Obywatele Australii skarżą się na brutalne traktowanie przez talibów przy próbie przedostania się na lotnisko, nawet po przedstawieniu paszportów z australijskimi wizami – donosi w piątek „Guardian”.

Droga na lotnisko w Kabulu okazała się nieprzejezdna dla dziesiątek obywateli Australii i posiadaczy australijskich wiz, usiłujących przedostać się do wojskowych samolotów ewakuacyjnych z Afganistanu. „W czwartek po południu rząd australijski poinformował obywateli Australii i posiadaczy wiz do tego kraju, aby udali się na lotnisko w Kabulu, gdzie będą mogli wejść na pokład specjalnego samolotu ewakuacyjnego” – pisze „Guardian”. Grupa ta obejmuje „wielu byłych tłumaczy i współpracowników, którzy służyli u boku sił australijskich i których służba uczyniła szczególnym celem dla talibów”.

Pomimo wcześniejszych zapewnień talibów, że osoby chcące opuścić kraj otrzymają „bezpieczne przejście”, bojownicy zablokowali bramy lotniska, przepuszczając tylko nielicznych. Talibowie bili i chłostali przechodzących, słychać było strzały. „Wielu osobom, które chciały opuścić Afganistan, udało się zbliżyć na odległość kilkuset metrów od samolotu, który mógł ich zabrać, ale zostali od niego odepchnięci przez uzbrojonych talibów” – opisuje sytuację „Guardian”.

Obecnie, po przejęciu przez talibów prawie całkowitej kontroli nad krajem, lotnisko w Kabulu jest jedyną możliwą drogą opuszczenia Afganistanu. Siły amerykańskie zabezpieczyły samo lotnisko w Kabulu, ale punkty kontrolne talibów znajdują się na wszystkich drogach dojazdowych do lotniska. „Nagrania wideo (dostępne na Twitterze – przyp. PAP) z Airport Road po południowej, cywilnej stronie lotniska, pokazują sceny chaosu, napierającą do przodu masę ludzi, powstrzymywanych przez regularne serie strzałów” – pisze „Guardian”.

Australijczycy, którym udało się dotrzeć do bramek na lotnisku, zgłaszali, że „byli bici, uderzani bronią i biczami przez talibów, kiedy przedstawiali swoje dokumenty mające umożliwić im podróż” – dodaje „Guardian”.

Niektórzy Australijczycy, aby dotrzeć na lotnisko, od kilku dni próbują przedostać się przez punkty kontrolne talibów. „Guardian” przytacza wypowiedź Leedy Moorabi, Australijki pochodzenia afgańskiego: „W ciągu 30 minut od informacji o locie bramy na lotnisko zostały zalane ludźmi, samolot ostatecznie odleciał z zaledwie 26 osobami na pokładzie”. Nie wszystkim członkom jej rodziny udało się dotrzeć do samolotu, mimo posiadania ważnych dokumentów. „Utknęli za bramą. Żołnierze afgańscy, którzy wyglądają i mówią jak talibowie, strzelają i grożą cywilom. Konsulat wie o sytuacji i nie udzielił dalszych wskazówek, jak im pomóc. Obawiam się, że zostaną zranieni przez tłum lub tak zwane oddziały afgańskie”.

Moorabi opisuje „Guardianowi”, że jej szwagier, który pozostał przed punktem kontrolnym, „widział kobiety i dzieci wyrywane z tłumu. (…) Patrzył, jak dzieci są deptane i był bezradny. Gdyby pochylił się, by je podnieść, tłum by go zadeptał. Był pobity przez afgańskiego pracownika ochrony na lotnisku. Pokazał im swój australijski paszport, a oni odrzucili go, twierdząc, że jest fałszywy”.

Australijska minister spraw zagranicznych, Marise Payne, pochwaliła „nadzwyczajną” pracę australijskich urzędników w niebezpiecznych okolicznościach, ale przyznała, że były „istotne problemy z dostępem do lotniska” w Kabulu. „Wiemy, że żołnierze talibów użyli broni palnej i przemocy, aby kontrolować tłumy wokół lotniska. (…) Sytuacja jest nadal bardzo złożona. Jesteśmy w kontakcie z tymi Australijczykami i posiadaczami wiz oraz wspieramy ich tam, gdzie jesteśmy w stanie, aby mogli pokonać te punkty kontrolne i przedostać się na lotnisko” – cytuje słowa minister Payne „Guardian”.

Jake Sullivan, amerykański doradca ds. bezpieczeństwa narodowego, zapowiedział, że wynegocjowano podczas rozmów z talibami „zapewnienie bezpiecznego przejścia cywilów na lotnisko” i amerykanie zamierzają tego dopilnować – pisze „Guardian”.

Sullivan potwierdził także, że „chociaż znaczna liczba osób była w stanie dotrzeć na lotnisko, znajdujące się obecnie pod kontrolą wojskową Stanów Zjednoczonych, to otrzymywaliśmy doniesienia, że ludzie byli odsyłani, odpychani, nawet pobici. Podejmujemy to w kontaktach z talibami, aby rozwiązać te problemy”.

Były żołnierz australijskich sił specjalnych Wes Hennessy, weteran siedmiu misji w Afganistanie, ocenił na łamach „Guardian”, że „australijskie wysiłki ewakuacyjne rozpoczęto zbyt późno”, praktycznie dopiero po tym, gdy świat obiegły „przerażające zdjęcia z Kabulu”. „Zbierzmy Australijczyków i Afgańczyków, którzy dla nas pracowali, i wywieźmy tych ludzi bezpiecznie. To narodowy wstyd, że ewakuowaliśmy tylko 26 osób podczas pierwszego lotu” – podkreśla Hennesy.