówca zaznacza, że takie rozwiązanie mogłoby się jednak spotkać z kontruderzeniem ze strony Iranu. – Państwo to ma duże zdolności oddziaływania w regionie, w Zatoce Perskiej, gdzie często dochodzi do ataków na statki transportujące ropę i gaz, a teraz pojawiła się także kwestia Afganistanu – opowiada. Nowi przywódcy Izraela nie są całkowicie przeciwni przywróceniu umowy z Iranem. – Stosunek rządu Bennetta jest zupełnie inny niż ten, który przez lata reprezentował premier Binjamin Netanjahu – mówi analityk PISM. – Poprzedni rząd był wobec porozumienia niezwykle krytyczny i jasno wskazywał, że nie rozwiązuje ono problemu działalności Iranu w regionie – tłumaczy.
Umowa skupiała się na kwestii nuklearnej, nie podejmując tematu wsparcia Iranu dla organizacji terrorystycznych. Netanjahu krytykował decyzję ówczesnego prezydenta Baracka Obamy o przystąpieniu do umowy, idąc ramię w ramię z Partią Republikańską. – Angażował się tym samym w wewnętrzne konflikty polityczne USA – komentuje Wojnarowicz. Rząd Bennetta postępuje inaczej. Jego nadrzędnym celem jest, by Iranowi nie udało się zbudować broni. – W krytyce procesu dyplomatycznego jest zdecydowanie bardziej ostrożny – twierdzi analityk. Widać to po sposobie, w jaki wypowiadają się publicznie jego przedstawiciele.
W wywiadzie dla amerykańskiego „Foreign Policy” izraelski minister obrony Beni Ganc tłumaczył, że Izrael zgodziłby się na powrót do umowy bez większych modyfikacji. Podobnie mówił Bennett na Zgromadzeniu Ogólnym ONZ. Premier powtarzał, że nie można dopuścić Iranu do budowy broni, ale nie krytykował jednocześnie procesu dyplomatycznego Bidena, tak jak zrobiłby to Netanjahu. – Widać, że Izraelczycy dają kredyt zaufania Bidenowi – komentuje analityk. W ten sposób mieliby też dążyć do odbudowy dobrych stosunków z Amerykanami, które pozostawały od dłuższego czasu napięte. W rozmowie z „Foreign Policy” Ganc wspominał również o planie C, czyli samodzielnych działaniach Izraela przeciw programowi nuklearnemu. – Państwo to nie ma możliwości, by zniszczyć cały program Iranu jednym uderzeniem – mówi jednak Wojnarowicz.
Bennett jest wobec Iranu bardziej umiarkowany niż Netanjahu