- Nowy rząd Izraela jest bardziej umiarkowany od tego, którym kierował Netanjahu. Mimo to trudniej będzie dojść do porozumienia - mówi Daniel Blatman, historyk z Uniwersytetu Hebrajskiego w Jerozolimie.

Niedawno weszła w życie nowelizacja kodeksu postępowania administracyjnego. Jej przyjęcie przez Sejm wywołało zdecydowany sprzeciw rządu Izraela. Minister spraw zagranicznych Ja’ir Lapid komentował, że jeśli chodzi o pamięć o Holokauście, Izrael nie pójdzie na kompromis nawet w sprawie przecinka. Czy ten temat wciąż wzbudza u was takie emocje?
Nie, w ogóle się o tym nie mówi. Wszyscy zdążyli zapomnieć. O nowelizacji k.p.a. faktycznie zrobiło się na chwilę głośno, kiedy w połowie sierpnia minister spraw zagranicznych Ja’ir Lapid wygłosił przemówienie na temat kryzysu w stosunkach z Polską. Mówił wtedy o sytuacji dyplomatycznej – ambasador Polski miał na razie nie wracać z urlopu z Warszawy, a szef placówki Izraela – wrócić natychmiast do kraju. Niemniej teraz temat już stracił na znaczeniu.
Nowelizacja została powszechnie uznana za złą, czy można było spotkać również odmienne opinie?
Nie powiedziałbym, że słychać było jakieś głosy poparcia dla nowelizacji k.p.a., ale po tym, jak ambasador Marek Magierowski nie wrócił z Warszawy, a nasz rząd nie wyznaczył nowego szefa misji w Polsce, wielu Izraelczyków zwyczajnie milczało. Nie było widać wsparcia, ale nie było też wyraźnego sprzeciwu wobec działań polskiego rządu. Wszystko dlatego, że większość Izraelczyków nie wiedziała w ogóle, że jest jakiś problem i nie do końca rozumiała, o co w tym wszystkim chodzi. Różne szczegóły związane z nowelizacją – dotyczące decyzji sprzed 30 lat czy wydarzeń z czasów komunizmu – były nieznane opinii publicznej. Trzeba pamiętać, że kiedy w Izraelu ktoś wychodzi i mówi, że dane działanie ma charakter antysemicki, to sprawa z automatu staje się dla wszystkich oczywista. Szczegóły nie są wtedy potrzebne. Dlatego nie można powiedzieć, że był wyraźny sprzeciw wobec samej nowelizacji ustawy. Chodziło bardziej o pamięć o Holokauście. Do takich sytuacji dochodzi zresztą często. Tak samo było zimą, kiedy dwóch polskich historyków zostało pozwanych za to, co napisali w swojej książce (chodzi o Barbarę Engelking i Jana Grabowskiego i sprawę informacji dotyczących Edwarda Malinowskiego zawartych w książce „Dalej jest noc. Losy Żydów w wybranych powiatach okupowanej Polski” – red.). Sytuacja ta wywołała debatę także w Izraelu. Teraz wielkiej dyskusji jednak nie było. Polski rząd coś zrobił, a później pojawiło się kilka artykułów na ten temat, m.in. w dzienniku „Ha-Arec”, gdzie ja i kilka innych osób próbowaliśmy tłumaczyć, że nic antysemickiego się za tym prawem nie kryje.
Nie zmienia to jednak faktu, że polski ambasador wciąż przebywa w Polsce, a izraelski chargé d’affaires – w Izraelu. Wydawać by się mogło, że minister Lapid pozostaje nieugięty. Jak to wpłynie na stosunki polsko-izraelskie w długim okresie?
Nie umiem tego przewidzieć. Oczywiście kryzys dyplomatyczny powinien się jakoś zakończyć, ale trzeba jednocześnie pamiętać, że nasze relacje zostały utrzymane. Ludzie wciąż normalnie przemieszczają się między Polską a Izraelem. Negatywny wpływ w kontekście stosunków bilateralnych miała głównie pandemia koronawirusa, bo większość turystów nie może w tej chwili w ogóle przylecieć do Izraela. Poza tym nic dramatycznego w relacjach z Polską jednak się nie wydarzyło.
Kiedy w 2018 r. między Polską a Izraelem wybuchł konflikt o nowelizację ustawy o Instytucie Pamięci Narodowej, premierem był Binjamin Netanjahu. Wraz z Mateuszem Morawieckim dość szybko go zażegnali. Czy teraz będzie podobnie?
Tak było, ale z drugiej strony w przypadku Netanjahu zdecydowanie łatwiej dochodziło do wybuchu różnego rodzaju konfliktów. Nasz poprzedni premier był cynikiem. Choć w 2018 r. na temat IPN odbywała się duża debata, nie było dla niego szczególnie istotne to, co ktoś mówił. W końcu jakiś kompromis został osiągnięty. Większość izraelskich historyków nie była jednak usatysfakcjonowana i nie zgadzała się z nim. Nowy rząd jest zdecydowanie bardziej umiarkowany niż wszystkie te, którymi przez lata kierował Netanjahu. Tyle że obecny minister spraw zagranicznych Ja’ir Lapid jest bardzo wyczulony na wszystko, co uważa za przejaw braku szacunku dla pamięci o Holokauście i w związku z tym za antysemityzm. Ma to związek z historią jego rodziny. Lapid jest synem człowieka, który został ocalony z getta w Budapeszcie. To z pewnością nie ułatwi odbudowy relacji z Polską. Szef dyplomacji nie jest zresztą ekspertem, jeśli chodzi o Polskę. Nie wydaje mi się, żeby wiedział, co dokładnie działo się w Warszawie i jak wyglądała tamtejsza sytuacja. Dlatego wydaje mi się, że z obecnym rządem Naftalego Bennetta i Ja’ira Lapida znacznie trudniej będzie dojść do porozumienia.
Polityka zagraniczna nowych przywódców – Lapida i Bennetta – niewiele różni się od tej prowadzonej przez Binjamina Netanjahu. Czy to samo można powiedzieć o strategii wobec Polski? Stosunki z Warszawą są mimo kryzysu dla nowego rządu ważne?
Wydaje mi się, że dla nowej władzy dobre stosunki z Polską powinny być szczególnie istotne. Z tym że ważna jest tu nie do końca Polska jako taka, lecz Polska jako członek Unii Europejskiej. Głównie dlatego, że do UE należy wiele państw – szczególnie tych wiodących – które nie popierają licznych działań Izraela, związanych zwłaszcza z procesem pokojowym czy Palestyną. A Polska wraz z Węgrami prezentują na te sprawy inne spojrzenie niż Francja czy państwa skandynawskie. Kiedyś w tym gronie były jeszcze Czechy i Słowenia, ale sytuacja się zmieniła. Dlatego uważam, że z perspektywy rządu Izraela jest szczególnie ważne, by dbać o relacje z Warszawą. Tylko trzeba się będzie liczyć z tym, że sprawy związane z Holokaustem zawsze będą się gdzieś przebijać.