Kto wyjaśni kandydatowi CDU/CSU na kanclerza Niemiec Arminowi Laschetowi, że to już koniec? Niepokojąca jest nonszalancja, z jaką chadecki polityk stara się ukryć swoją polityczną porażkę i próbuje oszukać samego siebie – komentuje w poniedziałek "Sueddeutsche Zeitung".

Najważniejsze pytanie, jakie CDU powinna postawić sobie po porażce w niedzielnych wyborach do Bundestagu brzmi: "Czy Armin Laschet nie staje się powoli kłopotem nawet dla tych, którzy popierali go jako kandydata na kanclerza?". Laschet nie był popierany przez większość członków Unii, „w niektórych regionach nawet nie powieszono jego plakatów, a CSU i tak nigdy go tak naprawdę nie zaakceptowała” - wylicza "SZ".

Jak podkreśla monachijski dziennik, Laschet „prowadził bardzo złą kampanię wyborczą, która przyniosła Unii historycznie słaby wynik”. W wyborach „utracono okręgi wyborcze, które dotychczas uważano za niemożliwe do utracenia”, a we wschodnich krajach związkowych RFN Unia stała się praktycznie nieobecna. Na tym tle poszukiwanie przez Lascheta większości w nowym parlamencie, która pozwoliłaby mu zostać kanclerzem, wydaje się niezrozumiałe. I świadczy o niezrozumieniu sytuacji, lub oszukiwaniu samego siebie – analizuje "SZ".

To, co Laschet jako kandydat CDU/CSU miał podczas kampanii do zaoferowania pod względem politycznym, nie było przekonujące. „Laschet oświadczył z całą mocą, że kandydat na kanclerza nie powinien polegać na pomocy poprzednika, po czym korzystał ze wsparcia (Angeli) Merkel na wszystkich etapach swojej kampanii wyborczej” - przypomina dziennik. Jedyne, czym ratował się Laschet jako kandydat, było straszenie wyborców, że przegrana chadecji grozi powstaniem koalicji SPD, Zielonych i postkomunistycznej Lewicy. Jego polityczna wizja „nie była przekonująca” – podkreśla "SZ".

„Być może najbardziej irytujący w zachowaniu Lascheta jest brak szacunku do samego siebie. Jego nonszalancja, za którą stara się ukryć polityczną porażkę” – ocenia dziennik. „Swoim zachowaniem Laschet potwierdza najgorszy stereotyp, dotyczący polityków: że zawsze chodzi tylko o stanowiska i benefity”.

"SZ", tak jak niektóre inne media, chciałaby, „aby to najpierw FDP i Zieloni porozumieli się, jak mogliby wspólnie rządzić”, a dopiero potem zawiązali koalicję z dużą partią i do wyboru mieliby SPD lub CDU/CSU. „Wybierając partnera, należy jednak bardzo zważać na to, aby w efekcie nie ponieść wspólnej odpowiedzialności za samooszukiwanie się” - ostrzega "Sueddeutsche Zeitung".