W piątek Joe Biden po raz pierwszy spotka się na żywo z premierami Australii, Indii i Japonii.

Jeszcze dwa tygodnie temu Waszyngton był w defensywie: błyskawiczny upadek wspieranych od kilkunastu lat władz w Afganistanie powszechnie odebrano jako porażkę, a nawet początek schyłku amerykańskiej hegemonii. Teraz Amerykanie starają się na nowo przejąć inicjatywę. Kluczowy w tym względzie jest czteroliterowy skrót QUAD, pod którym kryje się coraz ściślejsza współpraca Stanów Zjednoczonych z Australią, Indiami i Japonią.
Wlanie nowej energii w format wymyślony ponad dekadę temu to najważniejsza inicjatywa zagraniczna administracji Bidena. W marcu liderzy indo-pacyficznego kwartetu odbyli ze sobą telekonferencję; w piątek po raz pierwszy spotkają się na żywo, w Białym Domu. Biden, przez wzgląd na pandemię, takich spotkań raczej unika – od objęcia rządów odbył ich garstkę. „Przyjęcie liderów państw QUAD świadczy o przywiązaniu administracji Bidena do obszaru Oceanów Indyjskiego i Spokojnego” – czytamy w oświadczeniu Białego Domu w sprawie spotkania.
– Afgańska klapa Bidena sprawiła, że okolice Indii stały się mniej bezpieczne. Wywołała też uzasadnione pytania ze strony Japonii i Australii. Dobrze więc, że ugościmy niebawem partnerów z grupy QUAD. Musimy odbudować nasze sojusze, a ten jest kluczowy – napisał kilka dni temu na Twitterze republikański senator Bill Hagerty.
Czego mają dotyczyć rozmowy? Przede wszystkim walki z pandemią i zmianami klimatu, a także współpracą w zakresie nowych technologii i cyberbezpieczeństwa. Kolejnym tematem są „wolne i otwarte oceany, Indyjski i Spokojny” – aluzja do swobody żeglugi na tych wodach zagrożonej przez coraz bardziej konfrontacyjną postawę Chin.
Tajemnicą poliszynela jest fakt, że QUAD to forum powołane do ograniczania chińskich wpływów, chociaż trudno o takie deklaracje z ust uczestniczących w nim państw. Fakt, że Canberra, New Delhi i Tokio z entuzjazmem przyjęły ożywienie formatu, pokazuje, jak głęboka zmiana zaszła w ich kalkulacjach odnośnie do sytuacji w regionie za rządów Xi Jinpinga (jeszcze kilka lat temu Australia opuściła grupę, bo samo uczestnictwo w niej wydawało się tamtejszym politykom zbyt konfrontacyjne wobec Państwa Środka).
Chiny niedawno obłożyły wybrane towary z Australii wyższym cłem po tym, jak premier Scott Morrison zasugerował, że potrzebne jest niezależne śledztwo w sprawie pochodzenia wirusa SARS-CoV-2. Sytuacja na granicy indyjsko-chińskiej jest napięta. Japonia od dawna jest uwikłana w spór z Chinami o wyspy Senkaku. To wszystko sprawia, że państwom tym jest po drodze ze Stanami Zjednoczonymi.
Znaczenia grupy nie można jednak przeceniać. Na razie QUAD to jedynie dyplomatyczny format, za którym nie stoi żadna administracja – kwartet nie ma np. swojego sekretariatu, który wspomagałby współpracę (powołano jedynie grupy robocze składające się z przedstawicieli różnych państw). Co więcej, nie wszyscy członkowie grupy są tak samo silnie związani ze Stanami Zjednoczonymi. Japonia to strategiczny partner od lat. Australia właśnie zyskuje na znaczeniu. Ale już z Indiami nie łączą Amerykanów tak silne więzy.
Niemniej QUAD to mocny sygnał, że dla Waszyngtonu strategiczny jest Pacyfik, nie Atlantyk – coś, co deklarowały zarówno administracje Obamy i Trumpa, ale de facto nie wiele w tej sprawie zrobiły.
Przykładem tego zwrotu jest ogłoszona niedawno decyzja, że Stany Zjednoczone podzielą się z Australią (do spółki z Wielką Brytanią) technologią budowy okrętów podwodnych o napędzie atomowym. Wagi tego porozumienia (znanego pod innym skrótem: AUKUS) nie sposób przecenić – dotychczas USA współpracowały w zakresie kluczowych technologii atomowych wyłącznie z Brytyjczykami.
– Po upadku Kabulu wielu ekspertów od polityki zagranicznej uznało, że Ameryka nie przejmuje się już swoimi sojusznikami oraz że sojusznicy stracili wiarę w USA, [AUKUS] pokazuje, że nie mieli racji – napisał na łamach „The Atlantic” Michael Fullilove, dyrektor Instytutu Lowy’ego, australijskiego think tanku.
Zanim jednak w Białym Domu spotkają się liderzy kwartetu, Joe Biden z każdym z nich spotka się osobno. Prezydent USA widział się już z premierem Australii na marginesie trwającej właśnie sesji Zgromadzenia Ogólnego Organizacji Narodów Zjednoczonych. – Ameryka nie ma bliższego i bardziej pewnego sojusznika niż Australia. Nasze narody od dawna stoją ramię w ramię. I dalej możemy na sobie polegać – powiedział przed spotkaniem Biden. ©℗